Wpis z mikrobloga

Zapraszam na nową historię z serii #polskiepato pt. Ciocia Olga.

Tekst możecie przeczytać tutaj lub na moim blogu polskiepato.pl. Tam znajdziecie też więcej zdjęć.

Powiadomienia o nowych wpisach pojawiają się zawsze na fejsbukowym fanpejdżu Polskie Pato.

Jeżeli ktoś chciałby wesprzeć mnie w tym co robię, to zapraszam na mój Patronite.



Aneta wychowywała się na przestrzeni lat 80. i 90. w małym mieszkaniu na obrzeżach mazurskiego Węgorzewa. Niewielki pokój dzieliła z młodszym o rok bratem, a salon zajmowali rodzice. Ojciec w wypadku samochodowym stracił jedno oko, na drugie widział słabo. Czas na bezrobociu zajmował sobie piciem alkoholu. Rzadko bywał trzeźwy, a w stanie wskazującym stawał się agresywny, bił dzieci i żonę. Gdy wszczynał kolejną awanturę, kobieta uciekała z maluchami na klatkę schodową, gdzie godzinami nasłuchiwali odgłosów z mieszkania. Cisza oznaczała, że ojciec w końcu zasnął i wreszcie mogą wrócić do łóżek. Zdarzało się, że mężczyzna pił długo po powrocie do domu, a przestraszona rodzina musiała nocować na strychu lub na zimnych schodach.

Starsza córka Barczuków nigdy nie uczyła się zbyt dobrze, ale zawsze udawało jej się zdać do następnej klasy. Szybko poznała smak papierosów i alkoholu, za którym jednak nie przepadała. Za to pod koniec siódmej klasy szkoły podstawowej zaczęła wąchać klej i rozpuszczalnik. Rok później już regularnie wagarowała i uciekała z domu. Za pierwszym razem matka szybko ją znalazła, później jednak Aneta znikała coraz częściej i na dłużej – zdarzało się, że nie było jej nawet miesiąc. W 1995 roku towarzystwo "klejarzy" zapoznało ją z Grześkiem. 15-latka po uszy zakochała się w starszym o siedem lat mężczyźnie i za wszelką cenę chciała pomóc mu wyjść z nałogu – heroiny.

Było mi go szkoda. On nie miał nikogo


– mówiła.

Rodzice Grzegorza nie interesowali się synem – matka była alkoholiczką, pracowała na dwie zmiany jako stróż, rzadko bywała w domu. Ojciec też nieczęsto się zjawiał. Zanim całkiem opuścił rodzinę i wyjechał do Niemiec, był pracownikiem budowlanym.

Aneta po skończeniu podstawówki rozpoczęła naukę w szkole zawodowej o profilu kelnerskim. Po pierwszej klasie została wyrzucona za niewłaściwe zachowanie i przeniosła się na profil cukierniczy. Mimo próśb matki, nastolatka rzadko chodziła do szkoły i całymi dniami przesiadywała u swojego chłopaka. Gdy wyjątkowo zjawiała się na lekcjach, Grzegorz wyczekiwał na nią pod szkołą, paląc papierosa za papierosem. Razem szli do jego mieszkania, gdzie zwykle oglądali telewizję i palili marihuanę. To z nim nastolatka po raz pierwszy spróbowała amfetaminy, a później heroiny. Pierwszą dawkę kompotu podał jej dożylnie. Drugi raz wzięła po dwóch tygodniach, później już ćpała co najmniej raz w tygodniu. Uzależniła się po pół roku. Kleju już nie wąchała, za to dużo eksperymentowała, np. z domieszkami Relanium i amfetaminy.

Dzięki temu miałam trzy wejścia


– tłumaczyła.

Najpierw błogość (Relanium), potem dreszcze (kompot), a na koniec gwałtowne bicie serca i trudności z oddychaniem (amfetamina).


Grzesiek był o Anetę chorobliwie zazdrosny, miał pretensje nawet o krótką rozmowę z kolegą w jego towarzystwie. Z czasem zaczął próbować podporządkowywać sobie młodszą partnerkę przemocą. Wpadał w szał nawet bez powodu, po czym zawsze przepraszał i obiecywał, że to był już ostatni raz. Nigdy nie był. Po niecałym roku znajomości Aneta postanowiła odejść, co rozzłościło mężczyznę. Wydedukował, że zatrzyma ją przy sobie poprzez ciążę. Krótko potem nastolatka nie dostała miesiączki.

Matka Anety, która od początku była przeciwna związkowi córki ze starszym mężczyzną, szybko zorientowała się o jej stanie.

Nie będę chował twojego bękarta!


– wykrzykiwał ojciec nastolatki.

Po głośnej awanturze ciężarna uciekła na działki. Ukrywała się tam dwa dni, aż znalazła ją zapłakana matka, prosząc o powrót do domu. Trafiła na detoks do Olsztyna, skąd po dwóch tygodniach uciekła i mimo nalegań ojca nigdy nie wróciła. Po powrocie do Węgorzewa udawała przed rodzicami, że zerwała nałogiem, choć tak naprawdę brała rzadziej i mniejsze dawki. Po pół roku wymknęła się z domu i pojechała przeszło dwadzieścia pięć kilometrów, by odwiedzić znajomych. Na "gigancie" chwyciły ją bóle porodowe i w giżyckim szpitalu urodziła córkę – Zuzię. Dziewczynka była wcześniakiem, ważyła tylko 1,4 kg, miała bardzo dużą wadę wzroku i prawie miesiąc leżała w inkubatorze w Suwałkach. 16-letnia matka wraz z rodzicami regularnie ją odwiedzała, jednak gdy noworodek w końcu wrócił z nimi do Węgorzewa, straciła zainteresowanie. Grzegorz także nie interesował się córką, a trzy miesiące po jej przyjściu na świat, Aneta wróciła zarówno do byłego partnera, jak i do regularnego ćpania. Jej prawa rodzicielskie zostały ograniczone, a opiekę nad Zuzanną przejęła babcia dziewczynki, którą sąd ustanowił rodziną zastępczą.

Matka Anety z wykształcenia była księgową. W swojej karierze pracowała w banku, urzędzie miasta i gminy, na koniec jako kadrowa w szkole. Mimo problemów wychowawczych miała dobry kontakt z córką, według której tylko ona trzymała rodzinę w kupie i walczyła o jak najlepszy byt dla swoich dzieci i wnuczki. W 1997 roku kobieta jak co dzień przygotowywała dla domowników posiłek i z pozoru niegroźnie oparzyła się w palec. Z czasem na jej ciele zaczęły wyskakiwać wypełnione wodą pęcherze. Dermatolog uznała objawy za zwykłe uczulenie i kazała kobiecie wrócić do domu. Gdy bąble zaczęły się coraz bardziej rozprzestrzeniać, trafiła do olsztyńskiego szpitala, gdzie zdiagnozowano u niej pęcherzycę. Po siedmiu tygodniach niespodziewanie zmarła, nie doczekawszy się odwiedzin córki.

Aneta przerwała szkołę zaraz po pogrzebie matki. Coraz więcej ćpała i gorzej dogadywała się z ojcem. Pewnego dnia, po prostu wsiadła w autobus i odjechała. Do Węgorzewa już nigdy nie wróciła.

Nie mogłam już z nim wytrzymać, czepiał się o wszystko


– tłumaczyła swoją decyzję.

Wysiadła na Dworcu Centralnym w Warszawie, gdzie szybko trafiła na grupkę narkomanów. Z czasem zamieszkała u jednego z dilerów na Ochocie, dla którego w zamian za dach nad głową sprzedawała amfetaminę. Codziennie brała narkotyki, często niemałe ilości.

Kiedyś stałam w Warszawie pod Rotundą, jest tam apteka z szybą jak weneckie lustro, że od zewnątrz możesz się przejrzeć. Spojrzałam na siebie i wydawało mi się, że widzę na twarzy krostę. Próbowałam ją wycisnąć. W pewnym momencie wyszła z apteki kobieta i zapytała, co mi się stało. Okazało się że stałam tam ponad trzy godziny. Straciłam kompletnie poczucie czasu


– opowiadała.

Niedługo po przyjeździe do stolicy zaraziła się wirusem HIV. Mimo tego wciąż eksperymentowała i regularnie brała Clonazepam. Kilkukrotnie miała zapaść na ulicy. Nie bała się śmierci, twierdziła, że było jej wszystko jedno i nie interesowała się swoim dalszym losem. Była wręcz wyprana z uczuć. Nie obeszła jej nawet wiadomość o samobójczej śmierci Grzegorza. Nie pojechała na pogrzeb, rzadko też dzwoniła do domu, by zapytać o córkę.

Któregoś razu włóczyłam się po mieście. Nie padało, więc szłam do domu na piechotę. Stałam przed przejściem, a obok mnie kobieta z siatkami plastikowymi


– wspominała.

Wyraźnie się spieszyła z tymi zakupami. Zanim zielone się zapaliło, już weszła na jezdnię. Nagle nadjechał samochód, uderzył ją w połowie przejścia. Z butów normalnie wyskoczyła. Pękły jej te siatki i wszystkie przedmioty się rozsypały. Nie rzuciłam się na ratunek, nawet na nią nie spojrzałam. Tylko na jej portfel. Upadł obok mnie. Nie zastanawiałam się. Wzięłam go i schowałam się do budki telefonicznej. Wyjęłam osiemdziesiąt złotych, portfel zostawiłam w budce i uciekłam. Potem dopiero był przebłysk. Może ona nie żyje. Może do dzieci szła. Ludzie to wszystko widzieli. Biegłam. To przecież mogłam być ja. To ja mogłam wejść na przejście. A może mama już nade mną nie czuwa? Ale zaraz się naćpałam i już nie pamiętałam niczego.


Aneta całymi dniami tułała się po Warszawie, kradła w sklepach i żebrała. Ludzie chętnie jej pomagali, potrafiła wzbudzić litość i umiejętnie grała pokrzywdzoną przez los. W przeciwieństwie do wielu narkomanów z jej otoczenia, dbała o swój wygląd i nie wyglądała na uzależnioną. Miała talent do zjednywania sobie przychylności obcych ludzi. Posiadała stałych sponsorów i sponsorki, którymi byli tknięci litością nad młodą dziewczyną starsi ludzie.

Z czasem z Ochoty wyprowadziła się na Żoliborz, gdzie mieszkał jej nowy chłopak – Dariusz Uba. Mężczyzna był od niej o pięć lat starszy i także ćpał. Rachunki za mieszkanie płaciła jego matka, która razem z konkubentem mieszkała w Legionowie. Ojciec mężczyzny popełnił samobójstwo, najprawdopodobniej z bólu spowodowanym chorobą nowotworową. Darek parał się kradzieżami, często znikał na całe dnie i noce. Zawsze wracał z pieniędzmi i narkotykami, dlatego Aneta nie musiała już organizować dla siebie towaru.

Na początku jedna działa brownu starcza ci na cały dzień, ale potem okazuje się, że jest ci mało. To w zależności od tego, jak często bierzesz. Na początku jedna działka starczała na nas oboje, a później już nie. Było tak, że jak Darek zarobił więcej pieniędzy i było dużo narkotyków, to bez oporu się brało. Potrzebowałaś zapalić czy nie, to i tak paliłaś.


Z czasem sama zaczęła produkować kompot, za co później miała kolegium. Była też karana za drobne kradzieże w supermarketach, rabunki kieszonkowe w autobusach i fałszerstwo.

. . .

Latem 2001 roku Aneta poznała 71-letnią Olgę, zwaną przez bliskich Oleną. Pogodna i towarzyska staruszka mieszkała w bloku na ulicy Andersa i często spacerowała po okolicznych skwerkach.

W 1955 roku Olga Koszutska-Listkiewicz ukończyła studia reżyserskie na PWST w Warszawie. Pracowała jako aktorka oraz reżyser teatralny i telewizyjny. Robiła spektakle w całej Polsce, jej aranżacje pojawiły się także w Teatrze Telewizji. W latach 70. była wykładowcą w Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, ponadto wraz z literaturoznawcą Witoldem Kochańskim oraz swoim mężem Zygmuntem wydała poradnik dla recytatorów. Nieżyjący od 1989 roku Zygmunt Listkiewicz także był aktorem i reżyserem. Mieli jednego syna, Michała – sędziego piłkarskiego, działacza sportowego, a w latach 1999–2008 prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Aneta organizowała spotkania z Olgą tak, by wyglądały na przypadkowe i co kilka dni wpadały na siebie na trasie spacerów staruszki. Często przychodziła do okolicznego baru mlecznego "Sady", gdzie starsza pani przesiadywała ze znajomymi oraz prowadziła żywe dysputy ze spotkanymi ludźmi o sztuce, kulturze czy literaturze. Kobietę wzruszyła przedstawiona przez 22-latkę historia życia – opowiadała o sobie jako córce alkoholika, znajdującej się w trudnej sytuacji materialnej i mającej na utrzymaniu małą siostrę. Olga szybko polubiła Anetę, która nazywała ją ciocią. Z czasem ich znajomość przerodziła się przyjaźń – a przynajmniej tak myślała emerytka. Opiekowała się i troszczyła o młodszą przyjaciółkę, dawała jej pieniądze, częstowała jedzeniem, kupowała ubrania i najpotrzebniejsze przedmioty. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia Aneta zadzwoniła do Olgi i opowiedziała zmyśloną historię, że nie ma pieniędzy na prezenty świąteczne dla najbliższych. Staruszka zaprosiła ją do siebie, zrobiła herbatę, dała trzysta złotych i zaoferowała, że jeżeli będzie w pobliżu, niech zawsze ją odwiedza, by porozmawiać. Dziewczyna skwapliwie to wykorzystywała. Z czasem wymyśliła historię o siostrze w Berlinie, do której chciała pojechać, a "ciocia" Olga postanowiła jej tę podróż sfinansować. Sąsiedzi, znajomi i syn kobiety wiedzieli, że kobieta ma serce na dłoni i uwielbia pomagać, dlatego jej znajomość z młodą dziewczyną nikogo specjalnie nie dziwiła. Kobieta była bardzo wrażliwa i nigdy nie przywiązywała większej wagi do kwestii materialnych. W końcu Michał Listkiewicz z żoną poprosił mamę, by przeprowadziła się bliżej nich, na Ochotę. Przeprowadzka była już przygotowana, ale Olga nie chciała opuszczać ulubionego miejsca i ludzi, z którymi codziennie się widywała.

Darek wiedział o znajomości swojej partnerki z hojną "ciocią" i śmiał się z jej naiwności. Gdy w 2002 roku nastąpiło załamanie pogody, a bardzo niskie temperatury uniemożliwiły Oldze spacery i zarazem zmniejszyły Anecie szanse na jej spotkanie i wyłudzenie pieniędzy, Uba postanowił, że muszą okraść kobietę. Ustalili, że Aneta poda staruszce środki nasenne, a gdy ta zaśnie, ograbią mieszkanie.

8 lutego 2002 roku Aneta zadzwoniła do Olgi pod pretekstem problemów z ojcem alkoholikiem i poprosiła o spotkanie. Wieczorem kobieta zaprosiła ją do siebie, zaparzyła herbaty i od razu dała sto złotych. W tym czasie partner Anety czekał na półpiętrze klatki schodowej. Dziewczyna spytała czy może zadzwonić, po czym wyszeptała do słuchawki, że dostała pieniądze i mogą już odwołać akcję.

Ile?


– spytał Darek.

Za mało!


– skwitował po usłyszeniu kwoty.

Wsyp jej te tabletki. A jak uśnie, poszukaj więcej pieniędzy


– zarządził.

Aneta rozkruszyła i wrzuciła do herbaty staruszki dwie tabletki Clonazepamu, jednak kobieta nie zasnęła i wciąż żywo prowadziła rozmowę. Po jakimś czasie dziewczyna znów zadzwoniła do Darka.

Co mam robić? To wcale nie działa


– skarżyła się.

Chłopak kazał jej wrzucić więcej tabletek, co najmniej sześć. Aneta się nie zgodziła, bała się, że w ten sposób może zabić Olgę. Mimo to wrzuciła do jej szklanki kolejne dwie pokruszone pigułki. Kiedy i te nie poskutkowały, postanowiła odpuścić. Pożegnała się i wyszła z mieszkania. Wychodząc, zauważyła, że starsza pani stała się ospała, pomyślała, że może leki w końcu zaczęły działać. Postanowiła, że wrócą do kobiety nocą. Pojechała z Darkiem po towar, zażyli swoje działki i zasnęli. Około drugiej w nocy Anetę obudził krzyk jej chłopaka.

Zaspaliśmy!


– potrząsał nią.

Udali się pod blok staruszki, Aneta zadzwoniła domofonem. Kobieta otworzyła przyjaciółce drzwi i mimo późnej godziny przywitała uśmiechem. Dopiero gdy zobaczyła za jej plecami Darka, przeraziła się.

Kto to?


– spytała i cofnęła się w stronę kuchni.

Mężczyzna ruszył w jej kierunku. Chwycił drewniany młotek do mięsa, który leżał na blacie i zaczął uderzać. Ofiara osunęła się na podłogę.

Daj kabel!


– krzyknął do partnerki.

Usiadł okrakiem na staruszce i owinął wokół jej szyi przewód od radia. Chwycił jeden koniec, a Aneta za drugi i z całych sił zacisnęli pętlę. Po kilku minutach Olga Koszutska-Listkiewicz przestała się ruszać.

Ona już chyba nie żyje


– wyszeptała Aneta.

Dariusz sprawdził puls kobiety, podniósł głowę, pokręcił nią.

Jeszcze żyje


– stwierdził i sięgnął po nóż.

Zadawał ciosy z tak dużą siłą, że aż złamało się ostrze. Uderzał w klatkę piersiową, twarz, szyję, ramiona. Odwrócił ofiarę na brzuch, by dźgać w plecy. Na koniec poderżnął jej gardło.

Para przeszukała mieszkanie, Darek w wełnianych rękawiczkach i foliowych siatkach nałożonych na buty, Aneta bez wcześniejszego przygotowania. Ukradli biżuterię, medale okolicznościowe po ojcu kobiety i pieniądze w kwocie około dziesięciu tysięcy złotych. Po wyjściu Aneta zamknęła drzwi na klucz, który znalazła w jednej z szuflad i udali się na postój taksówek. Po drodze Darek wyrzucił do kontenera narzędzia zbrodni, które Aneta wcześniej zapakowała w reklamówkę. Po powrocie do swojego mieszkania na Sadach Żoliborskich wyrzucili ubrania, które mieli tej nocy na sobie – oprócz skórzanej kurtki Darka. Przebrali się i poszli spać. Rano Uba pojechał po narkotyki, których kupił bardzo dużo. Pieniądze wydali także na ubrania, pierścionek dla Anety, telefony komórkowe, nowy telewizor oraz Playstation. Większość jednak przećpali.

Po kilku dniach sąsiadów zaczęła niepokoić nieobecność Olgi. Dzwonili i pukali do jej drzwi, ale oczywiście nikt nie otwierał. Wracając ze spaceru, jedna z sąsiadek zauważyła, że od kilku dni w mieszkaniu staruszki bez przerwy widać odblask telewizora, zawiadomiła więc syna Olgi. Michał Listkiewicz przebywał akurat na Cyprze, gdzie reprezentacja Polski rozgrywała towarzyski mecz z Irlandią Północną. Prezes PZPN poprosił więc swojego przyjaciela oraz syna, by sprawdzili, co dzieje się w mieszkaniu jego matki. Mężczyźni pojawili się na miejscu 14 lutego. Okazało się, że wzięli niepasujący do zamka klucz, dlatego jeden z nich wspiął się na oblodzony balkon. Tam przez przeszklone drzwi zobaczył wystające z kuchni nogi.

Policjanci zabezpieczyli wiele śladów linii papilarnych i DNA na niedopałkach papierosów. Znaleźli też notes zamordowanej, w którym było imię "Anetka". W momencie znalezienia ciała kobieta miała otwarte oczy. Sekcja zwłok wykazała dwadzieścia osiem ran tłuczonych głowy, złamanie kości czaszki, dwie rany kłute, trzy cięte, dwie punktowe rany skóry, ranę kłutą policzka i lewego przedramienia, głęboką ranę ciętą szyi z przecięciem krtani, czternaście ran kłutych klatki piersiowej oraz innych narządów, złamane żebra. We krwi denatki nie znaleziono śladów Clonazepamu, ani innych środków odurzających, co może oznaczać, że ofiara nie wypiła herbaty. Biegli nie byli w stanie określić daty jej śmierci.

Aneta Barczuk i Dariusz Uba zostali zatrzymani 20 lutego w swoim mieszkaniu. Podczas przeszukania znaleziono skórzaną kurtkę Dariusza oraz dwudziestoszylingowy banknot ze śladami krwi Olgi Koszutskiej-Listkiewicz. Aneta od razu przyznała się do udziału w morderstwie, Darek zasłaniał się niepamięcią spowodowaną narkotykami. Przy drugim przesłuchaniu, oskarżona usiłowała już umniejszyć swoją rolę w zabójstwie i uważała, że "nie była do końca świadoma tego, co robi, bo była na prochach". Mówiła, że bardzo żałuje tego co się stało. Uba całą winę zrzucał na swoją partnerkę. Przesłuchany został także jego brat, który od jakiegoś czasu, po wyjściu z więzienia mieszkał z parą. Mówił, że nie zauważył, by w zachowaniu jego współlokatorów cokolwiek się zmieniło i by mógł coś podejrzewać. Po morderstwie łatwo przeszli do porządku dziennego. Przypomniał sobie jedynie, że zaczęli prowadzić rozrzutny tryb życia, jeździli wszędzie taksówkami, a Aneta nosiła pierścionek zaręczynowy. Dwa dni przed wtargnięciem policji odwiedziła ich matka braci Uba, która także nie zauważyła żadnych zmian.

Nie pamiętam swojego życia przez kolejne dwa tygodnie, aż do zatrzymania. Byłam naćpana, chciałam się zaćpać


– mówiła Aneta.

Ćpałam po to, żeby nie myśleć o tym, co się stało. Nie wiedziałam, co mam robić, czy wezwać policję, czy komuś o tym powiedzieć, czy się zaćpać. Wybrałam ten trzeci wariant. W końcu znalazła nas policja.


Zeznania składali także taksówkarze, którzy feralnej nocy stali na postoju, po którym kręcili się mordercy. Jeden z nich zeznał, że Aneta miała błędny wzrok, jakby była w szoku lub czymś zrozpaczona.

Biegli psychiatrzy nie stwierdzili u Barczuk choroby psychicznej. Rozpoznano, że ma nieprawidłową osobowość, jest silnie egocentryczna i hedonistyczna, a zarazem posiada znacznie rozwinięte umiejętności społeczne. "To osoba obdarzona niezwykłą łatwością nawiązywania kontaktów z ludźmi, wzbudzania zaufania oraz traktowania ludzi w sposób instrumentalny, dla zaspokojenia własnych celów". Umiejętnie manipulowała innymi, dlatego tak skutecznie żyła z żebractwa. Jej znajomości nigdy nie były bezinteresowne, jest osobą nastawioną tylko na zaspokajanie własnych potrzeb. Na obserwacji psychiatrycznej była bardzo lubiana, miła w obejściu, wzbudzała współczucie i opiekuńczość. Inne pacjentki oddawały jej nawet swoje ubrania. Starała się wywrzeć dobre wrażenie na lekarzach i demonstrowała przeżywane poczucie winy. Biegli stwierdzili, że okazana przez nią skrucha mogła mieć jedynie na celu pozytywne kształtowanie jej wizerunku w oczach innych. U takiej osoby wszystko może być manipulacją, jednak ciężko stwierdzić obiektywnie, co jest szczerą reakcją, a co manipulowaniem. Mimo daleko posuni
kvoka - Zapraszam na nową historię z serii #polskiepato pt. Ciocia Olga.

Tekst moż...

źródło: comment_oT3uxtRBOL84JWWTSjEAItvQ0nv6bCgz.jpg

Pobierz
  • 41
  • Odpowiedz
@kvoka bardzo rzetelnie napisany tekst. Jak czytałam o tym synu zamordowanej, który pomagał jeszcze Anecie to rysował mi się obraz bardzo manipulującej kobiety, która ma zero skrupułów. Dobrze, że się ogarnął i przestał dawać się wykorzystywać.
  • Odpowiedz
@kvoka: cała książka swoją drogą bardzo dobra. Jednym z ciekawszych jej aspektów jest to, że żadna z osadzonych nie jest winna samej sobie ¯\_(ツ)_/¯
  • Odpowiedz
via Android
  • 16
tak czytam o tych jej manipulacjach i wcale bym sie nie zdziwił, gdyby się okazało, że wrobiła tego typa


@Anty_Chryst Nie sądzę. Jej zeznania znajdują potwierdzenie w materiale dowodowym z miejsca zbrodni, a jego nie.
  • Odpowiedz
via Android
  • 27
@matra Zauważyłam, że to bardzo typowe i wszyscy osadzeni uważają, że są niewinni lub mniej winni niż pokazuje to akt oskarżenia :D
  • Odpowiedz
@kvoka: o cholera, to w sumie dziwne że to pierwsza historia przy której czytaniu lekko opadła mi szczęka, głównie ze względu na wspomnienie Michała Listkiewicza i jego zachowanie po dokonanym morderstwie.

Dobra robota.
  • Odpowiedz
@kvoka: mam nadzieję że jej córka jakoś sobie radzi i nie jest kaleką przez jej ćpanie.

Szanuję postawę Listkiewicza. Nie byłbym w stanie wybaczyć czegoś takiego.
  • Odpowiedz
Zauważyłam, że to bardzo typowe i wszyscy osadzeni uważają, że są niewinni lub mniej winni niż pokazuje to akt oskarżenia :D


@kvoka: wszyscy też są niezwykle romantyczni i bardzo kochają swoje matki (nawet jak siedzą za art. 207 par. 1 k.k. na ich szkodę). Jak szukać idealnego kandydata na męża, to tylko w kryminale ;-)
  • Odpowiedz
opadła mi szczęka, głównie ze względu na wspomnienie Michała Listkiewicza i jego zachowanie po dokonanym morderstwie.


@Hypeman: ale wiesz, listkiewicz to osoba publiczna i musi trochę grać szczególnie jak jest jakimś członkiem związku piłkarskiego.
  • Odpowiedz
@kvoka: Ciekawa historia, głównie ze względu na Listkiewicza, na którego od teraz pewnie inaczej spojrze.
Z jednej strony zaimponował mi tym, ze zaczął pomagać jej córce. Z drugiej, pomoc samej zabójczyni jawi mi sie juz jako straszna naiwność.
  • Odpowiedz