Wpis z mikrobloga

Odwiedzili mnie dziwni goście.
Po całym dniu szkalowania Bolzgi i Bolaguff badrioduff(ofcorsik tylko tych praffdziffych z Szurfederacji) i otrzymaniu przelewów od Merkel, Putina, Sorosa, Kaczyńskiego, Zandberga i masonerii, zasiadłem w swym fotelu z wegańską herbatką którą dostałem od ekologów za komentarze pod postami Krula, gdzie pisał że ekologia to kłamstwo(a zaparzyłem ją w łzach kuców zebranych podczas pamiętnej porażki z 2k15.
Puściłem sobie filmik Testo i raczyłem się najprzedniejszymi orzeszkami ziemnymi kupionymi w 100%-owym markecie niemieckim, będąc pewien że żadna złotówka nie poszła na utrzymanie ani pół posła Szurfederaty.
Nagle, do moich kupionych w szwedzkim markecie w Dzień Równości drzwi, ktoś zapukał. Od razu skojarzyłem że to pewnie jakiś plebejusz-cywilizowani ludzie używają dzwonka, który to w mym mieszkaniu jest melodią europejskiego kompozytora van Beethovena i nuci piękną pieśń na cześć Unii Europejskiej.
Z niechęcią na boxy Kleina nałożyłem jedwabny szlafrok zakupiony we Wiedniu na oczach bolzgiej wycieczki, wyniesiony przeze mnie ze sklepu w akompaniamencie sapania czerwonych z #!$%@? januszy widzących że stać kogoś na coś więcej niż Cottonworldy z targu i podszedłem do drzwi.
Oczom mym ukazał się groteskowy widok. Oto stojący naprzeciw mnie człowiek(o ile można tak go nazwać) był moim całkowitym przeciwieństwem.
Długie, tłuste włosy okrywały wytrzeszczone w przerażeniu przekrwione(prawdopodobnie od siedzenia na komputerze dniami i nocami) oczy, kartoflany, typowo boladzgi kinol oraz mięsiste, popękane od nadmiernego spożywania energetyzujących napojów wargi. W tychże świeciły żółtoczarne kości które medyk uznałby za pozostałości zębów, a towarzyszył im odór szamba zmieszanego z skisłym serem.
Przybysz odziany był w stare, poszarpane łachmany imitujące, celowo lub nie, ubiór średniozamożnego przedstawiciela mieszkańca Podlasia w latach 90 XX wieku. Dawniej prawdopodobnie czerwona, teraz pomarańczowożółtawa kurtka usłana białymi plamami współgrała z wytartymi do bieli w 80% dżinsami oraz bluzą z Myszką Miki i butami marki gumiak filcowy. Przybysz, wyraźnie zmieszany, nie wyglądał jakby pamiętał po co się tu znalazł.
Chcąc poruszyć jakoś rozwój zdarzeń do przodu, zapytałem o cel wizyty.
"Czy...czy...czy to p...pan jest (tu pada nick mojego kanału na YT tak zniekształcony jakby mówił go człowiek ze złamaną szczęką)"-zapytał. Z dumą potwierdziłem.
"A w...więc to p...pan szkaluje fielgih badrioduff z Gonfederazji naszej fspaniauej, jedynej ostoi walki z euroleffadztfem fszyzdofzgogomunizdycznym?"-pytał dalej, a ja ponownie udzieliłem tej samej odpowiedzi, jednakże coś było nie tak. Coś naruszało mocno moją strefę komfortu. Coś wdzierało się przez linię obrony mych perfumów Coco Chanel jak ideologia LGBT w szkoły i przedszkola, ale jeszcze nie wiedziałem co.

Kiedy przybysz otworzył usta po raz kolejny, zdążył jedynie wydukać "F jimenjiu Bolzgi Bodziemnej...", nim zrozumiałem, a raczej mój żołądek, co się stało. Smród wlewał się w me nozdrza jak fala imigrantów, a moje perfumy były bezsilne.
Niemieckie orzeszki, wursty, francuski ser z Prowansji oraz najprzedniejsze włoskie wino zdesantowały się na i tak doświadczone ubranie przybysza, który zaciął się niczym swój guru w połowie zdania, tworząc niezrozumiałe zaklęcia, jakby to miało go uratować przed następną falą pożywenia lecącą nań jak szczepionki z autyzmem na Afrykę.
Kiedy w końcu cały mój żołądek został pusty, spostrzegłem brak nieoczekiwanego gościa. Dał się słyszeć tylko głos kwilenia jakby rannego zwierzęcia oraz ciapciania po schodach w kierunku wyjścia z apartamentowca w centrum jednego z lepszych okołoniemieckich miast tego kraju.
Podczas udania się do sklepu(po wcześniejszym prysznicu by zmyć zapach Podlasia z siebie), oceniłem że ślady zmoczonych wymiocinami gumiaków prowadziły do studzienki kanalizacyjnej, co potwierdziło tezę przybysza o reprezentacji jakiegoś podziemia.
Więcej fanowskich odwiedzin nie miałem.

#testo #konfederacja #pasta #heheszki

  • Odpowiedz