Wpis z mikrobloga

@Platyna: OK, odezwę się tu, bo z tematem to już nic wspólnego nie ma.

Heh, sam pewnie bym to samo tak z 10 lat temu napisał :-)

Od czasu M. Curie to jednak mnóstwo się zmieniło. Jakby teraz żyła, to też miałaby 40. Bo teraz jest to pod względem technicznym nieporównanie mniej czasochłonne i system pracy jest zupełnie inny.

Nie da rady puścić pierwszej w życiu publikacji w Science/Nature. To jest po prostu niemożliwe, tak jak niemożliwe jest wygranie olimpijskiego medalu bez wczesniejszego startu w innych imprezach. Niezależnie jak dobre masz wyniki badań. Samo pisanie publikacji jest swego rodzaju umiejętnością i sztuką, którą ćwiczysz zaczynając od prostych pracek do gorszych czasopism. Idzie szybciej, jeśli opiekuje się Tobą mentor, który w Nature już publikował, ale wtedy zwykle z Twoich słów w artykule zostaje bardzo mało. Dochodzi jeszcze taka sprawa, że jeśli nie masz własnego dorobku i jako współautora nie masz znanego nazwiska to editor Science nawet nie prześle Twojej pracy do recenzenta. Tak to niestety wygląda.

Nie robi się publikacji dla siebie - dla siebie, dla funu to się w labie siedzi. Publikacje się robi dla innych. Słabsze publikacje nie tylko pozwalają zebrać doświadczenie. To nie są śmieci - może gdyby cały czas drukowano to na papierze, to byłyby nic nie warte bo i tak nikt do nich by nie dotarł. Ale teraz, gdy można Google scholarem wyszukiwać frazy a tekst nie zalega jako makulatura, każda publikacja może być cenna. To powiedział przecież nawet ten nastolatek od testu na raka, Jack Andraka - dzięki łatwemu dostępowi do wcześniejszych badań, wcale nie jakichś przełomowych, nie działał w próżni i mógł swoją prace wykonać. Dzięki wyszukiwaniu przez internet ranga czasopisma też raczej przestaje mieć az takie znaczenie - ważne, czy inni korzystają z Twojej pracy. Żle to jest, gdy nie ma żadnego postępu i w kółko mieli się to samo dla świętego spokoju.

Inna sprawa, że nasze płace, stypendia, granty nie są wyłącznie dla naszej dobrej zabawy - wypadałoby podatnikowi za to dać informację - wyszło coś z moich badań, czy nie wyszło, warto iść tą drogą czy to ślepa uliczka. Trochę szkoda też pracy włożonej w badania jeśli absolutnie nic po niej nie zostanie.

http://www.ploscompbiol.org/article/info:doi/10.1371/journal.pcbi.0040033

Warto znaleźć sobie (trzeba zacząć ok kwietnia) internship albo summer school w wakacje - dostajesz kasę na pobyt i możesz popracować w znakomitym laboratorium w EU np. tu http://www.amolf.nl/jobs-internships/internships/ ale jest tego cała masa.

Przejscie na własne finanse i wyjście poza system - fajne. Przy obecnych spadająchych cenach sprzętu i mozliwościach bioinformatyki to naprawdę zaczyna być możliwe. Zerknij http://www.nature.com/nature/journal/v472/n7342/abs/472167a.html

http://www.biopunk.org/
  • 4
@Platyna:

Nie napisałem że się nie liczy. Pisałem, że raczej nie wystarczy. Nie ma tu żadnej teorii spiskowej, artykuły naukowe po prostu trzeba umieć pisać po względem logiki wywodu, językowym i zwyczajnie nie da się tego nauczyć bez praktyki. Ludzie kupę kasy płacą specjalnym firmom żeby im publikację pod Nature/Science doszlifować. Siedziałem rok u faceta, który publikacji w Nature i Science kilka miał, ale mimo to żadna nowa nie była dla