Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
25/100

Sayonara Zetsubou Sensei (2007), TV & OVA, 3x1-cour, 2+3 odc. OVA
studio Shaft

Rozpacz mnie ogarnęła. Z braku satyry równie zjadliwej od czasów SZS, rozpacz mnie ogarnęła. Shaft zasłynął z mniej czy bardziej udanych adaptacji komedii, a jego zwrot w kierunku poważniactwa to ruch wcale świeży. Przy tym te najlepsze produkcje studio zawsze są śmieszne, ale z goryczką. I tak przychodzi nam śledzić na ekranie goryczy wiadro, bowiem ten zawodnik to okrutna, często foliarska wręcz krytyka japońskiego społeczeństwa (i światowego także), przebrana dla niepoznaki w cokolwiek prostą kreskę i absurdalne scenariusze. Kochani Czytelnicy, p. Kumeta trafił do anime w pięknym stylu, a jego niespotykane spojrzenie na świat zaszczycało nasze ekrany przez trzy sezony plus garść OVA na przekąskę.

W oryginale manga ciągnęła się długo i dosyć schematycznie – Itoshiki-senseia rozpacz ogarnia z powodu problemów dotykających społeczeństwo, zaś jego uczennice co i rusz wynajdują sposoby czy to zbagatelizowania problemu, czy to poradzenia sobie z nim, czy ujrzenia w inny sposób. To wszystko w coraz bardziej przypadkowych konfiguracjach i scenariuszach, parodiujących świat zastany przez mangakę na lewo i prawo. I byłoby to śmieszne może ze dwa razy pod rząd, gdyby nie ton, który przybierają te parodie. A ton jest, chciałoby się rzec, wisielczy.

P. Kumeta nie łapał się błahych tematów, lecz bez trzymanki walił we wszystko, co leżało na sercu jego rodakom, również we współczesnych mu polityków, układy biznesowe, kulturę masową, ludzkie przywary i zbrodnie. Czegokolwiek byście nie pomyśleli kiedykolwiek przykrego o Polsce, to p. Kumeta zapewne wypowiedział o Japonii w swojej mandze. A przy tym ma zupełnie nietypowe dla środowiska odchylenia prawicowo-nacjonalistyczne i nie widzi nic zbożnego w waleniu w Chiny i Koreę aż wióry lecą.

Adaptacja stanowi selekcję co lepszych odcinków tego nieliniowego komiksu, przerabiając między innymi te kluczowe dla czającej się gdzieś w tle tego wszystkiego właściwej fabuły. Itoshiki-sensei jest wychowawcą klasy 2F w pobliskim liceum, a przy tym człowiekiem staromodnym (zawsze ubiera się starannie w kimono) i skorym do rozpaczy. Z jej powodu próbuje niekiedy popełnić samobójstwo, co pewnego pięknego razu udaremnia jedna z jego uczennic, absurdalnie pozytywnie nastawiona do świata i ludzi Kafka.

W toku przeżywanych przez klasę ataków rozpaczy wychowawcy, przyjdzie im przyjrzeć się problemom trapiącym z osobna poszczególnych jej członków, a kluczem do tego pozostanie Kafka. Tutaj mam wielki żal to studio Shaft, bowiem nie poważyło się na adaptację ścisłej końcówki mangi, ze względów niby logicznie zrozumiałych, w telewizji byłoby z tym trudno. By nie psuć nikomu zabawy – zachęcam do zapoznania się z ostatnimi rozdziałami na własną rękę, po już odbytym kompletnym seansie anime.

Shaftowski styl tutaj akurat leży jak ulał, dzięki schematyczności i stylowości rysunków p. Kumety. Nie pozostało p. reżyserowi Shinbou nic innego, jak wprawić to wszystko w ruch i oblać sosem coraz to bardziej rączych stylów animacji, zmieniających się jak w kalejdoskopie, mniej więcej z gagu na gag. Twórcy pozwolili sobie w ramach SZS testować i ambitniejsze podejścia, częstokroć łapali za rogi te najsmutniejsze z odcinków mangi, nadając im formę po prostu cudowną. Można z powodzeniem traktować serial jako kolekcję luźno powiązanych shortów i absolutnie nic mu na tym nie ubędzie.

Muzyka gra tu na każdym kroku. Niby parodia, a jednak SZS chlubić się może przede wszystkim muzyką orkiestralną. Być może to staromodność nauczyciela udzieliła się i kompozytorowi, bowiem ten lubi łapać za klasyczne melodie europejskie, częstokroć łapie za do bólu francuski akordeon, lub pozwala sobie na tango. Tańczyliby zapewne do kompletnego albumu nasi dziadkowie, nam samym zaś pozostaje kiwać z uznaniem głową. Soundtrack z SZS to z Shaftowych mój chyba ulubiony. Ubogacają go i kawałki bardzo żywe, jednak dawkowane są z podziwu godnym umiarem.

Przed mikrofon zapędzono grającego całym sercem p. Kamiyę, wcielającego się w nauczyciela, a który co i rusz smaga nas po uszach gorliwymi zapewnieniami absolutnej rozpaczy, low-key szykując sznur. Komu zdarzyło się kiedykolwiek popełnić cierpki żart nt. rychłego samobójstwa, ten znajdzie w Itoshiki pokrewną duszę. Harem p. Kamiyi stanowi szeroki wachlarz Shaftowych babeczek, od p. Nonaki jako Kafki, po wciąż grająca dziecko p. Sawashiro. Mimo wszystko mikrofon okupuje ustawicznie p. Marina Inoue, o najpiękniejszej dykcji w swoim pokoleniu. Bodaj by recepty czytała, będzie to i tak brzmiało genialnie.

Ba, zapoznanie się z serialem przyniesie Wam uczestnictwo w jednej z najzagorzalszych wojen od czasów debaty Asuka-Rei – który opening SZS jest najlepszy, Bure, Rumba, czy Ringo? Do prestiżowego grona wojowników w tej słusznej sprawie byle kto nie należy, wszak serial pokrył się pewną patyną i wcale nie przykuwa już oka tak, jak kiedyś, Shaft zaczął się kojarzyć postronnym raczej z Monogatari i Madoką. Straszliwy to błąd. Sayonara Zetsuboi Sensei to rozrywka wielopłaszczyznowa – i bawi, i uczy nie cierpieć Japonii jak diabła samego. Z każdym przerażająco hermetycznym politycznym gagiem stawać będziecie się coraz lepsi jako ludzie, już uczennice 2F się o to postarają.
Pobierz
źródło: comment_JsTEuiYRCZtYjUwrRMOEvOCrsLQaN0rm.jpg