Wpis z mikrobloga

Ktoś kiedyś powiedział dwa tak ciekawe, a tak zarazem nieosiągalne dla mnie słowa „Carpe diem”.
Człowiek jest pełen rozterek. Nic nie w życiu nie jest dwubiegunowe oprócz choroby psychicznej.
Nawet prosta decyzja ma przynajmniej kilka jak nie kilkanaście rozwiązań, które niosą za sobą wiele emocji. Tylko miłe i przyjemne odczucia mają wielką skalę. Od tych delikatnie muskających naszą jaźń, po ekscytujące wywołujące ekstazę naszego ciała. Podobnie jest z tymi negatywnymi, których za wszelką cenę chcemy uniknąć w naszym życiu, a które są jego nieodzowną częścią. Lekki niepokój, który może być nawet odebrany jako przyjemny, po paraliżujący lęk, który niszczy wszelkie plany i stacza nas na skraj przepaści poniżej której znajduje się już tylko piekło.
Myślę, że Ty również, doświadczyłeś w swoim życiu wszystkich skrajnych emocji, które ukształtowały Twoją psychikę, chęć lub niechęć do podejmowania wyzwań. Kto tak naprawdę wywołuje to wszystko? Z jednej strony mamy niepodważalne informacje iż to wszystko to tylko biochemiczne reakcje. A tak naprawdę nasza dusz siedzi tylko obok naszego ciała i przygląda się ciągłej walce, która odbywa się za pomocą przekaźników chemicznych w naszym organizmie. Czy nie wydawało Ci się kiedyś, że robisz coś przeciwko własnemu sobie? Czy czasem nie chciałeś porozmawiać z jakąś super ładną dziewczyną, albo super przystojnym chłopakiem, ale nie byłeś w stanie zebrać myśli i zdobyć się na odwagę? Czy nie miałeś marzenia aby być sławnym piosenkarzem, ale lęk przed mikrofonem i spojrzeniem ludzi lub lęk przed wstydem nie zniweczył Twoich marzeń? Czy nie chciałeś kiedyś stanąć w obronie drugiej osoby, ale strach, który pojawił się i nad którym nie miałeś kontroli pozwolił Ci jedynie się wycofać? Czy nie chciałeś skoczyć na spadochronie, ale lęk przed śmiercią nie pozwolił Ci na ten wyczyn? Czy my tak naprawdę jesteśmy w stanie chwycić z całych sił nadarzającą się okazję i zrobić w życiu coś co pozwoli nam w pełni poczuć szczęście i pełnię kontroli nad sobą? Ja osobiście pełni szczęścia nie zaznałem prawie nigdy. Zawsze stawało coś naprzeciwko, taki czarny duch, lęk który wiecznie utrudniał mi życie i nie pozwalał na rozwinięcie żagli. Są ludzie na świecie cieszący się życiem nie zważający na otaczające nas przeciwności ale ja do nich nie należałem nigdy.
Zawsze wspominam swoją przygodę gdy byłem jeszcze dzieckiem. Wracałem z bratem i kolegami z odpustu. Jak to małe dzieci kupiliśmy sobie petardy i rzucaliśmy w nadjeżdżające samochody. Petardy były małe, także krzywdy ani samochód ani kierowca nie mógł zaznać. Jednak jeden z nich zatrzymał się i nastraszył nas tak, że pokazałem palcem na brata który rzucił petardę pod samochód. Czy to moja wina że tak zrobiłem? Często nad tym się zastanawiam. Czasem mam wyrzuty sumienia z tego powodu, że tak łatwo poświęciłem więź z bratem aby ratować własną dupę. Ale z wiekiem dochodzę do wniosku, że tak naprawdę to nie ja decydowałem o tym. Ale moje ciało, moja podświadomość przejęła kontrolę i zrobiła to za mnie.
Drugi taki przypadek jak na kolonii mojego brata dopadł dużo starszy od nas chłopak, uderzył go kilka razy, a ja nie zareagowałem, stałem sparaliżowany ni mogąc nic zrobić. W głowie opracowałem już milion scenariuszy jak bym to teraz rozwiązał. Jak poświęciłbym się również dla brata próbując mu pomóc. Ale niestety czasu już nie cofnę, choć bardzo chciałbym to zrobić i naprawić wiele błędów, które popełniłem w swoim życiu.
Dawno temu poznałem super dziewczynę, rozmawialiśmy długo przy piwie na grillu i w pewnym momencie pojawił się ten jedyny błysk, który chyba każdy jest w stanie rozpoznać. Niestety jak zwykle błysk to była krótka chwila, ponieważ pojawił się podświadomie lęk, mózg zapełnił się myślami, a jak jak zwykle zrobiłem krok wstecz i nic z tego nie wyszło. No i jestem sam. Sam jak palec. Chciałbym coś w swoim życiu zmienić, ale nic mi nie wychodzi. Przyjęło się, że takich ludzi na internecie w portalach społecznościowych nazywa się przegrywami. Ale czy to na pewno moja wina, że moja podświadomość przejmuje nade mną kontrolę w takich sytuacjach i nie pozwala mi zrobić kroku na przód wbrew wszelkiej przeciwności? Często zastanawiam się dlaczego tak musi być, co robię źle i co zrobić żeby było inaczej. Ale im więcej próbuję z tym walczyć tym większa jest odpowiedź mojego ciała. Nawet nie wiesz jak mocno chciałbym się wyrwać z tych więzi i stać się odważnym, cieszącym się życiem człowiekiem. Dlatego pytam się Ciebie dlaczego Carpe diem nie tyczy się mojej osoby?
Ludzie wyśmiewają tchórzy, odizolowane osoby. Ale takie osoby tak naprawdę toczą ze sobą wieczną pełną odwagi walkę. Walkę z własnym sobą. J
ednak z niewiadomych przyczyn ciągle ją przegrywają. Gdyby tylko udało się zablokować natrętne myśli i gwałtowne reakcje organizmu tak naprawdę ktoś tchórzliwy miałby na tyle mocną psychikę, doświadczoną wszelkimi wcześniejszymi niepowodzeniami, że nic nie mogłoby go zaskoczyć. Byłby pełen odwagi i siły do walki i zmian własnego życia. Ale jak to zrobić? Jak przezwyciężyć swoje słabości? Zawsze zastanawiałem się nad tym i im więcej myślałem na ten temat zamiast silniejszy stawałem się coraz słabszy. Czasem czuję się jakbym to nie ja był właścicielem własnego ciała. Moja świadomość chce zupełnie czego innego niż podświadomość. Jest to tak utrwalone jak w doświadczeniu Pawłowa nad psami. Tyle razy doświadczyłem niepowodzeń, że sama myśl o tym wywołuje u mnie negatywne emocje. A z pozoru prosta sytuacja dla przeciętnego człowieka wywołuje u mnie napad paniki, drżenie całego ciała i chęć do zaszycia się w jak najgłębszej norze. Z dala od wszystkiego. No i tak tkwię samotny z własnymi koszmarami już od 35 lat. Czasem zastanawiam się dlaczego tak jest. Zawsze byłem zdolną osobą. Sporo czytam, mam mnóstwo zainteresowań. Ale nie potrafię ułożyć sobie życia. Prawie zawsze jestem wycofany, choć czasem zdarzają się epizody, że zupełnie o tym wszystkim w ferworze pracy zapominam i staję się na nowo odważny. Ale zdarza się to coraz rzadziej. Coraz mniej mam również szans i siły na zmianę własnego życia. Czasem zastanawiałem się czy tego nie skończyć, ale nigdy nie lubiłem prostych rozwiązań. Tak siedzę sobie teraz słucham Nena – In meinem Leben i zastanawiam się co robić dalej. Jest nowy rok każdy ma jakieś postanowienia noworoczne. Ja pewnie jak zwykle nie będę miał żadnego bo wiem że się nie sprawdzi. Pewnie jak zwykle kilka razy w tygodniu zaliczę kalistenikę. Pouczę się programowania w Raspbeery Pi, latem popracuję w pasiece z pszczołami. Przeczytam kilka książek, a jesienią znowu będę miał więcej czasu na rozmyślanie nad swoim przegranym życiem i brakiem perspektyw na coś większego niż tylko egzystencję. Mam własne mieszkanie, małą własną firemkę. Pieniędzy mam na tyle, że mogę sobie pozwolić na kilka wyjazdów na wakacje w roku, ale nie mam nawet z kim na ten wyjazd jechać. Mam milion pomysłów na spędzenie wolnego czasu, ale niestety wszystko kończy się na tym, że siedzę w domu i użalam się nad tym, że nie mam z kim spędzić tego czasu. Mam rodzeństwo, ale niestety za każdym razem jak ich odwiedzę i widzę, jak im się udało ułożyć własne życie wracam z jeszcze większą depresją do siebie i zamiast poprawić sobie humor jestem w jeszcze gorszej sytuacji. Podtrzymuje mnie tylko nadzieja, że kiedyś może się uda kogoś poznać, to wszystko zmienić, wyrwać się z tej czarnej dupie w której obecnie się znajduje od kilkunastu lat. Ale z wiekiem tracę coraz bardziej resztki nadziei że cokolwiek w moim życiu się zmieni. Znajomych też mam już coraz mniej, wszyscy mają rodziny i nie chcą, albo po prostu coraz rzadziej spotykają się ze mną, bo nie mam im niczego do zaproponowania. Ich dzieci i żony przecież nie będą się ze mną bawić… Pytam się Ciebie jak żyć. Co zrobiłem źle, że moja podświadomość niszczy mnie od środka. Czy kiedykolwiek zaznam szczęścia, czy jestem człowiekiem, który rodząc się został już na samym początku skazany na wewnętrzne więzienie. Czasem czuję się jakbym miał na sobie obrożę elektryczną. Jak tylko chcę zrobić coś więcej, coś co zmieni moje życie, od razu następuje sprzężenie zwrotne na tyle silne, że z powrotem stawia mnie w tej samej sytuacji lub jeszcze gorszej bo z brakiem nadziei na zmianę i na przyszłość. Pytam jeszcze raz co znaczy Carpe Diem? Bo ja pomimo prób nie doświadczyłem w pełnie szczęścia…
  • Odpowiedz