Wpis z mikrobloga

Czołem! Mam teraz wolne więc opowiem wam co się stało w Wigilię i jak zerwałam kontakt z rodzicami.

Na wstępie zaznaczę, że moje relacje z nimi nigdy nie były dobre. Wychowałam się sama. Najprościej ujmując, po prostu czułam się w domu jak lokator, a nie członek rodziny.
Trochę o tym opowiedziałam w pierwszych wpisach na moim blogu. W przyszłości pewnie napiszę o tym książkę.
To co przeżyłam w domu i jak wyglądało moje dzieciństwo nadaje się na scenariusz filmu właśnie.
Jakby ktoś miał ochotę to kilka słów tutaj: http://rzezbiarka.com/co-w-rodzinie-to-nie-zginie/

Kilka dni przed świętami przejrzałam wszystkie dokumenty, które znalazłam u dziadka. Zrobiłam dokładne rozeznanie zanim porozmawiałam z dziadkiem i rodzicami. Odwiedziłam innych członków rodziny (wszyscy skłóceni z matką).
Pierwszy raz w życiu rozmawiałam z sąsiadką, przyjaciółką babci. Pominę ile mnie to kosztowało wysiłku i przełamania się. Rzeczy o których się dowiedziałam są skandaliczne.

W dużym skrócie.
Po śmierci babci dziadek przestraszył się samotności i przepisał 90% majątku na moich rodziców.
W zamian mieli się nim opiekować, zapewnić opał oraz wozić do lekarzy itp. (dziadek cierpi na reumatyzm).
Rodzice wszystko co dostali sprzedali, kupili sobie nowy dom w tej samej wsi co dziadek i resztę pieniędzy wydali w rok.
Tutaj mogę dodać, że przed sprawą majątkową ich relacje były "normalne".
Właściwie to moi rodzice od zawsze potrzebowali dodatkowej pomocy. Jak nie od państwa, to od dziadków właśnie.
Co miesiąc dziadkowie dokładali im do życia, od kiedy pamiętam. Matka pożyczała od rodziny pieniądze.
Nie wiadomo też na co je wydawała, ponieważ w domu było biednie.
Pamiętam sytuacje gdzie babcia z dziadkiem byli u nas na kawie. Po wyjściu rodzice komentowali, że dali tylko 100 czy 200 zł i że to jest dla nich mało. Ubrania i buty również dostawaliśmy z rodzeństwem od dziadków. Dla rodziców to było normalne.

No więc.. Kiedy rodzice wprowadzili się do nowego domu, ograniczyli kontakt z dziadkiem. Nie zaproponowali mu pomocy, zostawili w starej chacie (w której teraz mieszkamy z dziadkiem). Od tego momentu zapomnieli o swoim dobrodzieju. Dziadek człowiek honorowy wstydził się prosić o pomoc. Wolał cierpieć w ciszy. Taki ma charakter.
Najlepiej opisuje to pewna sytuacja, kiedy rodzice jechali z nami do znajomych i dziadek wracał sam z ośrodka zdrowia.
(To jest aż 11 kilometrów!). Zamiast się zatrzymać i dziadka podwiesić, wściekli się, krzyczeli "co ludzie powiedzą?!"
Zrobili mu awanturę, zatrzymując się na poboczu. Po czym nie podwożąc go pojechali dalej w wielkim oburzeniu tą sytuacją.
Uważali, że dziadek robi im wstyd na całą okolicę. Ponieważ zaczął wtedy pić i zatrudniał się u innego gospodarza.
Co według nich psuło im opinię.

Wydawało mi się to wszystko abstrakcyjne. Im więcej wiedziałam tym mniej chciałam mieć z nimi do czynienia.
Dwa dni przed Wigilią pojechałam do domu rodzinnego porozmawiać z rodzicami. Muszę tutaj zaznaczyć, że nigdy z nimi nie rozmawiałam. (ʘʘ)
Zawsze mnie lekceważyli i nie byłam dla nich żadnym autorytetem. Na początku po prostu zaczęli mnie zbywać. Zachowywali się bardzo agresywnie. Ojciec oburzony wyszedł z domu, uważa że nie ma nic sobie do zarzucenia.
Ja z kolei jako "gówniara" nie mam prawa o nic pytać i nic wiedzieć. Dzieci i ryby głosu nie mają.. Mam ponad 20 lat.

Matkę wzięłam od strony "co ludzie powiedzą". Po prostu wymyśliłam, że jakaś sąsiadka coś tam mówiła...
Tego się nie spodziewaliście.
Oni śmiertelnie się obrazili, ponieważ dziadek 10% przepisał cioci. Ta ciocia dobrze się wżeniła i oboje uważają, że nie powinna nic dostać, bo ma już pieniądze oraz dom. Oni wtedy nie mieli i im się wszystko należało.
Oto inne argumenty dlaczego dziadka traktują jak śmiecia?
- Oni sami mieli dzieci do wychowania,utrzymania i jeszcze mieli się nim zajmować?!
- Przecież to normalne, że rodzice pomagają dzieciom. (tutaj tylko XXXDDD)
- Dom miał więc czego jeszcze potrzebował? A że pleśń i grzyb to nawet w nowszych domach jest czasami, to nic wielkiego.
- Oboje pracowali ciężko całe życie i nie mieli czasu latać z dziadkiem do lekarzy.
- Dziadek stał się pijakiem i odwalał jakieś akcje, co powodowało wstyd na całą wieś dla nich.
Ogólnie rozmowa z nimi była mega trudna i nie chcieli mnie słuchać. Te tłumaczenia były dziecinne i nie poważne.
Każda moja uwaga, czy sugestia była odbijana jak piłeczka pingpongowa. Robienie z siebie ofiary lvl 99. Ehh... ()

Poprosiłam szczerze dziadka szczerze o rozmowę. Opowiedział mi jeszcze raz całą historię od nowa, czas siedzi mi to w głowie. Po prostu go wykorzystali.
Całe życie usprawiedliwiają się jakimiś normalnymi rzeczami. Typu właśnie dzieci, praca, bieda. Na to wszystko mieli wpływ.
Szkoda gadać.
Dziadka odsunęli, żeby czasami czegoś od nich nie chciał. Jak na początku do nich przychodził to nawet obiadem go nie częstowali, wypraszali z domu jak gdzieś jechali (jak gdyby miał coś ukraść). Omijali go z premedytacją.
Wymyślali różne banalne powody. Na przykład ciągle nawiązywali do tej cioci, lub czepiali się o to, że tego majątku nie dał im wcześniej. Tak naprawdę nawet mu za to nie podziękowali. Żyją w przekonaniu, że im się należy.
Pić zaczął naprawdę, ale parę lat później.Głównie ze smutku i samotności. Jednak nie był to alkoholizm. Upijał się tylko w święta, kiedy miał je spędzić w samotności. Ja z dziadkiem mieszkam od dwóch miesięcy i nigdy nie był pijany. Nawet na te święta. Robi nalewki, wino od sąsiadki stoi ponad miesiąc i po nie nie sięga.
W wyobrażeniu rodziców pije codziennie, bo kiedyś jakaś sąsiadka powiedziała że na Wielkanoc pijanego spotkała przed sklepem.
Reszta się pokrywała z relacjami rodziny i rodziców.

Złość we mnie narosło. Z moimi rodzicami nie da się rozmawiać, zdałam sobie sprawę że nawet nie chce z nimi rozmawiać. Przez okres dorastania potrzebowałam ich i nie dostałam żadnego wsparcia. Wręcz przeciwnie sprawiali, że popadałam w coraz większe problemy psychiczne i wewnętrzne. W domu byłam niewidzialna. Wstydzili się mnie i od maleńkości zrobili ze mnie czarną owcę. Tylko dlatego, że byłam bardziej wrażliwa i samodzielnie myśląca.
Ponieważ cały okres nastoletni spędziłam w pokoju, o latach dziecięcych nawet nie chce wspominać.
Osobiście miałam do nich wiele żalu i pretensji. Byli również głównym powodem mojej decyzji o leczeniu się u psychiatry.

Czy planowałam zerwać z nimi kontakt?
Kiedyś tak. Miałam napisany nawet list. Jednak cały czas trwała we mnie nadzieja i słowa powtarzane przez innych ludzi.
"Rodzice są najważniejsi", "Matkę ma się jedną", "Rodziców trzeba szanować chociażby nie wiadomo jacy byli".
To wszystko było dla mnie bez sensu, nie wierzyłam w te brednie. Jednak bałam się tej decyzji.
Nie chciałam zerwać z nimi kontaktów tego dnia. Nie palić za sobą mostów. Miałam zamiar po prostu powiedzieć im szczerze co o nich myślę przy życzeniach świątecznych. Sprawić, żeby dało im to do myślenia. Wszystko potoczyło się inaczej.

Nastała Wigilia.
Siedzę z dziadkiem przy stole właśnie zaczęliśmy jeść. Przyjechali....
Tym razem bez resztek z ich Wigilii. Zaczęli dzielić się opłatkiem z dziadkiem. Wystrojeni, szczęśliwi i bez cienia poczucia winy. Gotowi zaraz wyjść i wrócić do siebie. Bez żadnego prezentu i swojego opłatka.
Zrobiło mi się nie dobrze. Myślałam, że zwymiotuje na swoje kolana. Wstałam od stołu i postanowiłam poczekać w kuchni aż sobie pójdą. Opierając się o ścianę słyszałam grzecznościowe i puste wymiany zdań. Życzenia bez żadnego sensu i niezręczną ciszę zaraz po tym. Oboje z dziadkiem wiedzieliśmy, że w domu mają imprezę jak co roku. Czekają na nich znajomi i sąsiedzi. Są tutaj tylko dla spokoju własnego sumienia. Może nawet po to, żeby ich goście byli pod wrażeniem ich "dobroci".
Trwało to kilka minut, nigdy nie zostają na dłużej. Po co? Przecież tak naprawdę nie obchodzi ich dziadek, ja też ich nie obchodzę. Wiem o tym. To najbardziej samolubne jednostki, jakie można w życiu spotkać.
Słyszę jak matka woła mnie z korytarza. Chcę się ze mną podzielić opłatkiem. Odmawiam. Wypytuje z pretensją dlaczego.

Wtedy się zaczęło. Powiedziałam im wszystko czego wcześniej nie miałam okazji, jak mocno mnie skrzywdzili i jak bardzo nie jestem dostosowana do dorosłego życia. Powiedziałam wszystko. Za siebie i za dziadka, który stał obok w milczeniu.
Nawet nie zaprzeczali. Ojciec standardowo nie przyjął niczego na klatę. Machnął niedbale ręką i poszedł do samochodu.
Matka wpadła w teatralną rozpacz pod tytułem "JAK MOŻESZ MÓWIĆ, ŻE NIE JESTEM IDEALNA".
Powtarzała, że "bardzo się starała" oraz "ciężko pracowała".

Odpowiadałam rzetelnymi argumentami i przykładami, kiedy zorientowała się, że nic nie ugra zmieniła taktykę.
"TO TY ZAWSZE BYŁAŚ JAKAŚ DZIWNA", "TO Z DZIADKIEM NIE DA SIĘ NORMALNIE ROZMAWIAĆ", "TO WY JESTEŚCIE OKROPNI I PIĘKNY PREZENT MI SPRAWILIŚCIE NA ŚWIĘTA, BARDZO WAM DZIĘKUJE!". + teatralny płacz.
Tak jak wspomniałam przed chwilą, kiedy zorientowała się, że jej taktyka nie działa nie chciała już rozmawiać. Mówiła to wszystko uciekając do samochodu. Próbując ostatnimi próbami zwalić winę na kogoś innego. To przecież niemożliwe, żeby ona była czemuś winna i coś zle zrobiła!
Powiedziałam jej jeszcze, że już jest za późno i nie chcę mieć z nią żadnego kontaktu. Miała lata na to, żeby naprawić naszą relację i pomóc dziadkowi. Teraz tym wszystkim zajmę się ja i nie potrzebuje ich w swoim życiu.
Nie mam z nimi żadnych dobrych wspomnień, nie zamierzam bawić się w udawanie idealnej rodziny. Ogólnie nie zamierzam niczego udawać i robić czegoś wbrew sobie.
Biegnąc do samochodu niczym dziecko zakrywała sobie uszy i krzyczała jaka jestem okropna i okrutna, że taki prezent jej zrobiłam na święta! Ojciec za to siedział w samochodzie i nawet nie spojrzał w naszą stronę. Odjechali.

Musze przyznać, że wykazałam się wtedy niemożliwym spokojem i pewnością siebie. Nie płakałam, nie dostałam ataku paniki i nie uciekłam stamtąd. Chciałabym mieć tak zawsze. Nie wiem co wtedy się stało, ale bardzo mi to pomogło. (ʘʘ)

Nie rozmawiałam o tym z dziadkiem. Czuje, że nie potrzebujemy. Powstała między nami niewidzialna więź, bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Nie jestem w stanie opisać tego słowami. Po prostu się rozumiemy i dobrze czujemy w swoim towarzystwie, często się uśmiechamy i jesteśmy szczęśliwi. W ciągu całego swojego życiu nie widziałam tyle uśmiechu na twarzy dziadka, co przez ostatnich kilka dni. Chyba nie tylko ja poczułam wielką ulgę.

Reszta świąt minęła cudownie.Czuję, że upuściłam ogromny głaz, który kazali mi trzymać przez tyle lat. Teraz mam wolne ręce i jest mi lekko i fajnie.

Pewnego ranka znalazłam na półce przy łóżku całą miskę gliny! Musiał wstać wcześnie rano i specjalnie dla mnie ją wykopać z pobliskiego lasu. Kitku za to nauczył się, że jak dziadek wstanie to on musi szybko biec mnie obudzić! Wskakuje wtedy na łóżko i liże mnie po policzku jak pies XD Najczęściej jednak odwala jakieś dzikie pląsy na ramie łóżka i wskakuje na firanę i wspina się po niej aż do sufitu. Coś w stylu "Jak nie wstaniesz to spadnę, musisz wstać i mnie zdjąć!".
Kitku wie, że ja robię nam śniadanie i wtedy i on dostaje swoją miskę. Często rano słyszę jak dziadek mówi mu, żeby mnie nie budził i straszy go. Opowiada mu, że zawoła lisa z lasu i ten go porwie, albo że od jutra śpi z kurami w kurniku.

Wiem, że matka po powrocie opowiedziała wszystkim swoją wersją wydarzeń robiąc ze mnie prawdziwą tyrankę. Dzwoniła do reszty rodziny i zrobiła prawdziwą pielgrzymkę. Tak bardzo szukała poparcia i tego, żeby mówiono jej, że nie jest niczemu winna... Jeździła normalnie po sąsiadach z wypiekami i piwem byleby się wygadać na wyrodną córkę i zrobić z siebie ofiarę.

Zaraz po tym czułam strach i żal. Z każdą minutą jednak napływała do mnie ogromna ulga i poczucie wolności. Nie czuje, że coś straciłam. Czuje po prostu spokój i że już nie trzymam tego głazu w dłoniach. Polecam każdemu.

#gownowpis #rzezbiarka #lumos #rodzina #zwiazki #patologiazewsi #swieta
  • 165
Ludzkie śmieci.. niesamowite, że tacy ludzie potrafią istnieć. Ciekawe tylko, czy wewnętrznie czują się z tym dobrze. Czy wierzą we własne kłamstwa. Miałem w rodzinie podobne, choć nie tak ekstremalne przypadki.
@Luck5: Jak byłem małym gówniakiem to myślałem, że moja rodzina jest idealna
Gdy już trochę podrosłem i moja matka bardziej się otworzyła to dowiedziałem się takich rzeczy, że do dziś nie mogę uwierzyć. Ludzie potrafią być tak zakłamani i fałszywi, zwlaszcza katolicy na wsi. To co opaowiada ta różowa to przysłowiowy pryszcz.( ͡° ʖ̯ ͡°)
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@khaes: No. 10% to zawsze coś.
((oo))

Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać.

A na poważnie to GRATULUJĘ Ci @rzezbiarka odwagi i życzę najlepszego Nowego Roku i oby było tylko lepiej.
Zaraz po tym czułam strach i żal. Z każdą minutą jednak napływała do mnie ogromna ulga i poczucie wolności. Nie czuje, że coś straciłam. Czuje po prostu spokój i że już nie trzymam tego głazu w dłoniach. Polecam każdemu.


@rzezbiarka: Respekt!
Po pierwsze jesteś super! Po drugie jesteś super. Po trzecie twój dziadek też jest super ;) Za dziesięć lat może tu wrócisz i zrozumiesz czemu tak uważam. Chociaż i tak
@rzezbiarka: muj stary pijany tez taki sam gad jak twoi rodzice. Od roku mieszkam u mojej dziewczyny i czuje sie z tym dobrze opuszczajac ,,mieszkanie" powiedzialem co mysle o pijawce (moim ,,dawnym" ojcu). Niewidoczne dzieci, ktore staja sie widoczne kiedy trzeba wine na kogos przeniesc.
@rzezbiarka: Przeżyłem i przeżywam podobne rzeczy. #!$%@?ć tych #!$%@?. Wiedz, że nie każdy miał i nie każdy bedzie mieć normalną rodzinę. Tak było i jest. Padło na takich jak Ty, ja, i masa innych ludzi. Życie.

Chociaż jesteś kobietą wiec i tak masz w życiu łatwiej. Ale na płaszczyźnie rodzinnej rozumiem Cie całkowicie. Jakbym czytał sam siebie. Smutne ale i pocieszające, bo nie czuje sie jak jedyna na świecie czarna owca.
@rzezbiarka: hmm, przypomina mi się sytuacja z pewnej Wielkanocy gdy wyrzygałem mamie wszystko co mi leżało na wątrobie.
Moja mama była/jest przegięta w drugą stronę - nadopiekuńcza. To i brak ojca sprawiło, że cech męskich musiałem uczyć się sam, bo byłem strasznym przegrywem i nie chciałem żeby tak było.
Teraz mogę powiedzieć że jestem wygrywem, ale zajęło mi to 10 lat życia.
Tak czy srak, po części żałowałem tego co w
Kiedyś, być może, do nich dotrze jak bardzo źle robili, choć prawdę powiedziawszy szczerze w to wątpię. Ale jeśli jednak tak się stanie, to będzie to ich najgorszy dzień w życiu. I taki dzień im się należy. Stali się tak dobrzy w zakłamywaniu rzeczywistości, że sami w tę swoją wypaczoną uwierzyli. Mnie to nie spotkało, mam może aż nazbyt opiekuńczych rodziców. Ale spotkało to moją babcię, od jej przybranych dzieci z pierwszego
@rzezbiarka: mialem trochu inny problem z wlasnie z rodzicami, ojciec choroba psychiczna napady agresji, w dodatku znecal sie psychicznie nad rodzina. Ostatecznie po ktorejs akcji zostal wyrzucony z domu przez moich dziadkow (dom byl ich wlasnoscia), bo moja matka byla bierna ofiara agresji i no coz "los tak chcial".

Doroslem, wloczylem sie duzo swiecie, a ze ostatnio mieszkam nie tak abstrakcyjnie daleko od rodzinnego domu, to czasem odwiedzam matke. Jakie bylo