Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Od czasów gimnazjum można powiedzieć że zmagam się z depresją. Jest to popularny ostatnio temat, ale u mnie to wszystko poszło zdecydowanie za daleko. O całym problemie zdałem sobie sprawę dopiero gdzieś w drugiej klasie szkoły średniej. Wówczas nie miałem wątpliwości że jestem chory i potrzebuje pomocy. Niestety zamiast po tą pomoc sięgnąć to zacząłem się wycofywać z życia i unikać ludzi jak tylko mogłem. Nieudolnie gdzieś dawałem znaki, że jest coś ze mną nie tak, ale kiedy ktoś pytał to.. oczywiście odpowiadałem, że wszystko ok i się uśmiechałem. Zakładanie maski tak bardzo..

Myślałem wtedy, że kiedyś to się skończy i będzie lepiej. Myślałem też, że pewnego razu zdam się na odwagę i opowiem komuś o wszystkim, lecz bałem się braku zrozumienia i zbagatelizowania problemu. Do tego wszystkiego pojawiają się lęki przed prostymi czynnościami i strach przed ocenianiem. Jeśli muszę gdzieś iść to robię to najczęściej wtedy kiedy w danym miejscu będzie najmniej ludzi. Unikałem wszystkich spotkań i inicjatyw przez co wiele kontaktów się pourywało. Ludzie zaczęli wyjeżdżać i się uczyć, a ja skończyłem szkołę i ciągle liczę na lepsze jutro, ale przecież nic się samo nie zmieni.

Przez te lata zaniedbałem wiele rzeczy, a przede wszystkim siebie. Mój stan zdrowia w szerokim tego słowa znaczeniu jest w opłakanym stanie. Nie będę się zagłębiał w szczegóły, bo jest to dla mnie cholernie trudne. Często przed snem myślę sobie i układam w głowie rozmowę którą przeprowadzą z zaufaną mi osobą, aby uzyskać pomoc, ale kiedy się budzę to wszystko przemija. Kompletnie nie chcę o niczym mówić i "wracam" do życia, czyli znowu do wegetacji. Najsmutniejsze jest to, że straciłem prawdopodobnie jeden z najlepszych okresów swojego życia, ale jeszcze gorsza jest wizja stracenia reszty życia przez to, że dalej będę tkwił w tej bańce z której nie będę potrafił wyjść.

Niszczę sam siebie i nawet nie próbuję nic z tym zrobić. Proszę dajcie mi jakąś radę, choć wiadomo co powinienem zrobić, ale nie potrafię. Po prostu nie potrafię poprosić o pomoc.

Proszę was rzućcie dobrym słowem i zachęcie w jakiś sposób do działania, bo ja już nie mam po prostu na nic sił.

#zycie #depresja #przemyslenia

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: [Wyjazdy studenckie](https://st.pl/$xvynkdla)
  • 7
@AnonimoweMirkoWyznania: powiem ci tak anonku, jezeli nie byles jeszcze u psychiatry to powinienes to zrobic, wiem ze od razu pewnie nie dasz rady ze strachu, otworzenie sie przed obcym ziomem jest trudne w #!$%@?
wiele razy probowalam sie umawiac, juz z wybranym numerem ale braklo mi odwagi i przekladalam to w czasie
wiedz, ze lekarz to mozliwe jedyna deska ratunku, z ta mysla siebie zmusilam na pojscie do niego, bo widzialam
@AnonimoweMirkoWyznania: Miewasz krótkie przebłyski przytomności, po czym wracasz do wegetacji, przygnieciony ciężarem własnych problemów? Pewnie też zapominasz o tym, co się u Ciebie sprawdzało. To tak: trudno cokolwiek zdziałać na trwałe, jeśli po wyjściu z bańki tracisz równowagę. Stąd, dobro słowo, i zachęta do działania mogą dać Ci zastrzyk, ale na góra dwa tygodnie. Moim zdaniem, nie ważne jak dobrego schematu sobie nie opracujesz, kliniczna depresja prędzej czy później Cię ściągnie.
@AnonimoweMirkoWyznania zapisz sobie na kratce. Napisz list do tej zaufanej osoby. Przeczytaj, popraw. Po paru kartkach może wybierzesz o czym i w jaki sposób bedziesz chciał powiedzieć. Szczerze, choć nie znaczy że musisz mówić o wszystkim. Przykładowo.
"Cześć, mam kilka problemów o których chciałem z kimś porozmawiać, bo się sam z nimi zakreciłem." Większość ludzi przecież nie odburknie nic niegrzecznie. Porozmawiasz o części, może jakiś ciężar to z ciebie zdejmie. Nie musisz