Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Muszę się po prostu wyżalić bo stres, strach i frustracja dosłownie zjedzą mnie od środka.

Tl:dr: Wynajmuję mieszkanie, sąsiad z dołu zawsze w nocy przychodzi i wali w drzwi bo za głośno chodzę, oddycham, coś akurat upadło na podłogę, etc. Wczoraj doszło do scysji.

Rok temu z koleżanką wynajęłyśmy mieszkanie. Przy podpisywaniu umowy druga strona ostrzegła nas o sąsiedzie z dołu, który ma problem z hałasem i jak jest jakaś impreza to zaraz do niej wydzwania. Stwierdziłyśmy, że nie ma problemu - ja w sumie jestem no-lifem, współlokatorka przeciwnie, ale życie towarzyskie prowadzi zawsze poza domem. Poza tym, wcześniej mieszkało tu pięć dziewczyn z zagranicznego wolontariatu. Może faktycznie balowały. No a teraz na to samo mieszkanie jest nas dwie, przecież to dużo mniej hałasu. Od roku nie było ani jednej imprezy, spędu ludzi, niczego co mogłoby wkurzyć sąsiadów. Przynajmniej teoretycznie.

Zaczęło się w sumie drugiego dnia, bo wychodząc z mieszkania rozmawiałam ze współlokatorką. Pan Sąsiad zatrzymał nas na schodach słowami "może ciszej?". Przeprosiłam, poszłyśmy dalej. Potem, kiedy cokolwiek się działo, zwykle około 23 pojawiał się pod drzwiami. I pukał. Pukał. Pukał. Koleżanka wróciła raz około północy, jak zbierała się do spania potrąciła stolik, był po minucie. A od momentu kiedy przyszła, do momentu kiedy położyła się spać minęło łącznie jakieś 15 minut. Była cicho, bo myślała, że ja śpię. A jednak panu przeszkodziła.

W końcu za którymś razem otworzyłyśmy drzwi (wcześniej nie otwierałyśmy, bo środek nocy, nie poczuwałyśmy się do zrobienia czegoś złego, kij wie co facetowi odwali skoro najwyraźniej ma jakieś problemy). Stwierdził, że nie jesteśmy normalnymi mieszkańcami, że on tu ma własnościowe mieszkanie, że my w nocy specjalnie szuramy,tupiemy, robimy my na złość. Współlokatorka jest pyskata, powiedziała, że koleś ma nam dać spokój, że nie robimy nic złego i w sumie zamknęła mu drzwi przed nosem. Od tamtej pory (wrzesień 2017) spokój.

W tym roku przedłużyłyśmy umowę. Ale od tego momentu znowu zaczęło się uporczywe pukanie. Miałam nawet wrażenie, że człowiek chce sobie po prostu z kimś pogadać bo samotny. Wiecie, takie kłótnie dla sportu. Że skoro z nami się nie udało to czekał na kogoś nowego kto się wprowadzi i z kim będzie mógł się kłócić. Nie mam pojęcia. W każdym razie, wczoraj współlokatorka się pakowała i zacięła jej się szuflada - kilka razy dość głośno próbowała ją zamknąć. 23.30 - pukanie. I wyklinanie, wcale nie ciche. Nie otworzyłyśmy. Dalej wyklinając zszedł do siebie. 5 minut później kot strącił ze stolika telefon. Sąsiad zaraz był pod drzwiami i odłączył nam prąd. Wiedziałam, że tam stoi i czeka - stwierdziłam, że moja kolej z nim pogadać, bo może ze mną będzie inaczej rozmawiał. Uparcie mówiłam mu zawsze dzień dobry i byłam uprzejma, aż zaczął odpowiadać jak człowiek - no przyznam, że liczyłam że to jakoś ułagodzi stosunki sąsiedzkie. Ale tak mnie zdenerwował tym wyłączeniem prądu, że musiałam stać dobre kilka minut i się uspokoić.

W końcu otworzyłam drzwi, koleś dumny że mnie wykurzył z mieszkania. I się zaczęła śpiewka. Mówię mu, że my tu przyszłyśmy mieszkać a nie siedzieć jak w muzeum. Że płacę rachunki, czynsz i tak - jestem mieszkańcem i teraz to mieszkanie jest moje. Że chcę, żeby zadzwonił na policję, skoro uważa, że naszym zachowaniem mu przeszkadzamy. Cały czas mieszał wyzwiska z protekcjonalnym zachowaniem (no niby mógł by być moim dziadkiem, no ale "dziewczynko" do obcej kobiety? Już zdecydowanie bliżej 30), pchał ręce gdzie nie trzeba. Starałam się podejść do tematu na różne sposoby, no ale zacięta płyta. W mieszkaniu jest podniesiona podłoga i faktycznie, można spodziewać się że dźwięk będzie się niósł. Ale staramy się być w miarę okej mieszkańcami. Imprez żadnych, muzyki w sumie też, chyba że sprzątamy w dzień. Tyle tylko że wieczorami ogarniamy czasem mieszkanie, albo po prostu przygotowujemy się na nowy dzień. Albo chcemy jak człowiek napić się herbaty lub skorzystać z toalety. A tu się dowiaduję, że pani mieszkająca pod nami (on tak z boku raczej, tylko jeden pokój jest częściowo nad jego mieszkaniem) żyć nie może, że ją wykończyłyśmy.

Chciałam go nawet nagrać, ale tak byłam zdenerwowana że nie mogłam znaleźć rejestratora w telefonie -.- W każdym razie, stwierdziłam że się nie dogadamy. I że jak jeszcze raz będzie jakiś problem niech od razu dzwoni na policję, nawet nas nie uprzedza. Z kolei my nie zamierzamy otwierać jak będzie nas nękać po nocy, albo odłączy prąd i również po policję dzwonimy. Tylko tak po prawdzie, nie wiem na ile to wezwanie policji miałoby być zasadne :/

Miałam plan na dzisiaj. Zadzwonić do kobiety, od której wynajmujemy, pojechać do castoramy kupić zamek kasetowy do skrzynki z bezpiecznikami (żeby nie miał do niej dostępu, bo teraz klucza nie ma a skrzynka jest otwarta (chociaż widać, że ktoś to kiedyś zrobił na siłę) i przejść się do pani z dołu zapytać jak to w końcu jest i czy jej przeszkadzamy.

Tylko dzisiaj rano usłyszałam (głos się z klatki niesie) jak żali się komuś że jest roztrzęsiona i spać nie może po nocach bo my jej nie dajemy. Mam wrażenie, że oni się nakręcają wzajemnie, albo to jej reakcja na wczorajsze kłótnie. Naprawdę, tutaj chyba nikt by nie mógł mieszkać, żeby oni byli zadowoleni. Na razie skontaktowałam się z właścicielką, ona stwierdziła że zadzwoni do niego i może się do niego przejedzie popołudniu, no i zadzwoni do pani z administracji. Więc tyle ze mnie zdjęte. Do pani na dół nie mam co iść, a na pewno nie dzisiaj, no a ten zamek chyba też jednak odpada - nie chcę mieć na pieńku z administracją :/ Tylko tak po prawdzie, co mi zostaje? Mieszkanie jest super, przeprowadzka teraz tylko by mnie dobiła bo i tak problemów od groma, w sumie rok był spokój. A teraz jak głośniej postawimy herbatę to od razu obie zamieramy czy nie było za głośno, a kot wieczorem jest pacyfikowany, żeby zanadto nie ganiał.

W sumie spisałam to wszystko żeby się trochę uspokoić, bo nerwy straszliwe, ale jak ktoś ma jakąś sugestię albo dobre słowo to z chęcią przyjmę. No i nie wiem - mogę z taką durnotą w sumie zadzwonić na policję? Niby wiem, że to on stoi za drzwiami, ale nic nie poradzę na to, że się po prostu czuję nieswojo i czuję (co jest wg mnie głupie, ale nic na to nie poradzę) strach.

Dzięki wielkie za przeczytanie.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: sokytsinolop
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy studenckie
  • 16
@AnonimoweMirkoWyznania: szafki otwieracie za pomocą granatu, że jest niby tak głośno? XD debil i tyle. Żył bym normalnie nie przejmował się hałasem, bo niby z jakiej racji, będzie przychodzić to nie otwierać i dzwonić na policję, że was nachodzi ciągle, ewentualnie nagrywać co i jak mówi, że grzebie przy prądzie, informować właścicielkę i niech ona się też użera z sąsiadem to może mu przejdzie denerwowanie sąsiadów.
@AnonimoweMirkoWyznania szczerze współczuję i Wam i im tak samo... Mieszkałam przez kilka miesięcy w mieszkaniu gdzie było słychać wszystko łącznie z rozmowami (zwykłymi normalnymi) dwa piętra niżej... To mocno ryje psychikę. Uciekliśmy stamtąd jak się dało najszybciej :/ my fakt faktem nie łaziliśmy zbytnio po sąsiadach, chyba że w ekstremalnych przypadkach albo jak dziewczyny z dołu urządziły jakąś imprezę (równie dobrze mogło to być u nas w salonie). Wtedy grzecznie prosiliśmy żeby
@AnonimoweMirkoWyznania: To nie jest żaden samotny człowiek, który "chce pogadać" tylko po prostu chora psychicznie osoba. Miałem taką sąsiadkę. To znaczy kilka lat temu kupiłem mieszkanie na wynajem. Najpierw był wynajem krótkoterminowy, każdy z gości potem skarżył się, że sąsiadka przy najmniejszym hałasie zaraz stuka w rury, albo wręcz dzwoni na policję. Potem zacząłem wynajmować na dłuższy okres. Studenci, parka. Wytrzymali koło roku, skończyło się sprawą na policji (ona ich podała
konto usunięte via Wykop Mobilny (Android)
  • 1
Chciałam go nawet nagrać, ale tak byłam zdenerwowana że nie mogłam znaleźć rejestratora w telefonie -.-

@AnonimoweMirkoWyznania: ojej, nie prościej po prostu na bezczelnego kamerowac? #!$%@? się w tańcu to typ wam wchodzi na głowę, kazać mu #!$%@? albo zadzwonicie na psy że się przed wami obnaża i elo
na spotkanie z policjantami wyjdźcie w piżamach w misie i w bamboszach


@frytex2: Prychłam. Cudowny pomysł xD

@AnonimoweMirkoWyznania: Ja bym chyba nie dała rady i zgłosiłabym go za jakieś nękanie. Oczywiście wcześniej by to należało jakoś udokumentować, choć też nie wiem, jak to jest z nagrywaniem kogoś. Nie wiem, czy by to coś dało, pewnie nie, bo raczej jesteście na przegranej pozycji, skoro to "starsza osoba". A prawda jest taka,
Nn@AnonimoweMirkoWyznania Ja bym pogadała z właścicielką o tym, żeby wygłuszyła podłogę. Pewnie nie będzie chciała, bo to koszty, więc dzwoniłabym do niej za każdym razem jak sąsiad się dobija. ;)
A co do sąsiada też konsekwentnie bym za każdym razem nagrywała jak się dobija, klnie i odłącza prąd przez kilka tygodni, a potem zgłosiła nękanie na policję.
OP: Dzięki za wszystkie komentarze!

Oprócz nas nikt nie mieszka na tym piętrze - połowa to nasze mieszkanie, a druga - strych. Nasze mieszkanie częściowo (1/3 jednego pokoju) jest nad jego mieszkaniem. No i jak mówię - olałabym gościa bo rok temu też miał problem, a wtedy na 100% nie robiłyśmy niczego, co mogłoby komukolwiek przeszkadzać. Już nie mówiąc o tym, że jednej z nas w tym mieszkaniu w ogóle nie