Wpis z mikrobloga

https://www.facebook.com/szurrealizm

Poznań, Urząd Miasta, poranek w gabinecie prezydenta Jana Jackowiaka

- Panie Prezydencie, przyszli jacyś ludzie ze Dębca, pytają kiedy załatamy dziury w chodnikach. - Wybrzmiał w trybie głośnomówiącym głos sekretarki.
- Jakie mają na sobie buty? - Zapytał dociekliwie Jackowiak.
- Hmm... Głównie to adidasy. - Przekazała przez telefon kobieta.
- To nie wpuszczaj. - Zarządził prezydent. - Mam lepsze rzeczy do roboty. - Uciął, po czym machnął ręką siedząc wygodnie w skórzanym fotelu.
- Halo?! Jackowiak?! - Rozległ się nagle w małym głośniczku podniesiony męski głos. - Ja coś ci powiem Jackowiak! Kiedyś byłeś Jacol z Dymbca, dzisiaj jesteś zwykłym cwe.... - Krzyk mężczyzny przerwały szmery wyrywanej z jego ręki słuchawki telefonu.
Wkrótce zamknięte wydawać by się mogło na amen drzwi gabinetu prezydenta z hukiem szeroko się otworzyły. Stanął w nich mężczyzna koło czterdziestki w towarzystwie kilkunastu ubranych na niebiesko łysych młodzieńców.
- Przepraszam, próbowałam ich zatrzymać. - Wbiegła tuż za nimi sekretarka, usiłując jedną dłonią zatamować krwotok z nosa, a drugą przytrzymać oderwany z koszuli rękaw.
- Pucebelny... - Wymamrotał złowieszczo pod nosem obecny prezydent na widok swojego kontrkandydata.
- Lewatywa... - Odpowiedział mu przez zaciśnięte zęby, ubrany w koszulkę "Gówno Prawda" szef szajki.
Nie ruszając się ze swoich pozycji, stali tak przez chwilę, patrząc sobie w oczy niczym rewolwerowcy na westernach. Na widok leżącego na biurku prezydenta stosu prenumeraty Gazety Wyborczej, Pucebelny nie wytrzymał i mimowolnie wydarł się: "Raaaaaz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę!". Wkrótce dołączyła do niego reszta stadionowej bandy, odpalając przy tym czerwone race. Kiedy gęsto zadymiły one całe wnętrze, prezydent ewakuował się z gabinetu tylnymi drzwiami. Grupa zadymiarzy odśpiewała następnie cały repertuar pieśni patriotycznych, po czym ochrona przystąpiła do wyrzucania wszystkich po kolei przez okno na dziedziniec urzędu. Niechcący sympatycy natrafili tam na zbiegowisko, które po chwili okazało się być wiecem wyborczym innego z kandydatów na urząd Prezydenta Miasta Poznania.
*
Mężczyzna w średnim wieku przemawiał stojąc na jednej z drewnianych miejskich leżanek, żywiołowo wygrażając przy tym pięścią:
- Ja, Amadeusz Zysk, obiecuję wam: darmowe kino! - Tłum zabuczał z zadowolenia. - Darmowe muzea! - Kontynuował wyliczanie. - Darmowy basen! - Lud zaczął w tym momencie bić brawo.
- Książki, powiedz o książkach. - Szarpnął Zyska za rękaw jeden z członków jego sztabu wyborczego.
- Darmowe pączki! - Rzucił do rozentuzjazmowanego tłumu kolejną obietnicę kandydat.
W dalszej części przemówienia zmienił on nieco tembr głosu, a to ze względu na zaciśnięte na nosie palce. Nie mógł wytrzymać już dłużej odoru otaczających go bezdomnych i bezrobotnych, oczekujących z wywieszonymi językami na zapowiedzi kolejnych bezpłatnych udogodnień.
- Wkrótce przepędzimy stąd tego sodomitę! - Wrzasnął na koniec, po czym wziął duży zamach i rzucił niemal 400-stronicowym egzemplarzem "Pana Tadeusza" w twardej oprawie prosto w okno gabinetu obecnie urzędującego prezydenta. Kiedy wokół rozległ się trzask rozbitej szyby, tłum w obawie przed policyjnym zatrzymaniem natychmiast wybiegł z dziedzińca szybko się rozpływając.
*
Po ulicy Gołębiej nerwowo krzątał się mężczyzna z przyłożonym do ucha telefonem:
- Ile razy mam powtarzać?! Nie jestem żadnym piłkarzem! - Bezradnie uniósł oczy ku niebu. - To tylko zbieżność nazwisk... Czy pan wie ilu jest Lewandowskich w Polsce?! - Rozdrażniony zapytał rozmówcę. - Nie chcę żadnej bezglutenowej reklamy, potrzebuję tylko projekt plakatu wyborczego... - Próbował zamówić przez telefon usługę graficzną.
Nagle, zza winkla na Lewandowskiego wyskoczyła uzbrojona w nożyczki kobieta. Przerażony atakiem wypuścił telefon z rąk, przerywając tym samym nieskładną rozmowę.
- Ja ci dam plakat, syfiarzu jeden! Zaraza, wszystkie słupy w mieście oblepione tym szajsem, tfu! - Wykrzyczała z obrzydzeniem w kierunku kandydata, machając mu przed twarzą trzymanymi w dłoni nożyczkami.
- Kim pani jest? - Zapytał przerażony.
- Dorota Bąk-Młot-Majster, kandydatka na prezydenta miasta Poznania. - Przedstawiła się, uspokajając już swój ton i porozumiewawczo podając kontrkandydatowi rękę.

Poznań, wieczór w rezydencji prezydenta Jana Jackowiaka

W progu salonu stanęła wyraźnie poirytowana małżonka prezydenta.
- Jestem... #!$%@?! - Oznajmiła z drżącymi ze złości rękoma.
- Kochanie, co znowu? - Zapytał ze spokojem Jackowiak.
- To już trzeci raz w tym tygodniu! Znowu coś nam nabazgrali na płocie. - Wskazała dłonią na okno.
- Eh... Co tym razem? - Zapytał prezydent, ciężko przy tym wzdychając.
- "Jackowiak grabi liście ołówkiem" - Zacytowała obrazoburczy napis kobieta.
- Kochanie... Ten wulgarny atak to przejaw rosnących w Polsce nastrojów nacjonalistycznych i ksenofo....
- Dobra, skończ pitolić, nie jesteś w telewizji. Nie chciało ci się wstać z wyra 27 grudnia to teraz masz! - Brutalnie przerwała jego wypowiedź żona.
- Egrgh.. Muszę być jakimś wariatem, że sam proszę się o kolejne cztery lata tego horroru... - Wymamrotał pod nosem Jackowiak.
---
https://www.facebook.com/szurrealizm
fot. Neo[EZN] [CC]

#poznan #wybory #pasta #heheszki
DeksterW - https://www.facebook.com/szurrealizm

Poznań, Urząd Miasta, poranek w ga...

źródło: comment_g6HlJ2jVude3rPgb03pE92KxdF74CXJb.jpg

Pobierz