Wpis z mikrobloga

Easy. Legia wygrywa z Arką, co daje jej minimum drugie, a być może nawet pierwsze miejsce po 14. kolejce. Wystarczyły trzy zwycięstwa z rzędu, aby z 9. miejsca wejść do TOP 2 ligi. Razem z Pucharem Polski jest to czwarte kolejne zwycięstwo.

W rzeczywistości wcale tak easy nie było, bo granie przeciwko autobusowi jest bardzo trudne, a dla polskich drużyn w szczególności. Szanuję to, że już od początku, przy grze 11 na 11, Legia osiągnęła bardzo dużą przewagę i starała się dyktować tempo. Wciąż nie mieliśmy aż tak dużo meczów w tym sezonie, w których przewaga byłaby tak wyraźna, ale to walenie głową w mur bardzo przypominało te wszystkie Atromitosy i tym podobne męczarnie. W takich meczach trzeba strzelić możliwie jak najszybciej, bo potem jest już tylko trudniej. Z jednej strony trzeba być cierpliwym, a z drugiej czas szybko ucieka i potem kończy się to tak jak ze wspomnianym Atromitosem u siebie. Znów zwycięstwo powinno być znacznie bardziej okazałe i nie pozostawiać wątpliwości, kto był lepszy. Pozostaje nam potwierdzenie w statystykach oraz obrazie gry, co i tak jest tylko ciekawostką, bo ostatecznie liczy się tylko tabela i kolejne trzy punkty.

Vuković znowu zmienił skład tylko tam, gdzie musiał, a więc w ciągu tygodnia kilku zawodników rozegrało 270 minut z okładem, pozostali niewiele mniej. Jak sobie przypomnimy sierpień, to bardzo podobnie było w okolicach właśnie Atromitosu i Rangersów, rotacja poza ŁKS-em była bardzo ograniczona. Również wtedy, poza wyjazdem do Szkocji, wyniki były zadowalające. To powinno świadczyć o tym, że stabilizacja w składzie nam służy. W każdym razie trener stawia na właściwych ludzi, którzy w większości robią, co do nich należy. Coraz lepiej wychodzą mu też zmiany, bo poza wejściem Gwilii w Łodzi i może Praszelika z Wisłą, w zasadzie każdy rezerwowy coś wnosił. Teraz, podobnie jak z Lechem, zmiana przyniosła zwycięskiego gola. Nie wiem, czy nagle Vuko stał się osobą, która wie co robi, widzę tylko, że coraz więcej jego decyzji jest trafnych. Pamiętamy, że pomagało mu szczęście – kontuzja Antolicia latem pozwoliła na powrót Cafu, który wtedy wymiatał. W październiku kontuzja Gwilii wymusiła przesunięcie Luquinhasa, co też wypaliło. Wobec problemów na lewej obronie okazało się, że bardzo dobrze tę lukę wypełnia Karbownik. Kontuzje i odejścia napastników sprawiły, że z zaświatów wrócił Kante i z 5. w hierarchii stał się podstawowym napastnikiem. Część tych decyzji wzięła się po prostu z przypadku. W dalszym ciągu jednak to trener jest odpowiedzialny za to, kto gra i jak ta drużyna się prezentuje. Gdy idzie, wypada pochwalić, że gra jest poukładana i coraz lepsza, a przy tym trener stąpa twardo po ziemi i nie odlatuje nawet po serii zwycięstw.

Oczywiście możemy narzekać, że za bardzo chcieli wejść z piłką do bramki, że nie mają wykończenia i tak dalej. Rzeczywiście jest to problem, poza meczem z Wisłą ta skuteczność cały czas szwankuje. Kante dla mnie to jest wielka zagadka – w środku pola czaruje, robi z piłką co chce, a w polu karnym przeciwnika najczęściej fauluje, strzela na wiwat albo w bramkarza. Luquinhas to kolejny, który gra bardzo dobrze, tym razem odżył trochę po przejściu na skrzydło, bo tam było trochę więcej miejsca, a w środku ginął nieco w tłoku. Natomiast znowu, gdy przychodziło do strzałów, były one po prostu koszmarne. To właśnie zrobiło różnicę w meczu z Wisłą – ci dwaj nieskuteczni zawodnicy akurat wtedy się przełamali i dało to nam wynik 4:0 już na początku drugiej połowy. Teraz nie potrafili się wstrzelić i dlatego tak długo było 0:0. Wszołek stanowczo za często mijał się z piłką, ostatecznie nawet ani razu nie strzelał na bramkę, choć był tak blisko gola. Myślę jednak, że najlepszą sytuację w pierwszej połowie miał Jędrzejczyk, tylko niepotrzebnie uderzał prawą nogą. Również po stałych fragmentach mogło coś wpaść, i tu również Jędza mógł strzelić lepiej.

Dodajmy do tego Antolicia i Martinsa – bardzo dobrych środkowych pomocników, przez których przechodzi większość akcji, rozrzucają na boki, wyprowadzają od tyłu, dużo pracują w defensywie. Zagrali na poziomie, do którego przyzwyczaili, może dziś byli trochę za bardzo dostojni i powolni z piłką, ale przede wszystkim nie ma z nich pożytku jeśli chodzi o strzały. Ja wiem, że mogą mieć inne założenia, ale wielokrotnie aż prosiło się, aby spróbowali uderzyć, ale oni w ogóle się na to nie decydowali. Efekt jest taki, że obaj w tym sezonie we wszystkich rozgrywkach pozostają bez ani jednego gola. Martins jeszcze przynajmniej miał sytuację w końcówce, gdzie źle strzelił, a gdyby tylko spojrzał, to być może zagrałby do Niezgody i miałby chociaż asystę. Nadal sądzę jednak, że gdy w formacji pomocy i ataku masz tak wielu zawodników nieskutecznych lub w ogóle unikających strzelania na bramkę, masz bardzo utrudnione zadanie.

W tej sytuacji Niezgoda jest dla nas zbawieniem, bo on, nawet nieporadnie, potrafi wykorzystać sytuację, jeśli tylko dostanie dobre podanie. Ja nawet tym bardziej lubię, gdy piłka mu się odbije albo zejdzie, a i tak wpadnie, ma to swój urok. Teraz dostaje niewiele minut, mimo to i tak strzela, za tydzień zapewne zagra od początku wobec pauzy Kante za kartki. Nie miałbym nic przeciwko, aby grając od początku też coś ukłuł, bo trochę szkoda go na wpuszczanie tylko z ławki.

Nie wiem, czy będę jedyny, który będzie bronił Novikovasa, ale spróbuję. Oczywiście gdy jedzie z piłką sam na czterech obrońców, wiadomo, że to nie ma sensu i że się nie uda. Ale już 1 na 1 miał kilka niezłych dryblingów. Najważniejsze jednak, że gdy zdecyduje się grać zespołowo, to wtedy może dać bardzo dużo. On znowu był bardzo bliski kolejnych goli i asyst, przede wszystkim po podaniach do Kante, Martinsa i Luquinhasa. Do tego, jako jeden z nielicznych w zespole, ma dobry strzał z dystansu, stanowi też alternatywę dla Antolicia w wykonywaniu stałych fragmentów. Jeśli w kolejnych meczach nadal będzie dawał takie piłki na nos, to ja będę za tym, aby on grał. Zdaję sobie jednak sprawę, że do dyspozycji z Jagiellonii jeszcze sporo brakuje. Cieszę się, że wrócił Vesović, może dziś jeszcze nic spektakularnego nie zagrał, ale chyba tylko on może obecnie realnie wprowadzić rywalizację wśród skrzydłowych. Tu byłoby najłatwiej o rotację, która może by się nawet przydała.

Cieszy kolejne czyste konto w lidze, Arka właściwie nie miała groźnych sytuacji, a przez całą drugą połowę nie miała chyba żadnego strzału aż do tego w ostatniej minucie doliczonego czasu. Tym razem najważniejsze było, jak obrońcy i bramkarz zaprezentują się pod względem wyprowadzania piłki. Musieli grać bardzo wysoko, częściej byli pod polem karnym rywala niż pod własnym. Jak to wypadło? Tak sobie, żaden z nich większej przewagi nie zrobił, po słabszym początku i stratach ogarnął się Wieteska, ale to nie było nic nadzwyczajnego. Jędza był bardzo aktywny w pierwszej połowie, ale w drugiej już nie, i przesunięcie go do środka i wpuszczenie Vesovicia nawet miało jakiś sens. Rocha wypadł całkiem znośnie w ofensywie, co nie zdarzyło mu się od dość dawna. Właściwie wszystko byłoby ok, gdyby nie dał pretekstu do odgwizdania karnego w pierwszej połowie. Bo o ile samo wejście w piłkę było czyste, to tym ciągnięciem za koszulkę mógł dać powód do karnego i mogło się to potoczyć inaczej. Sytuacja z Jędzą była inna – on takie rzeczy robi w każdym meczu wielokrotnie, po prostu najczęściej tak subtelnie, że tego nie widać, a jeśli już to jest gwizdane, to gdzieś na środku boiska. Zapewne, gdyby w obu przypadkach te ciągnięcia były jeszcze bardziej widoczne i ewidentne, to karne by były. Jestem skłonny się zgodzić, że tak można ocenić starcie Rochy, ale Jędrzejczyka już raczej nie.

Do tego Majecki całkiem dobrze grał nogami, ale poza tym nie miał nic do roboty i może mógł na przedpolu dwa razy lepiej się zachować, może właśnie w końcówce to on mógłby całe to zamieszanie wyjaśnić wcześniej. Zresztą w ogóle dyskusja o sytuacjach spornych ma miejsce tylko dlatego, że Legia nie wygrała tego pewnie i wysoko. Powinniśmy w takich meczach być skuteczni na tyle, aby nie musieć potem w ogóle rozważać, czy w danej sytuacji sędzia gwizdnął to czy tamto. Dziś stać nas było na dużo spokojniejsze i wyższe zwycięstwo. Nawet to 1:0 było ze wszech miar zasłużone, bo przewaga była bardzo duża, ale na koniec nikt nie patrzy, czy było zasłużone, tylko liczy się wynik, a ten był stykowy i mógł się zmienić. Co więcej, nie wbiliśmy gola z klasycznego ataku pozycyjnego. Udało się w tej jednej jedynej sytuacji związać trzech obrońców Arki i stworzyć duuużo miejsca dla Niezgody. Stwarzanie tak wielkich wolnych przestrzeni przychodziło Legii z trudem i choć w miarę poprawnie zmieniała strony boiska i zaliczyła bardzo dużo udanych podań w pole karne (nie tylko dośrodkowań), brakowało takiego „wyciągnięcia” Arki spod jej pola karnego. Najważniejsze, że choć raz udało się ich rozerwać, bo to naprawdę zmierzało w kierunku rozczarowującego 0:0.

Jeżeli za tydzień wygramy z Górnikiem, do tego etapu jesieni nie będzie można mieć właściwie żadnych zastrzeżeń. Nic poza tym nie będzie miało znaczenia, jeżeli wszystkie mecze w tym okresie między przerwami na kadrę będą wygrane. A pamiętajmy, że w następnej kolejce Wisła Płock gra z Cracovią, więc istnieje szansa na jeszcze lepszą sytuację w tabeli. Nadal nie możemy uciec peletonowi, ale przynajmniej nadrobiliśmy to, co straciliśmy we wrześniu i na początku października. Stwierdziłbym, że startujemy „od zera”, gdybyśmy mieli średnią 2 punkty na mecz. Tej nie będziemy mieć nawet jak wygramy z Górnikiem, ale 29 punktów w 15 meczach to byłoby już blisko. Jeżeli taka będzie pozycja wyjściowa przed kolejnymi meczami, będzie można być zadowolonym. Na razie cieszmy się chwilą, Legia rzadko spełnia oczekiwania i rzadko ma tak dobre okresy, gdy zgadzają się nie tylko wyniki, ale i w wielu fragmentach styl. Do euforii nadal daleko, ale przynajmniej wreszcie chociaż przez krótki czas można coś dobrego powiedzieć o tych meczach.

#kimbalegia #legia
  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Kimbaloula: Bronienie Novikovasa to pikus, ja bym bronil Rochy. Jak dla mnie gra calkiem poprawnie, raz na mecz cos odwali, ale poza tym jest pewny zarowno w ofensywie jak i defensywie.

Mecz, w ktorym bralbym remis w ciemno. Wiekszosc w ciagu tygodnia rozegrala 3 mecze, w dodatku wyjazd i jeszcze zespol z nowym trenerem, mocno zmotywowany, grajacy 1-10-0-0. Serio, nie rozumiem hejtu jaki sie wylal na druzyne wczoraj, tak samo
  • Odpowiedz