Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
37/100

Uchuu Kyoudai (2012), TV, 8-cour
studio A-1 Pictures

O kosmosie animuje się w obecnych czasach niewiele i rzadko ciekawie, a to moim zdaniem z racji jakiegoś dziwnego pojmowania przestrzeni kosmicznej jako w zasadzie nieskończonego morza, po którym pływają wielkie roboty. Zbrodniczo niezagospodarowany aspekt tego, jak ludzkość w ogóle ów kosmos podbijała, wrócił w glorii i chwale w tej produkcji. Przez dwa bite lata cieszyła oczy czystym złotem, dawkowanym w sumie nieprzerwanie i niezmiennie w sposób pasjonujący, bo realistyczny – mangę Uchuu Kyoudai pisano we współpracy z japońską agencją kosmiczną JAXA i z amerykańską NASA, i obie te agencje dopomogły również w absurdalnie ambitnej skalą (jak na seinena) adaptacji.

Mamy lata dwudzieste XXI wieku. Ludzkość wznowiła program załogowych misji kosmicznych i przymierza się do budowy stałej bazy badawczej na Księżycu. Autor mangi, p. Koyama, trafnie przewidział rozwój technologiczny – nie ma na ekranie żadnych ekscesów science-fantasy, rzeczywistość w serialu do złudzenia przypomina naszą obecną. Obserwujemy losy dwóch braci Nanba; starszego Mutty, do niedawna zatrudnionego jako projektant samochodów; a także młodszego Hibito, pierwszego Japończyka, który postawi stopę na Księżycu. Starszy brat niejako pogodził się z życiem w cieniu młodszego i o ile nie ma ludziom za złe drwin rzucanych we własnym kierunku, to krytyki brata nie zdzierży. W popisowym stylu wyrzucają go z pracy za nieco zbyt żywiołową obronę dobrego imienia brata-kosmonauty… I co dalej?

Obaj bracia od dziecka marzyli o kosmosie. O ile Hibito bardzo wcześnie wyklarował sobie w głowie, że absolutnie musi się tam znaleźć i za wszelką cenę dopnie swego, to Mutta zawsze był wobec tej koncepcji sceptyczny i ostatecznie marzenia porzucił, co młodszy brat ma mu za złe. Zwolnienie z pracy to jednak doskonała okazja na sięgnięcie po marzenia raz jeszcze, dzięki szczęśliwie przeprowadzanej przez agencję JAXA rekrutacji nowych kosmonautów, niezależnie od wieku, niezależnie od doświadczenia. Jedyną w zasadzie przeszkodą dla Mutty jest zażenowanie, jakie przynosi mu podążanie starszego brata za śladem młodszego.

Nie ma co się krygować w tym opisie – Mutta ostatecznie przełamuje to zażenowanie i aplikuje na stanowisko kosmonauty, po czym kroczek po kroczku obserwujemy jego przechodzenie mnóstwa testów mających na celu wyłonić najodpowiedniejszych ludzi na dane stanowisko – najbardziej wytrzymałych, najbardziej pojętnych, najlepiej nadających się do pracy w zespole w klaustrofobicznych warunkach statków i stacji kosmicznych, nabywa mnóstwo wiedzy technicznej i praktycznej podczas kursów i symulacji zarówno w Japonii, jak i w ośrodkach amerykańskiej NASA, zaś testem sprawności manualnej będzie dla niego wyrobienie licencji pilota myśliwców. Pomimo dwóch lat emisji serialu, Mutta wciąż nie wsiada do wahadłowca! Niech to służy Wam za świadectwo drobiazgowości, z jaką podchodzi się do tematu. Przed przyszłym kosmonautą góra, gigantyczna góra roboty i wiedzy do przyswojenia.

Oglądamy jednocześnie młodszego z braci, który wszystkie te próby dawno odbył i trafia w kosmos. W wyniku traumatycznych przeżyć na powierzchni Księżyca nabiera jednak gigantycznego lęku przed swoją profesją i na włosku wisi jego dalsze uczestnictwo w misjach kosmicznych. Jego wątek to przede wszystkim historia radzenia sobie z bardzo konkretną traumą, która będzie dotykać kosmonautów w przyszłości, jeżeli nie dotyka ich już w naszych czasach. Trzymamy kciuki za jego powrót, obserwując przy okazji rozkosznie stereotypowo przedstawioną rosyjską agencję Roskosmos, której członkowie obiecują pomóc Hibito przezwyciężyć traumę i odzyskać sprawność fizyczną i mentalną. Przezwycięży ją, a jakże. Serial zionie optymizmem i bawiąc, uczy: cierpliwością i pracą...

Oprawa, przez te dwa lata emisji, pozostała w pełni higieniczna, i chwała jej za to. Nie ma tu wielkich popisów animacji, najczęściej bowiem oglądamy przyszłych i obecnych kosmonautów oraz personel agencji, tłumaczących tę czy ową rzecz w sposób przystępny, kiedy trzeba z humorem, częstokroć czarnym i cynicznym w przypadku Mutty (świetna gra aktorska p. Hiroakiego Hiraty). Mimo wszystko ton pozostaje optymistyczny i zabawowy, a wątki slice-of-life nie psują zupełnie tego naukowego widowiska. Drażnić może co najwyżej rozbrajająca słabość i lękliwość Mutty względem wspólnie z nim aplikującej Seriki (za mikrofonem p. Sawashiro) – u postaci po trzydziestce sprawdzają się dziwnie te niemalże licealne podchody i niezręcznostki.

Oczy za to wypadną Wam z orbit na widok wszelkiego sprzętu, którym przyszli i aktywni kosmonauci się posługują i na którym trenują, jak i drobiazgowe designy tych wszystkich lokacji treningowych, przez które Mutta zostanie przeczołgany. Nie szczędzono na ilustracjach ani grosza, wszystko skrzy się i mieni autentycznością i profesjonalizmem. Choćby Was eksploracja kosmosu nie interesowała ani trochę, i tak zostaną Wam zaserwowane godziny wiedzy na poziomie dobrych filmów dokumentalnych.

Polecam zawzięcie jako tę długą serię, którą oglądacie niejako w tle (chociaż znam i ludzi, którzy zaserwowali sobie z Uchuu Kyoudai maraton). Sporo jest zresztą recapów, więc okazji do zapomnienia losów braci raczej mieć nie będziecie. Komu się marzy ucieczka od do bólu umownych kosmogłupotek, a komu dokumenty live-action nie wchodzą, ten się na serialu zupełnie nie zawiedzie.
źródło: comment_AkX1kD5engtjh56BoVf54vE5j11qlZfZ.jpg