Wpis z mikrobloga

#chlodnahistoria #coolstorynawieczor

Dziś znajoma mi opowiadała o historii, którą opowiedziała jej znajoma w pracy.

Ta znajoma, nazwijmy ją Ania (bez skojarzeń ( ͡° ͜ʖ ͡°)) miała psa - takiego dużego wilczura mieszańca. Wilczur żył sobie w najlepsze 6 lat no i w końcu zachorował - był słaby i nie chciał jeść. Wizyta u weterynarza potwierdziła obawy Ani - był to rak. Weterynarz powiedział, że pies pożyje jeszcze kilka miesięcy. Tak też było - po trzech miesiącach pies zdechł. Jako, że Ania nie była zbytnio bogata, to chciała zaoszczędzić na oddawaniu psa do weterynarza ('do utylizacji') i postanowiła zakopać go sama w lesie. Pomóc miała w tym wszystkim koleżanka. Obie mieszkały niedaleko metra i plan był taki, żeby zakopać psa w lesie kabackim (nieopodal stacji metra Kabaty).

Pies był duży, więc raczej odpadało zawinięcie go w koc. Z pomysłem przyszła koleżanka Ani, która udostępniła jej dużą torbę podróżną. Pies pasował jak ulał. Jak schodziły po schodach w metrze, to zaczepił je jakiś Pan i zaproponował pomoc w znoszeniu tej wielkiej walizki. Jako, że była ciężka i ledwo dawały radę to się zgodziły.

Wszystko szło bardzo dobrze, dopóki nie przyjechało metro. Drzwi się otworzyły, obie Panie wsiadły, za nimi kilka innych osób, a Pan z walizką został na peronie. Nie, że nie zdążył - po prostu je okradł. Ciekawe jaka była jego mina jak otworzył walizkę...

  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach