Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mirki, powiedzcie mi czy ja jestem jakaś walnięta czy to jednak ze mną wszystko ok.
Dla lepszego obrazu sprawy: jestem normalną dziewczyną, spełniającą się zawodowo, w związku.

Mam cholerny problem z ludźmi - szczególnie z kobietami. Przeprowadziłam się do obecnego miejsca zamieszkania ok. 3 lata temu i nie jestem w stanie nawiązać żadnej bliższej relacji z żadną z kobiet. Większość moich obecnych znajomych to ludzie poznani przez mojego partnera. W większości młodsi.
Jestem raczej typem osoby, która stara się żyć tak aby nikomu nie przeszkadzać swoim zachowaniem. Na ile to możliwe dopasowuje się do decyzji większości, nawet jeśli się nie z nimi nie zgadzam. Staram się nie narzucać swojego zdania, ani opinii. A jednak cały czas dochodzi do jakiś konfliktów na moim tle. Staram się nie zauważać pewnych symptomów tego, że laski mnie nie lubią, ale to takie oszukiwanie siebie. Widzę to w drobnych gestach, a później zazwyczaj dochodzi do eskalacji problemów. Nigdy nie są to problemy z mężczyznami, zawsze to jakieś dziewczyny mają do mnie problem. Bo przedstawiam im trzeźwą ocenę sytuacji, bo nie dąsam się na mojego partnera o byle co. Bo pozwalam mu wyrażać swoje zdanie. Bo wreszcie - nie daję się opinii innych tylko dlatego, że wszystkie inne stają za tą bardziej "popularną".

Nie chcę wystawiać sobie laurki - jako partnerka idealna, bo nią nie jestem. Decydując się jednak na związek ze swoim obecnym partnerem zaakceptowałam wszystkie jego wady i zalety, a jeśli nawet mi coś skrajnie przeszkadza staram się przegadać z nim to w cztery oczy.

Cały wpis piszę w nawiązaniu do dwóch sytuacji:
1. Jeden z mężów mojej koleżanki pił przed festiwalem wraz z 2 kolegami pół litra wódki, jego żona zaczęła mu wrzucać, że co #!$%@? (chodziło o jakieś żarty - w sumie śmieszne ( ͡° ͜ʖ ͡°) - sama w tym czasie zerując 0,2 jakiejś smakowej
2. Druga sytuacja dotyczyła tego, że byliśmy w miejscu szumnie nazywane restauracją. Jeden z gości zachowywał się bardzo agresywnie wobec innych. Był pod wpływem alkoholu. Moi męscy współtowarzysze wielokrotnie go upominali o spokój - bez skutku. W końcu jeden z gości owej restauracji, na wchodzenie na stół i kolejne groźby zareagował uderzeniem gościa kilkakrotnie. Warto wspomnieć, iż ten ziomek siedział z dziewczyną, a gościu zachowywał się w sposób agresywny od kilkunastu minut. Nasi partnerzy zareagowali w sposób prawidłowy, tzn. rozdzieli gości, wyrzucili agresorowi alkohol za płot, ponadto zadzwonili na policje. Jednakże moje współtowarzyszki uznały, że "napad" na gościa był bezzasadny.

I tak w sumie nie wiem, ja jestem #!$%@? czy one?

#pytanie #kiciochpyta #truestorybro

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy dla młodzieży
  • 3