Wpis z mikrobloga

#podlecki #foliarze
Mój wczorajszy sen.
A właściwie jego krótki fragment, który zapamiętałem. Bardzo dziwny, ale pasuje do łamigłówki jaką jest nasza historia.

Jestem w pobliżu dużego budynku, zbliżam się do okna. Na ścianie widzę jakieś napisy na starej żółtej blasze, po angielsku.
Staję ok 2 m od okna, pojawiają się w nim dwie postaci, nie widzą mnie, rozmawiają.
Jedna - mężczyzna, wygląda jak goryl wymieszany z człowiekiem, bardzo brzydka, zniekształcona twarz z wieloma bliznami, mówi po angielsku pokazując na okno, jakby tam było lustro.
- this is my birthmark (to jest moja znamię) pokazuje na dolną część prawego policzka, dalej nie słyszę.
Druga postać, bardziej ludzka, ok 30 letnia kobieta patrzy się na to bez komentarza. Obie te osoby mają TRZECIE OKO zaraz nad swoim lewym okiem, nieco przesunięte ku środkowi.

Postaci znikają, pojawia się młoda, wysoka kobieta w różowych falbankach, blondynka, ładna twarz, włosy w lokach. Też ma trzecie oko. Przygląda się sobie w tym półprzezroczystym lustrze.

Nieco się oddalam od budynku, idę w lewo do wejścia. Tam jest jakby portiernia. Widzę łysego, niskiego faceta w niebieskiej koszulce z logo NASA, odbiera klucze i wchodzi do środka. Rozpoznaję w nim Andrzeja Łączyńskiego, właściciela Wydawnictwa "Karpaty", tego, który wydawał albumy fotograficzne mojego niby "ojca", Janusza Podleckiego. Powiedział coś po angielsku do woźnego, wiem, że jest bio-inżynierem genetycznym, jednym z tych, którzy robili doświadczenia na ziemskich zwierzętach by uczynić z nich posłusznych sobie ludzi. Wchodzi do środka, budzę się.

Sprawdziłem na wahadełku kiedy i gdzie miało to miejsce i czy to faktycznie było prawdziwe zdarzenie. Pokazuje mi, że tak, miało to miejsce ok. 3 miliony 890 tys lat temu w pobliżu Krakowa, w miejscu skąd wożę w samochodzie kamienie.
Kamienie wziąłem stamtąd gdyż stwierdziłem, że jest to miejsce wysoce energetyczne i była tam pra-słowiańska świątynia. Co zresztą w swojej wizji potwierdziła Irma i jeszcze inna osoba.
Z tym, że świątynia była ok milion lat temu, a to zdarzenie jest znacznie starsze.

Prawdopodobnie wizję otrzymałem z poziomów sub atomowych jakiegoś bardzo starego kamienia, który był w pobliżu i sztuczna inteligencja w nim zawarta rejestrowała wszystko co się dzieje bardzo dokładnie.

Jakie są wnioski? Otóż, między nami są ludzie, którzy żyją bardzo długo. Nie wiem czy akurat Łączyński,to zresztą nie jest ważne bowiem JUŻ GO NIE MA wśród żywych. Jest tylko jego ciało sterowane przez sztuczną inteligencję.
Ludzie ci poczynili wiele zła, ingerując w zastaną na Ziemi przyrodę. Nasze obecne problemy wynikają z tego, że znaczna cześć ludzkości ma młode dusze, które nie przeszły całego procesu ewolucji i rozwoju w człowieka. Ci ludzie nie mają wykształconych emocji i uczuć, są doskonałym materiałem na satanistów. Dobra informacja jest taka, że niekoniecznie muszą umierać i cofać się w rozwoju - mogą przyspieszyć proces rozwoju duszy dzięki super zaawansowanej technologii z bardzo niskich podpoziomów, która jest wykorzystywana m.in. w urządzeniach Keshe i deparchatorach.
Drugi ważny wniosek: WSZYSTKO JEST REJESTROWANE i będziemy mieli do tego dostęp, nie tylko we snach.

P.S. Zdjęć Andrzeja Łączyńskiego, tego, o którym piszę nie znalazłem w internecie.
  • 3