Wpis z mikrobloga

- Nie rozumiesz – dziadek przetarł załzawione oko wierzchem spierzchniętej dłoni. – Dopiero, gdy napiję się tego wina, wyglądam tak jak teraz. Dla was „Amarena” to, jak rzekłaś, zwykły jabol. Dla nas magiczny napój, który naprawdę nieziemsko smakuje. Jak już umrzesz, to zrozumiesz, o czym mówię.
- Daj łyka.
Dziadek podał wnuczce „Amarenę”, która brutalnie przetoczyła się przez jej przełyk, wywołując natychmiast nieprzyjemne palenie w żołądku. „Chyba jednak żyję”, pomyślała, i przysiadła obok dziadka. Czuła nieprzyjemne mrowienie w ustach, więc wyciągnęła z kieszeni paczkę czarnych, cienkich Marlboro i poczęstowała dziadka. Palili w milczeniu. Dziewczyna była obolała, zagubiona i tak zmęczona, że wszystko jej było jedno. Postanowiła nie kwestionować i nie analizować tego, co się właśnie działo. A dużo się działo jak na jeden dzień.
- Kasiu, musimy iść. Szybko – nagle dziadek wyrwał ją z zamyślenia, ciągnąc za rękę tak mocno, że nawet nie przeszło jej przez myśl, by zaprotestować.
- Do samochodu!
Popędzili przez pasy, na czerwonym świetle. Jako że Kasia nie miała w aucie zamka centralnego - otworzywszy drzwi po stronie kierowcy - chciała od wewnątrz odbezpieczyć te po stronie pasażera, i wpuścić dziadka. Nie zdążyła. Dziadek już rozgościł się w środku. Mrugnął do niej, jak podwórkowy Houdini, dumny z pokazania przedszkolakom nowej sztuczki. W samochodzie intensywnie pachniało uszczkniętymi listkami aksamitek, czyli czymś pomiędzy aromatem pomidora a gnijącej w foliowej torebce cytryny. Kasia zaczęła kręcić korbką, by opuścić szybę.
- Szkoda na to czasu. Lepiej stąd spadajmy – przekonywał dziadek, zerkając do tyłu -między siedzeniami i przez tylną szybę.
- Ale gdzie mamy jechać?
- Przed siebie.
Włączając się do ruchu, Kasia dostrzegła w lusterku czarnowłosą kobietę, która stała w miejscu, i rozglądała się dookoła tak, jakby czegoś szukała. Zatrzymawszy się na światłach kilkaset metrów dalej uświadomiła sobie, że twarz tej kobiety była dziwna, niewyraźna. Tak jakby znajdowała się za zaparowanym szkłem.
Po kilku chwilach zrozumiała, że wciąż ma ją w zasięgu wzroku. W lusterku. Za kierownicą rozpędzonego BMW, które wcale nie wyglądało, jakby chciało hamować za Corsą.
Wcale.
Dziadek złapał za kierownicę. Samochód rzuciło na chodnik. Prawym przednim reflektorem rąbnął w znak drogowy, tył auta zahaczył o ławkę, na której dwie staruszki czekały na autobus.
- Wsteczny! Cofaj, szybko! Przelecimy tędy – dziadek pokazał palcem czerwono-białe słupki strażackie, oddzielające parking przy pawilonach usługowych od ulicy. Na szczęście słupków nie łączyły łańcuchy, więc – przeciąwszy chodnik, trawnik, i ścieżkę rowerową – bez problemu zmieścili się między nimi. Przetoczyli się przez parking, i odbili w osiedlową uliczkę.
- Gazu! Gazu! – poganiał dziadek.
- No daję!
- To dawaj więcej!
- Turbo i przepływomierz nie działa.
- Ka mać.
Za nimi, zza zakrętu wyłoniło się BMW M5 F10.
4,3 sekundy do setki.
W przypadku auta Kasi - 14 sekund. I to mowa o sprawnym aucie. Obecnie, było to jakieś pół minuty - patrząc optymistycznie.

#nunkunpisze
  • 5
@BQP: Dzięki! Z doświadczenia wiem, że ludziom nie chce się czytać dłuższych fragmentów w internecie. Możesz zawsze czytać np. raz na tydzień kilka, jeśli tak krótkie na raz Ci nie odpowiadają.