Wpis z mikrobloga

#teatralnakicia <--- tag do obserwowania / czarnolistowania

Teatr: Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie
Spektakl: 'Kowboje'
Reżyseria: Anna Smolar
Dramaturgia: Michał Buszewicz i Anna Smolar
Scenografia i Kostiumy: Anna Met
Obsada: Janowska / Ostojak / Roszczuk / Rychłowska / Dobosz / Grubich / Gąsiorowicz

Byłem niesamowicie ciekawy co na scenie wyczaruje Anna Smolar, której inscenizacja ‘Kopciuszka’ w Teatrze Starym zachwyciła mnie totalnie. W ten sposób wybrałem się na ‘Kowbojów’ i przypadkiem obejrzałem mojego faworyta tegorocznego Festiwalu Boska Komedia.

Tak nietuzinkowego spektaklu, tak wspaniale zagranego i przemyślanego nie widziałem naprawdę dawno, ale po kolei o wszystkim.

Spektakl bazuje na niesamowitej dramaturgii napisanej przez Michała Buszewicza i naprawdę nie widziałem w teatrze tak dobrego tekstu od czasu ‘Być jak Steve Jobs…’ pióra Michała Kmiecika. W ‘Kowbojach’ język jest niesamowicie barwny ale jednocześnie nie odrealniony i nie oderwany od rzeczywistości. Niesamowite jest, jak naprawdę dobry (i przede wszystkim naprawdę inteligentny) humor miesza się z ogromnymi wzruszeniami i smutkami.
Autor serwuje nam historię młodej dziewczyny przychodzącej do nowej szkoły, jednak nie mamy tutaj typowej i oczywistej opowieści o dorastaniu, tylko patrzymy na szkolny świat nie z perspektywy ucznia a nauczyciela.

Wszystko skąpane w konwencji westernu, pokój nauczycielski zdrzwiami nicym do typowego saloonu z dzikiego zachodu, w tle sceny potężne tipi w którym nie wiem co się skrywa – po prostu bajka.

Obserwujemy jak młoda pani pedagog stara się pomóc nowej uczennicy dostosować się do zasad panujących na dzikim zachodzie polskiego szkolnictwa. Na scenie przewijają się archetypiczne postacie nauczycieli, których każdy spotkał w swoim życiu – zahukany nauczyciel geografii któremu wszyscy weszli na głowę i już zejść nie chcą, zimna matematyczka, która jest już w zawodzie od 25lat i bez żadnej obawy (ale też bez żadnej nadziei) uczy kolejne pokolenia, jest zimna i nie boi się ‘strzelać’ gdy trzeba, zawsze jest gotowa ugodzić celnym słowem bo wie gdzie uderzyć żeby ucznia zabolało. Jest też młody dyrektor nie ogarniający co się dzieje, który jest jednocześnie typowym nauczycielem WFu.

Początek spektaklu daje wrażenie, że będziemy widzieli kolejną historię o tym jak to młodzi nie mogą się dostosować, jak to każdy jest wyjątkowym płatkiem śniegu i tak dalej. Jednak perspektywę zmienia nieplanowana wizyta pani z kuratorium, która stawia nauczycieli w stan najwyższej gotowości.

Prócz tej na pozór prostej historii, która jest napisana tak brawurowo, że nie sposób jest oderwać oczy od sceny (2 godziny mijają jak z bicza strzelił) spektakl stoi świetnym aktorstwem, nie wiem kim są ci aktorzy, pierwszy raz widzę ich na oczy ale żałuję, że tak długo się przede mną ukrywali. Wszyscy, totalnie wszyscy grają bosko, nie sposób nikogo wyróżnić bo byłoby to naprawdę potwarzą dla całej reszty. Ich interakcja i sceny grupowe powodowały nieustający opad szczęki. Oni nie grali tych nauczycieli, oni nimi byli, naprawdę.

Piorunujące wrażenie zrobiły na mnie dwie rozmowy (a właściwie monologi – w moim odczuciu spektakl mocno naświetla to, że ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać a jedynie czekają na swoją kolej do mówienia). Jedna z tych scen to monolog/rozmowa ojca córką, który wylewa ze siebie obawy i tak naprawdę jedynie potęguje zagubienie swojego dziecka, zamiast naprawdę rozmawiać to poniekąd egzaminuje swoją córkę z dnia w szkole i tego jak się w nowej szkole czuje i w momencie kiedy dziecko w końcu dopowiada ojciec nie wie co ma zrobić, ucieka bo nie był gotowy na uzyskanie odpowiedzi. Mówił ale jednak nie chciał rozmawiać.
Drugim dialogiem/monologiem jest scena gdy nauczyciel geografii opowiada koleżance w pokoju nauczycielskim o tym jak został nauczycielem i w jaki sposób tak naprawdę go zniszczyło. Opowiada jak najpierw uczył z pasji a potem pasja wywietrzała i został z niczym, bez pieniędzy z żoną, której jednak chyba nie kocha, ale nie może się z nią rozstać bo w sumie nie chce być sam i już woli być z nią niż z nikim. Dodatkowo nie stać go jako nauczyciela na rozstanie się, nie będzie w stanie zapewnić sobie samemu mieszkania. I jest tak zatrzaśnięty w swoim życiu pomiędzy szkołą gdzie nikt go nie słucha, ani koledzy ani uczniowie a życiem prywatnym gdzie jest dogłębnie nieszczęśliwy (w tej scenie serce realnie mi pękało jak Daniel Dobosz grający geografa płakał, dawno nie widziałem takich łez i mam nadzieję, że nigdy nie zobaczę takich łez w prawdziwym życiu, bo to był naprawdę płacz osoby przyciśniętej do ściany, bez jakiejkolwiek nadziei na ucieczkę).
Potem następuje w końcu finał, gdy pojawia się długo wyczekiwana pani z ministerstwa. Jednak nie zdradzę wam nic z tej końcówki bo to jest totalny majstersztyk i aktorski i też jeśli chodzi o wykorzystanie przestrzeni scenicznej.
Dramaturg nie oszczędza nikogo i nawet najbardziej zatwardziały człowiek w finale chyba uroni łzę (ja uroniłem nie jedną a nie jestem aż taką płaczką).

Jestem pod ogromnym wrażeniem tego spektaklu i rejonów w jakie mnie dotknął. ‘Kowboje’ to realny przykład jak powinna działać sztuka na ludzi i jaka powinna być sztuka. Rozhukana inscenizacyjnie ale też intymna w tym samym momencie. Śmieszna ale ukrywająca w żartach taki zimny żużel, że kiedy przestajesz się śmiać to czujesz ten chłód od środka i nie wiesz w jaki sposób się w tobie znalazł. I przede wszystkim to sztuka dająca do myślenia, a przynajmniej mi dała. Sporo, niby oczywistych rzeczy ale skoro o myślę o tym spektaklu już drugi dzień, to jednak nie mogły być aż tak oczywiste dla mnie samego.

W moim odczuciu spektakl jest o tym, że wypada być dla siebie po prostu dobrym, dla siebie samego i dla innych, tak bezinteresownie. Żeby rozmawiać ze sobą otwarcie o tym co się czuje i pomagać sobie nawzajem, bo nikt nie jest chyba w stanie być samemu.
I najważniejsze, czy jest się wstanie pod koniec dnia popatrzeć sobie w lustrze w twarz i powiedzieć „dziś byłem dobrym człowiekiem”. Każdy każdego dnia jest egzaminowany przez życie i każdy każdego egzaminuje - nauczyciel ucznia, nauczyciela pani z kuratorium i rodzice, ucznia egzaminują rodzice, uczniowie egzaminują nauczycieli.
Całe nasze życie to nieustający egzamin, więc czemu mielibyśmy być dla siebie surowi skoro wszyscy żyjemy pierwszy raz i wszyscy w sumie improwizujemy.

Dlatego drodzy lublinianie, biegnijcie na ten spektakl, grają go w styczniu, sam się pakuję już z Krakowa i jadę do Lublina, bo muszę zobaczyć to jeszcze raz. Przedstawienie naprawdę wybitne, czapki z głów, gromkie brawa, gaśnie światło.

#krakow #lublin #teatr i troche #gruparatowaniapoziomu
kiwi_intrygant - #teatralnakicia <--- tag do obserwowania / czarnolistowania

Teatr: ...

źródło: comment_ZZkp4sLtfnoZVGh8TAc26lnh2gY2pMUx.jpg

Pobierz