Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
35/100

Sennen Joyuu (2002), film, 87 min.
studio Madhouse

Drugi film p. Kona to seans jeszcze bardziej osobisty niż poprzedni, a przy tym obdarzony zarówno mądrością epoki, jak i mądrością wieku. Oglądamy ni to spowiedź, ni to wywiad-rzekę. Z pozoru film senny i potoczysty, a mimo wszystko wciąż naznaczony piętnem gorączkowego pościgu za utraconą znajomością. Paradoksalnie ta produkcja o staruszce opowiadającej o swojej karierze ma w sobie chyba najwięcej dynamizmu z całego portfolio aktora, a to wyłącznie dzięki pracy scenarzystów – sprytnie udrapowano tę opowieść w różnorodne szaty poszczególnych produkcji, w których aktorka zasłynęła.

Reporter Tachibana przygotowuje się do wywiadu-rzeki z emerytowaną od trzydziestu lat legendarną aktorką upadłego już studia filmowego Ginei, w swoim czasie krajowego lidera show-biznesu. Uroczo się ogląda sam fakt, jak bardzo Tachibana ubóstwia ową aktorkę, Chiyoko Fujiwarę, z jaką gracją i delikatnością podpytuje starą kobietę o jej burzliwe życie. A życie miała Chiyoko mało przyjemne, zdominowane przez traumę wojny – jako młoda dziewczyna pomaga uciec antywojennemu dysydentowi, przez te kolejne dekady rosnącemu w jej oczach do rozmiarów nieogarnionych, wciąż błąkającego się jej po głowie w chwilach przykrych i radosnych. Aktorką została wszak po to, by uciekinier wspomniał ją kiedyś i odnalazł. Aby tego dokonać, musi stać się sławą międzynarodową.

Wspominając kolejne klasyczne produkcje, w których występowała, fikcyjna pani Fujiwara nadaje tej opowieści odrealnionego charakteru, dodatkowo rozwijanego pracą reżyserską p. Kona. Widzimy ją przeżywającą te wszystkie dramaty historyczne, komedyjki, filmy katastroficzne, jakby to było jej życie naprawdę, a gdzieś na planie wciąż znajdował się ten pamiętny dysydent, któremu w młodości pomogła. Chyba wręcz nie wypada w tym momencie rozwodzić się, czy to rozmarzona aktorka tak prezentuje swoje wspomnienia, czy to p. Kon nadał im taki kształt. Reporter zresztą nie strofuje swojej rozmówczyni, z wielkim taktem podpytuje ją o szczegóły, jednak nie zmusza do wynurzeń. Można by w tym momencie ponarzekać, że takiej klasy dziennikarza znaleźć mogliśmy wyłącznie w fikcyjnej historii (chociaż na podstawie wspomnień autentycznych japońskich aktorek).

Najsympatyczniejszym mykiem produkcji jest gracja, z którą przeskakujemy od jednego do drugiego z filmów, w których grała pani Fujiwara. Style i wymowa przeskakują jeden przez drugi bez momentu na oddech – tempo produkcji naprawdę zadziwia. Film to refleksja na temat długiego życia, przeżytego w sumie stale w cieniu tlącej się coraz słabiej jednostkowej obsesji, w cieniu chęci ponownego spotkania z tamtym dysydentem. W późniejszych partiach Sennen Joyuu osoba reportera nabiera głębi, o której byśmy go nie podejrzewali, nadając filmowi jeszcze jeden wymiar i zmuszając nas do daleko sięgającej refleksji na temat tego, dla konkretnie czego warto swoje życie przeżyć.

Muzyka p. Hirasawy popędza nas co krok, a na naszych oczach wykuwają się już klasyczne dla jego soundtracków tematy muzyczne. Nie śmiem twierdzić, że odgrzewa wciąż te same kotlety, bowiem nie są to w istocie kotlety pod żadnym względem – do seansu Papriki można się było jednak zrozumiale zmęczyć tym autorem. Aktorsko dominuje seans p. Mami Koyama, głos Chiyoko Fujiwary w sile jej wieku, zaś stareńka p. Shouji podkłada ją w rozmowach z reporterem Tachibaną (p. Iizuka, również Konowski stały klient).

Spośród filmów p. Kona o Sennen Joyuu mówi się chyba najrzadziej, a zupełnie niesłusznie. Pierwsze sceny dziwią i przekłamują formułę i ton tego filmu wyjątkowo przebiegle, który to ze sceny na scenę nabiera podziwu godnego impetu. Zdecydowanie warto, Papriki nie warto.
źródło: comment_zvwENNfYTmQCVeTGCn1LN7GnWS1z6yyc.jpg