Wpis z mikrobloga

Nareszcie niedziela z #zakazhandlu i mogę wykorzystać moje umiejętności survivalowe. Jeśli o to chodzi to jestem jak jaszczomb. Lepiej, jak pantera. Nie ma osiedlowego sklepu, który by się przede mną ukrył. Czasem idę 2-3 kilometry dalej od najbliższego. Bardziej obeznani w temacie wiedzą o co chodzi. Prawdziwy drapieżnik nie ogranicza się do jednego miejsca łowów.

Śmieszą mnie ci wszyscy ludzie, którzy w sobotę obkupują się w markecie na cały weekend, stresując się czy czegoś nie zapomnieli. Ja specjalnie nie kupuję podstawowych artykułów w sobotę, żeby się sprawdzić w niedzielę. Nie ma już mleka u Romana? Nie szkodzi, 3 kilometry na zachód jest odkryty przeze mnie niedawno barak służący za warzywniak. Tam pani Grażynka powinna mieć. Zresztą po drodze mam 2 Żabki, to mogę tam sprawdzić.

Oho, woda kupiona, piwerko też, mleko, kiełbaski. Czegoś brakuje. Naturalnie, udane zakupy powinno się uczcić deserkiem, a brakuje chleba. Lecz elementy układanki tak na prawdę dopasowują się jak im zagram, i to również zaplanowałem. Przystanek Cipuś jest częściowo pizzerią częściowo punktem z pieczywem, także dzisiaj też mają otwarte, bo restauracje mogą. Tam kupię i chlebek i jakieś słodkie ciasto. Serniczek? Może galaretkę? Będzie w czym wybierać na miejscu. Teraz nie ma co o tym rozważać.

Potem powrót z siatami i zazdrosne spojrzenia sąsiadów. "To Rimfire, on wie gdzie są otwarte sklepy." Czasem odważą się mnie spytać, a ja im wtedy podaję, zgodnie z prawdą, odległe miejsce gdzie byłem zrobić zakupy. A oni wtedy kiwają głowami z szacunkiem i niejako smutkiem bo wiedzą, że sami tak daleko się dziś nie wybiorą. Nie zdążyli by wrócić przed Familiadą.

Nadal poszerzam moje hunting grounds, jak to mówią survivalowcy z Ameryki. Obecnie są to 3 Żabki, 5 osiedlowych, 4 stacje paliw. Ale stacje paliw to bardziej deska ratunku, niż faktyczne miejsce do polowań. Można tam zapłacić wysoką cenę za swoje braki, także warto mieć je w zanadrzu ale póki nie ma konieczności trzymać się od nich z daleka. Amatorzy naturalnie tam się udadzą najpierw, ale dlatego są amatorami.

To tutaj, miejsce łowów. Sklep monopolowo-spożywczy u Waldka. Na miejscu znajome twarze. Kłaniamy się sobie płytko z szacunkiem, nie opuszczając wzroku. Zbytnia uległość może być zgubna. Jest Dziki Wilk Stanisław, przyszedł po kiełbaski na grilla i taterki. Pan Albert pokazuje jaki z niego zawadiaka i kupuje aż 20 deko szyneczki za 35 złotych. Kosztowny zabieg, ale też pewna droga do pozyskania szacunku na dzielnicy. O, jest i on. Cały na obrzygano. Poczułem go zanim jeszcze drzwi się otworzyły. Żul Stefan. Naturalnie pani ekspedientka krzyczy do niego pytanie czy ma odliczone na to piwo. Ma. Kupuje bez kolejki w 20 sekund, i wychodzi. Mimo, że przed nim stało 5 osób nikt nie oponuje. Człowiek legenda.

No nic, zbieram się. Ciekawe gdzie dziś zaprowadzi mnie przygoda.

#nosacz #polak #survival #podroze #nosaczsundajski
Rimfire - Nareszcie niedziela z #zakazhandlu i mogę wykorzystać moje umiejętności sur...

źródło: comment_zx1f4KMMA6Yl3q369Oqh6t8UoDH3kp2V.jpg

Pobierz
  • 19
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Rimfire: szacun ziom, tak trzymaj, jak kiedyś zrobisz prawko to możesz rozszerzyć swoje hunting grounds na całą Polskę! Zastanów się nad tym dobrze.
  • Odpowiedz
@aaress: Eh, coraz więcej amatorów się pcha do zabawy. Mentalność rybaka, co wrzuca dynamit do jeziora. Prawko już zrobiłem dawno. Podobnie jak Usain Bolt, ale on na 100 metrów nie jedzie samochodem, tylko biegnie, bo na tym polega sport.
  • Odpowiedz