Wpis z mikrobloga

#pasta #iiwojnaswiatowa #dasboot #opowiadanie #lidl #biedronka

Kilka klatek obok mojego mieszkania, mieszka pan Heinrich Lehman-Willenbrock - niemiecki dowódca okrętów podwodnych, szerzej znany jako "Stary" z powieści Lothara-Güntera Buchheima. Znają go wszyscy w okolicy. Starzy i młodzi. Cieszy się reputacją wspaniałego sąsiada i jeszcze lepszego kapitana marynarki wojennej. Cała kamienica kibicuje mu na regatach, w których regularnie uczestniczy chyba od urodzenia. Zawsze kiedy ktoś ma problem np. Z cieknącym kranem to od razu puka do pana Heinricha zamiast dzwonić po Leszka- niezbyt pracowitego i opryskliwego hudraulika zatrudnionego przez administrację. Kapitan zawsze użycza zestawu do uszczelniania rur używanego w jego łodzi podwodnej podczas wojny. Nie było problemu z mocowaniem uszczelek kiedy przy zanurzeniu, pod wodą robiło się gorąco, nie ma i teraz kiedy cieknący kran zalewa sąsiadowi sufit.
Nawet pan Lloyd, pracujący kiedyś na brytyjskim statku transportowym, zatopionym przez okręt kapitana, nie chowa już do niego urazy. Ten nieraz użyczał mu cukru i zapraszał na wspólną grę w szachy. A dzieciaki? Po prostu go uwielbiają! Kiedy pan Heinrich wychodzi z klatki, młodzi z pobliskiego placu zabaw zbiegają się i okrążają biednego kapitana. Kiedy ten się uśmiecha i powoli wsuwa rękę do kieszeni swojej wysłużonej kurtki oficerskiej, od razu wybucha u nich fala entuzjazmu. Wiadomo wtedy, że są tam cukierki lodowe "Ice". Którymi kapitan z chęcią częstuje dzieciaki na przekór ich rodzicom. Często spotykam Starego podczas robienia zakupów w osiedlowym Lidlu. Kiedy jest już przy kasie to w jego koszyku prawie na pewno znajduje się kilka puszek piwa "Argus porter", paczka cukierków "Ice", szynka Szwarcwaldzka, suchary i kiszona kapusta.
Pamiętam jak kiedyś kapitan przez przypadek strącił z półki kilka paczek papieru toaletowego. Sam pośpiesznie podbiegłem, żeby pomóc mu je układać. Stary później poklepał mnie po ramieniu, podziękował i powiedział: "W sklepie to porządek ma być i dużo szerokich przejść pomiędzy regałami. Dokładnie tak jak w łodzi podwodnej!". Na szczęście zdążyłem mu pomóc przed obsługą sklepu, która już biegła przez główną alejkę aby usunąć tą niedogodność z drogi klientów. Od tego czasu to Stary pierwszy mówi mi "dzień dobry" unosząc przy tym w górę swoją czapkę z napisem "Kriegsmarine".
Przy przedostatnim naszym spotkaniu doszło do niemiłej niespodzianki- Lidl został zamknięty z powodu prac remontowych. Tak się złożyło, że stanęliśmy akurat razem przed drzwiami na których wisiało ogłoszenie z tą smutną wiadomością. Zaproponowałem zrobienie wspólnych zakupów w Biedronce, która też była blisko. Stary przyjął plan z aprobatą choć sam w Biedronce nigdy nie był. Byłem bardzo podekscytowany, że mogę spędzić trochę czasu z kapitanem Heinrichem sam na sam. Wiedziałem, że koledzy będą mi zazdrościć!
Porozmawialiśmy sobie po drodze trochę o życiu, technice i kobietach. Stary wytłumaczył mi jak działa detekcja akustyczna i co oznacza ten charakterystyczny dźwięk "pip". Stanęliśmy w drzwiach. Kiedy weszliśmy do środka kapitan Heinrich trochę zwolnił kroku i zamilkł na chwilę, zupełnie jakby czegoś się przestraszył. Wziąłem wózek i ruszyliśmy na początek na dział piwny. Stary wilk morski pije tylko portery. Niestety żadnego nie znaleźliśmy. Pan Kapitan popatrzył na mnie z lekkim żalem wypisanym na twarzy. Niestety... Poszliśmy dalej, na pieczywo. Heinrich załadował w torebkę kilka kajzerek i do koszyka włożył paczkę sucharów. Skierowaliśmy się na mięso. Musieliśmy przepuścić kilka osób bo na środku przejścia stał taki wielopiętrowy wózek do transportu pieczywa i paleta z poukładanymi zafoliowanymi kartonami jak na jakimś magazynie.
-Jakiś nowy pracownik musiał to tu zostawić i zapomniał odstawić na miejsce. Na pewno!-stwierdził kapitan z pewną dozą zażenowania, ale jakby z nadzieją. Sam często powtarzał, że jakby w łodzi podwodnej coś leżało nie na swoim miejscu to takiego flejtucha od razu do szorowania pokładu się wysyłało. Szynki Szwarcwaldzkiej nie znaleźliśmy, ale jakaś tam inna podobna z Hiszpanii była. Kolejno poszliśmy wgłąb sklepu na chemię itp. Stary zatrzymał się nagle w bezruchu. Wpatrzony tępo przed siebie stał tak przez kilkanaście sekund.
-Panie kapitanie? -zapytałem z troską.- Panie kapitanie? Panie kapitanie! Kapitän?!
W tym momencie Stary powoli skierował na mnie swój wzrok. Oczy miał zalane łzami, do tego cały się trząsł. Upuścił wszystkie produkty, które trzymał w rękach. Na chwilę zamknął oczy i cicho szlochał.
-Proszę się przesunąć!- z wyrzutem burknął pracownik sklepu chcący przez ciasną alejkę przejechać takim małym wózkiem do przewożenia palet. Szarpnąłem go za ramię, przycisnąłem do ściany i zapytałem, czy wie kim jest ten człowiek. Zaskoczony pracownik zawołał o pomoc, więc szybko się ulotniłem. Chwyciłem Starego pod rękę i skierowałem się do wyjścia. Pytałem go potem wielokrotnie co takiego się stało, ale kapitan Heinrich raz tylko pokręcił przecząco głową a raz w ogóle nie zareagował. Siedział cały czas zamknięty w mieszkaniu. Osiedle tak jakby posmutniało... Nie przybył na ostatnie regaty, na twarzy pojawił się chaotyczny, niezadbany zarost. Wszyscy zachodziliśmy w głowę co mu jest i czy potrzebuje pomocy.
Wszystko się wyjaśniło kiedy postanowiłem pojechać do Lidla w sąsiednim mieście bo akurat trwał tydzień grecki a mama poprosiła mnie o kupienie baklawy. Zaszedłem do mieszkania Starego i zaproponowałem, że może jechać ze mną jeśli ma ochotę. Ten natychmiast odłożył fajkę i ekspresowo ubrał buty. W samochodzie opowiadał, że wojna to kapryśna kochanka. Okręt U-96 nie odnosił samych sukcesów, były też chwile grozy. Pewnego razu jego U-boot spotkał na Atlantyku konwój brytyjskich transportowców. Trzy okręty płynące jeden za drugim.
-To był smakowity kąsek...-powiedział.- Niestety zaskoczył nas ten cholerny niszczyciel... Zanurzyliśmy się, ale tak na prawdę nie było ucieczki. Kiedy spadła pierwsza bomba głębinowa załogę przeszył blady strach. Z każdą kolejną traciliśmy nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczymy nasze rodziny. Zanurzaliśmy się głębiej i głębiej, ale ten cholerny niszczyciel nie odpuszczał! Dziś nie wiem czy to trwało chociaż godzinę. Dla nas to była cała wieczność. Niszczyciel przepływał nad nami i zawracał bez końca... Przeżyliśmy prawdziwe piekło.- podsumował ciężko wzdychając.
Na szczęście załodze udało się przetrwać. Kapitan przypomniał sobie o okropieństwach wojny patrząc na porozrzucane po biedronkowych półkach kartony i różne opakowania. Ciasne przejścia i przeciskające się przez nie wózki do złudzenia przypominały atmosferę jaka panowała w torpedownii owego feralnego dnia.
Stary całkowicie się rozpogodził kiedy jeszcze na parkingu wziął porządnego łyka porteru „Argus“. W drodze powrotnej śpiewał roześmiany swoją ulubioną piosenkę:

It’s a long way to Tipperary,
It’s a long way to go.
It’s a long way to Tipperary
To the sweetest girl I know!
VVittgenstein - #pasta #iiwojnaswiatowa #dasboot #opowiadanie #lidl #biedronka 

 K...
  • Odpowiedz