Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
44/100

Ima, Soko ni Iru Boku (1999), TV, 1-cour
studio AIC

Pora na ciąg dalszy psucia sobie humoru tragediami wojny, dla odmiany w ramach serialu. Zanim isekai na dobre wykrystalizowały się jako typ wstępu do fabuły, bohaterowie anime trafiali do fantastycznych światów często żywi i zdrowi, przez magiczne portale, własnoręcznie, lub porywani. I taki los czeka bohatera Ima, Soko ni Iru Boku, który przenosi się do obcego świata (czy na pewno?), trawionego okrutną wojną o resztki planety, spiekanej gorejącym nad głowami starym, starym już słońcem.

Shu zapoznaje pewnego pięknego dnia Lala-ru, małomówną dziewczynę o niebieskich włosach, gdy wdrapuje się hobbystycznie na komin spalarni, jak to ma w zwyczaju. Do obcego świata trafia usiłując obronić ją przed porywaczami na latających maszynach w kształcie węży, polującymi na nią na użytek króla Hamdo, udzielnego władcy dogorywającego w słońcu państewka Hellywood. Dziewczyna jest mu potrzebna, gdyż, jak wieść niesie, potrafi kontrolować wodę. Hamdo jest przy okazji zupełnie u kresu władz umysłowych, oszalały do reszty na punkcie spisków i wielkiej, niezaspokojonej żądzy wody.

Wojska Hellywood w celu pozyskania wody regularnie napadają i rabują nieliczne ludzkie osiedla, które się jeszcze na świecie ostały. Specyfika ich napadów jest niezmienna – mężczyzn mordują, dzieci porywają, aby wychować je na żołnierzy, zaś kobiety zatrzymują dla rozpłodu, aby pozyskać więcej żołnierzy. Co bardziej zdesperowani ludzie oddają się królowi w usługi, licząc na wydzielane skąpo racje wody, jako iż Hamdo magazynuje ją na użytek wielkiego wojennego okrętu latającego, napędzanego, rzecz jasna, wodą.

Ze wszystkich wojennych okropieństw, kamieniem węgielnym wszelkich dyskusji nt. serialu są gwałty, a zwłaszcza regularne gwałty na porwanej ze względu na podobieństwo do Lala-ru Sary Ringwalt. Trudno je znieść, jednak skupianie się na nich wyłącznie spłyca dynamikę Shu i Lala-ru. Oto młody japoński uczeń przysięgnie, że nigdy nikogo nie zabije, że będzie próbował przekonać niebieskowłosą, która żyje nie wiedzieć ile tysięcy już lat, że ludzkość, mimo wszystko, ma w sobie zalążek dobra. Jako że oglądamy anime, oczywiście mu się to uda, jakkolwiek reszta serialu przeczy tezie.

Kreska pasuje tu jak pięść do nosa – oglądamy jakieś Ghiblizmy, nijak się mające do treści serialu, jednakże umiejętnie reżyserowane rękoma p. Daichi. Rozdźwięk między formą a treścią jest cokolwiek absurdalny. Spośród aktorów show kradnie p. Ishii jako Hamdo, król wysychającego na śmierć państewka, siedzący na największej beczce wody, tracący do reszty rozum, płynnie przechodzący od słodyczy do napadów szału.

Ponoć serial jest oparty na autentycznych historiach z afrykańskich państewek-dyktatur, a wszelkie oglądane przez nas zbrodnie gdzieś się już wydarzyły, a zapewne wydarzają wciąż. Można być pewnym, że prawdziwe życie jest jeszcze okrutniejsze, co zupełnie nie psuje seansu Ima, Soko ni Iru Boku, usiłującego jakoś przeforsować grubymi nićmi szyty morał, przez anime ulubiony – mimo wszystko, ludzkość jest z gruntu dobra. Nie dowierzać będziemy w ciągu tego krótkiego seansu nie raz.
tobaccotobacco - #anime #bajeksto
44/100

Ima, Soko ni Iru Boku (1999), TV, 1-cour...

źródło: comment_TgkQIzYkXmhuXAAlBnx3rfUfeFYLz4Aq.jpg

Pobierz
  • 2
  • Odpowiedz