Wpis z mikrobloga

"Nie-zgoda - część 2 - Mecz"

Godzina 15:30 ja, Wojciech Barszcz mieszkam w mieście dość dużym jednym z największych w kraju. Mój dom mieści się w bloku mieszkalnym który powstał na wzór budowli z wielkiej płyty. Poza faktem że pracuję nie powiem nic więcej ciekawego. Oprócz tego że jestem kibicem pewnej drużyny piłkarskiej z mojego miasta. Niejednokrotnie bywałem na meczach odkąd tylko pamiętam a mam jakieś mgliste wspomnienia gdy miałem trzy, dwa lub jeden i pół roku lecz niezależnie od tego czy to wymyśliłem w głowie na wskutek opowiadań rodziców czy naprawdę to przeżyłem i coś zapisało się w pamięci jak w komputerze to moje kibicowanie jest od dłuższego czasu. Moja drużyna od 6 kolejek wygrywa mecze i jest szansa na to że powtórzy sukces sprzed roku kiedy była mistrzem kraju po raz któryś. W czwartej kolejce za to że wyrzuciłem odpaloną przez siebie racę na boisko dostałem półroczny zakaz stadionowy przez co nie mogłem kupić biletów na mecze. #!$%@? co? No nic. Będę mecz oglądać w telewizji bo mam niezły telewizor 4K i dekoder pewnej płatnej sieci która każe sobie bulić za kanały filmowe których praktycznie nie oglądam.
Do domu wszedł mój kolega, Tymian Kowalski który kibicuje z kolei innej miejskiej drużynie lecz ona radzi sobie gorzej bo jest na jedenastym miejscu w lidze. Też nie mógł pójść na mecz bo nie było go stać na bilet a naprawa auta kosztuje niemało. Przygotowaliśmy dwa sześciopaki piwa, paczki chipsów, golonkę i kabanosy a także colę. Usiedliśmy na fotelu i on powiedział mi dogryzając. Moja drużyna w niebieskich strojach dowali twojej drużynie. Zobaczysz. Ja nie pozostałem mu dłużny -Nie bądź taki pewny. Ta drużyna walczy skutecznie. Oberwiecie 7:0 i to na amen. Komentator mówił w telewizji -Derby tego miasta są bardzo emocjonujące mimo iż jedna drużyna prowadzi w tabeli a druga zaś radzi sobie gorzej. Ale nieraz tu była zacięta walka. Po pewnej chwili doszło do gwizdka i zaczęła przeciwna drużyna a jeden z piłkarzy biegł w stronę mojej bramki z piłką aż w końcu strzelił w stronę bramki. Golkiper wyskoczył w stronę piłki która szła w prawą stronę lecz jej nie dosięgnął i było już 0:1 dla przyjezdnych. Tymian się cieszył -Jeeeest! I co! Łyso ci? Wygrają ten mecz! Ja zaś mu na to -Spokojnie. Jeszcze zobaczysz jak oni dopieprzą twojemu zespołowi.
Po niecałych ośmiu minutach piłkarz mojej drużyny szedł piłką by dośrodkować do mojego ulubionego zawodnika i ten zawodnik strzelił gola na 1:1 główką. Ja się cieszyłem jak dziecko. -Tak jest! Tymian nie był zadowolony -To jeszcze nie koniec. powiedział. Była walka, były wślizgi jednej i drugiej strony. Akcji było multum i wszystko się działo zaś w 23 minucie doszło do faulu na polu karnym przeciwnika. Jeden z obrońców złapał mojego zawodnika za koszulkę i ten się przewrócił. Arbiter zagwizdał na faul i pokazał mu czerwoną kartkę. Ogłosił też rzut karny dla mojego zespołu. Ten sam zawodnik strzelił w lewą stronę, bramkarz odbił ale ten zawodnik zdołał podbiec szybko i przejął piłkę by lekko strzelić w lewą stronę bramki. Było już 2:1. Znowu radość była po mojej stronie. -#!$%@? mać! powiedział Tymian. Walka trwała coraz bardziej. My zajadaliśmy się chipsami i kabanosami popijając na zmianę colą bądź piwem pasteryzowanym z dwóch sześciopaków. W 36 minucie była okazja w której jeden z pomocników przeciwnej drużyny strzelił w stronę pola karnego i jeden z obrońców mojej drużyny choć nie było to mocno widoczne nieumyślnie dotknął piłkę ręką. Arbiter odgwizdał lecz nie wiedział czy tak rzeczywiście było. W meczach Ligi można zastosować system VAR więc dostał informację przez słuchawki że może sprawdzić te sytuację na telewizorze specjalnym.
Po pewnej chwili która trwała z pięć minut stwierdził iż widzi rękę. Więc zagwizdał na rzut karny dla przeciwnej drużyny. Myślę sobie -Niedobrze. Bramkarz najsłabiej radzi sobie z rzutami karnymi. I miałem rację bo bramkarz nawet się nie rzucił. Doszło do wyrównania 2:2. Jeszcze doliczono nam 5 minut to w ostatniej piątej minucie doliczonego czasu ktoś z kibiców mojej drużyny rzucił racą tak jak ja w którymś z meczów. Pierwsza połowa za nami i najpierw ja a potem Tymian poszliśmy do kibla. Takie to emocjonujące było. Połowa tego co zakupiliśmy na mecz została wypita bądź zjedzona. On do mnie powiedział -Wojtuś, szykuj się na płacz. Teraz to my zagramy lepiej. -Tylko żebyś ty się nie popłakał. Odgrzałem się jemu.
Po 15 minutach zaczęła się druga połowa. Zaczęła moja drużyna i nagle wyskoczył jeden z przeciwników i odebrał piłkę nam. Podał następnie wrogom a jeden z nich strzelił. Tym razem bramkarz odbił piłkę na rzut rożny. Co najdziwniejsze przez kilka minut było aż sześć rzutów rożnych by w końcu w którymś momencie inny zawodnik przeciwnego zespołu w końcu trafił głowę w piłkę a piłka w końcu trafiła do bramki. Było już 2:3 dla wrogów -A niech to! powiedziałem sobie -Już prowadzę! Dodał od siebie Tymian. Kibice na stadionie mogącym pomieścić 34 tysiące osób zaczęli buczyć z niezadowolenia. Mimo iż wrogowie grali w dziesiątkę to jednak oni prowadzili. W 60 minucie wrogowie znowu uderzyli i nas zawodnik sfaulował bardzo ostro blisko pola karnego. Nasz zawodnik był ciemnoskóry i kibice gości zaczęli buczeć niczym goryle w celu jego wkurzenia. Noga była złamana i ten jegomość dostał czerwoną kartkę. Wtedy i nas zespół zaczął grać w dziesiątkę. Doszło do rzutu wolnego w który przeciwnicy strzelili gola na 2:4. Byłe niezwykle wściekły -Rany! Co to #!$%@? jest? zadałem sobie pytanie. -Spokojnie! I tak dzisiaj nie wygrasz. dodał od siebie Tymian. Potem było dużo faulów, raz jakaś goła baba wpieprzyła się na boisko po czym policja ją zgarnęła, żółte kartki się sypały. Odpalali race kibice jednej i drugiej strony aż w końcu w 75 minucie doszło do pewnej akcji dla mojej drużyny. Najpierw kapitan podał do obrońcy potem obrońca podał w lewą stronę do pomocnika zaś ten zrobił drybling i podał napastnikowi który wyskoczył i zrobił strzał z woleja który przypominał bramkę Zinedine Zidane'a sprzed blisko 18 lat. Było 3:4 i moja nadzieja się odnowiła zaś mój kolega powiedział -Spokojnie. Był pewny że wynik się nie zmieni. W 88 minucie doszło do kolejnej sytuacji podbramkowej w wyniku której bramkarz popełnił błąd wyskakując z pola karnego zaś zawodnik go przeskoczył i podbiegł z piłką do bramki wchodząc w nią bez strzelania. Było tym samym 4:4 zaś Tymian się zaniepokoił -Rany! To tak ma to wyglądać? Ja mu na to -Widzisz? Nie chwal dnia przed końcem.
W 90 minucie arbiter doliczył jeszcze 5 minut. Piłkarze grali do końca. Było ogólnie zmian z 6 w obu drużynach. Obie drużyny grały w dziesiątkę. Emocje trwały aż do samego końca i wtedy gdy arbiter zagwizdał mecz się zakończył. Obaj czuliśmy rozczarowanie. -To tak miało być? zadaliśmy pytanie retoryczne. Doszło do podzielenia się po punkcie. Po raz pierwszy moja drużyna zremisowała w tym sezonie zaś drużyna Tymiana po raz pierwszy dostała czerwoną kartkę. -Koniec! Ten wynik był niespodziewany 4:4: Lider zyskał tylko jeden punkt. rzekł komentator Tymian na to -Wiesz co? Niepotrzebnie myśmy się tym wszystkim denerwowali. Szkoda tego wszystkiego. Ja mu zaś odrzekłem -Racja. Walka była ciekawa ale kilku dobrych zawodników nie będzie grać przez tydzień. Mogą się wynik pogorszyć. Potem jeszcze popiliśmy kilka piw czyli resztę. Zjedliśmy po golonce i się pożegnaliśmy. To było strasznie emocjonujące spotkanie.

#mscislaw #mecz #pasta #pastamscislawa #gownowpis #legia #barcelona