Wpis z mikrobloga

To był długi, perfumowy dzień...(aż odpaliłem kompa, żeby ten wpis stworzyć [])
Na sam początek zajmijmy się:

Yves Saint Laurent - Rive Gauche

Powiem szczerze, że kilka razy przechodząc koło półki z zapachami od Francuzów nie zwracałem zbytnio na niego uwagi.
Tym bardziej, że jeśli mnie pamięć nie myli, to zawsze jakoś na dolnych półkach stał, a ja już stary dziad jestem, więc nie chce mi się schylać :D
Jednakże, po wpisie od naszego Doktorka, będąc w odwiedzinach w perfumerii na D, postanowiłem zasięgnąć po tego gagatka, chociaż miałem w planach poszperać za tym moim budyniowym zapachem.
Nie będę ukrywał, że barbershop scent type nie jest moim ulubionym typem perfum, ale od zawsze staram się nie szufladkować ich i mieć otwarte serce do olfaktorycznych doznań.
Nie będę Wam w sposób mickiewiczowski opisywał moich doznań (ok, skłamałem xD) - bo doskonale to zrobił @dr_love, ale jeśli tak pachnie barber w USA, to chciałbym już tylko tam chodzić, by strzyc swój brzydki łeb.
Otwarcie jest fenomenalnie ziołowe, korzenne, aromatyczne i nie ma w tym wszystkim taniego mydła, lecz czuć jakość składników.
Ma się ochotę sięgnąć po telefon i zapytać się na kiedy można się zapisać, by przystrzyc swoją brodę i czy wszystko jest po staremu, nawet to samo krzesło które jest już wysiedziane i za każdym razem skrzypi, gdy spróbujemy się spojrzeć koło siebie.
Co mam więcej powiedzieć...zapach dla świadomego faceta, który zna siebie i wie w jaki sposób patrzy na świat, na swój ubiór, cenne zabawki w garażu, kobiety i hierarchie wartości, dzięki której próbuje przebijać się przez ten niewygodny świat.
Ode mnie 10/10.

Teraz będzie....lżej :)
Otóż doskonale wiem, że na tagu lwia większość ludzi nie są hobbystami i zwykłymi użytkownikami perfum, więc postanowiłem przetestować:
Jesus Del Pozo - Halloween Man oraz Jesus Del Pozo - Halloween Man Shot.
Pierwszy z nich jest klonem Paco Rabanne - 1 Million natomiast drugi ma być klonem Yves Saint Laurent - La Nuit de L'Homme, ale czy tak jest?

Jesus Del Pozo - Halloween Man nabyłem dzięki uprzejmości kolegi z perfuforum i pozwoliłem sobie zrobić test globalny i dodatkowo dzisiaj byłem w drogerii by skonfrontować batch z 2013 roku z ówczesnymi wypustami.
Może trochę o zapachu, otóż w rzeczywistości bardzo trafnie na fragnatice użytkownicy komentowali, że Halloween Man jest miksem 1M oraz CH VIP.
W otwarciu rzeczywiście widać duże nawiązanie do Paco Rabanne, lecz jest bardziej cynamonowo i korzennie.
Nie uderza od razu ta przenikliwa słodycz, jest bardziej ostro i bardzo dobrze.
Gdy dodamy do tego wanilie - która nie ukrywajmy nie pachnie jak prawdziwa wanilia, a po prostu jakieś chemiczne podobieństwo jej, to mamy całkiem fajnie zbalansowany zapach w otwarciu.
Gdy perfumy przechodzą do nuty serca, zapach staję się bardziej skórzany, zaczyna wychodzić ambra i tak już będzie do samego końca, aż zaniknie całkowicie dry down.
Parametry są bardzo ok i możecie liczyć na zadowalającą projekcję, wraz z trwałością rzędu 10h.
Różnice pomiędzy batchem z 2013, a 2018 roku, według mojej opinii są tak niewielkie, że nie warto sobie nimi zaplątać głowy.
Czy warto?
Za 50 zł warto i nawet za 90 zł warto.
Pytanie czemu?
Bo jeśli chcecie kupić 1M, to kupicie sobie Halloweena. Będziecie mieli coś bardziej z charakterem, a i pieniądze zaoszczędzone na nie kupowaniu 1M, będziecie mogli wydać na porządnego kebsa i to nie na jednego, a na 10!

Nie będę ukrywał, że jestem zakochany w Yves Saint Laurent - La Nuit de L'Homme i wszelkie klony próbujące go naśladować, dla mnie i tak nie będą miały do niego podejścia, ale szanse trzeba dać.

Jesus Del Pozo - Halloween Man Shot w otwarciu jest mixem dobrze znanego The One w wersji EDT, oraz faktycznie La Nuit de L'Homme.
Według mojej subiektywnej opinii, proporcję te układają się mniej więcej 70/30 w stronę D&G i możemy dyskutować przez pół godziny w którą stronę pójdzie dalej zapach w sercu, czy to będzie bardziej The One, czy Nuit i tu następuję zdziwienie.
Mija pół godziny, wącham dłoń i mówię - cholera, ja to gdzieś już czułem i to nie są te dwa zapachy. Mam już typ w głowię, ale zanim to ostatecznie rozsądzę wchodzę na fragnatice i jest już wszystko jasne.
Miałem rację i nie pomyliłem się.
Czuć jest dużo irysa i ku mojemu zaskoczeniu jest to rzeczywiście całkiej dobrej jakości irys.
Ważnym jest by nie brać pod uwagę linii Diora, czy Valentino Uomo Intense, a coś innego, otóż Prada - L'Homme.
Bardzo podobne irysowe mydło, przeplecione słodkością kardamonu i wanilii.
Tak, to jest to i tutaj obalam częściowo mit, że jest to klon YSL.
Tylko częściowo, bo rzeczywiście ma coś z Nuit, ale bliżej mu jest do The One i ta baza pradowska.
Niezłe zaskoczenie, prawda?
A niezłe, niezłe...
Parametry w porządku, do 45 minut całkiem ładnie projektuję z dłoni, ale potem siada blisko skóry i powiem Wam, że jak sobie tak macham właśnie ręką, to mają coś w sobie przyciągającego i seksownego.
A może się zlewają z czymś innym, co mam obecnie na dwóch nadgarstkach i takie mam wrażenie?
Oby, bo to co mam na nadgarstkach, to dla mnie jest petarda i nie ukrywam - zawirowało to trochę moim światem.
Co to jest?
Okaże się niedługo...oby :D

Pamiętajcie, żeby sobie nigdy nie dać wmówić, że to choroba! (yhymmmm xD)
Pozdrawiam wszystkich tych małych i tych większych perfumowych świrów.

#perfumy #zainteresowania
  • 5
@dr_love:
Jest power, jest pozycja obowiązkowa do przetestowania, bo nie wyobrażam sobie niczego, co w lepszy sposób odda ten typ zapachu i powiem więcej, że tutaj już zupełnie nie chodzi o parametry.
Chodzi o to, co w perfumach najważniejsze, czyli przeżywanie i doznawanie, a to, czy będzie siedział na mnie godzinę mniej i będę go samemu czuł...who cares?
Wystarczy sięgnąć ręką do swojej półki :)
Co do Jesusów to tak, tylko
@don_baltazar
U mnie trochę inaczej to wygląda, bo mam na początku 70/30% The One, potem 80% Prada L'Homme i potem znowu irys totalnie zanika, zostaje kardamon i jest 100% The One.
Jestem zaskoczony :)