Wpis z mikrobloga

Oglądałem sobie bbc, akurat wiadomości były, mówili o przygotowaniach, o sztafecie olimpijskiej, itp. I naszła mnie taka refleksja - spośród wszystkich igrzysk, które pamiętam (czyli powiedzmy od Atlanty 96', choć wtedy miałem 8 lat i nie bardzo wiedziałem co to są te igrzyska), najlepiej kojarzą mi się igrzyska Sydney 2000. Chodzi mi tu przede wszystkim o oprawę, ceremonię otwarcia i zamknięcia (no bo szczerze - dyscypliny sportowe się powtarzają). Dochodzę do wniosku, że Australijczycy mieli coś, czego brakowało Grekom, czego szczególnie brakuje Chińczykom (nastawionym na perfekcjonizm) i czego zapewne zabraknie sztywnym Anglikom - luzu, radości, podejścia, że jak coś nie wyjdzie, to nie będzie tragedii. Brakuje mi tej atmosfery przyjaźni i koleżeństwa. Pamiętam jak dziś, że na zamknięcie igrzysk w Sydney dookoła stadionu jeździły cztery sceny z różnego rodzaju muzyką, a wszyscy sportowcy brali udział w wielkiej imprezie na środku stadionu olimpijskiego. Tak, igrzysk z 2000 roku długo jeszcze nikt nie przebije. Szczególnie momentu zapalenia znicza.

Poza tym wydaje mi się, że wtedy mniej było komercji niż dziś.

Ah, no i - Vanessa Amorosi

A może po prostu nie jestem obiektywny, bo strasznie lubię Australię? Kto wie ;)

#spokojnemysli #londyn2012
  • 7
@bardzospokojnyczlowiek: Bo to "dzięki terrorystom" powstała masa przepisów których wypełnienie należy do organizatorów, a przekłada się to na jak powiedziałeś "mniej luzu". Bo jeżeli każdego traktujemy jako potencjalnego terrorystę, to zarówno organizator nie będzie wesoły a i kibice mają frajdę popsutą.

Że już pominę kwestię tego, że w świecie "pre-9/11" raczej nikt nie zakładał, że na stadion wejdzie zamachowiec z bombą. Jeżeli już zakładano możliwość ataku terrorystycznego to raczej spodziewano się