Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Tonący brzytwy się chwyta, ale niech będzie. Chyba nic nie tracę.

Piszę z anonimowych, bo nie mam konta na wykopie, choć regularnie czytam mirko. Tak samo wygląda sytuacja osoby, której to wyznanie się tyczy. Zdecydowałam się to napisać, bo bardzo bym sobie życzyła, żeby ten post znalazł się w gorących, dając tym samym możliwość tej osobie, przeczytania go. Jeśli się nie uda, trudno. Może samo spisanie tego okaże się być dla mnie wystarczająco oczyszczające.

Wszystko zaczęło się mniej więcej w połowie stycznia 2015 roku. Jesienią przeniosłam się na studia drugiego stopnia do zupełnie nowego dla mnie miasta. Miałam złamane serce, choć wtedy myślałam jeszcze, że decyzja o zmianie miejsca zamieszkania jest próbą walki o tę relację. Nie wyszło.

No, ale jak już zostałam taka sama w tym nowym otoczeniu, to potrzebowałam towarzystwa. Zanim na studiach przebiłam się przez te grupki koleżeńskie, które się potworzyły w trakcie studiów pierwszego stopnia (zdecydowana większość ludzi na roku robiła magistra z tego samego kierunku; łącznie ze mną, te nowe osoby można było zliczyć na palcach jednej ręki), musiałam radzić sobie inaczej.

Takim oto sposobem znalazłam się na czacie erotycznym. Dzisiaj już nawet nie wiem, skąd pomysł na to miejsce, no, ale stało się. W ten sposób poznałam Pana M. Przez wzgląd na miejsce poznania, pierwsza rozmowa była dość odważna i bardzo bezpośrednia. Pozwoliłam sobie na dużo, po raz pierwszy w życiu zresztą. Tylko rozmowa. Żadnych zdjęć, gdyby ktoś miał wątpliwości.
Jakkolwiek nie planowałam kontynuować znajomości, więc się tym nie przejmowałam. Bez pożegnania zamknęłam czat i się wylogowałam. Jeszcze tego samego wieczoru, choć już po upływie dobrych paru godzin, ciągle chodził mi on po głowie. Trochę miałam wyrzuty sumienia, że poszłam sobie tak bez słowa; ponadto czułam, że trafiłam na fajnego towarzysza rozmowy, a takich ze świecą szukać w tym miejscu. No to znowu się zalogowałam i szukałam tego, dobrze znajomego mi pseudonimu. Wciąż go doskonale pamiętam. Bo wciąż go tam szukam.

Pan M., mimo że zirytowany moją ucieczką, przystał na propozycję przeniesienia się w dogodniejsze miejsce do komunikowania się. W tym momencie już wiedzieliśmy, że dzieli nas kilkaset kilometrów, ale żadne z nas na nic nie liczyło, więc było to bez znaczenia.
Bardzo szybko złapaliśmy dobry kontakt, rozumieliśmy się w wielu kwestiach i mieliśmy raczej zbliżony światopogląd. Kiedyś mu wyznałam, że czuję się strasznie samotna, że jakiś czas wcześniej ktoś mnie mocno zranił i nie umiem się po tym pozbierać. Powiedział, że mogę go traktować jako lekarstwo. No to zaczęłam.

I tak mijały dni i tygodnie i chyba już nawet miesiące. Często rozmawialiśmy, czasami codziennie, nierzadko dzień w dzień. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach, trochę o sobie nawzajem, o studiach, miejscach zamieszkania. Mnóstwo było w naszych rozmowach erotyzmu i bezpośredniości. Intymności, zaufania. Na pewno nie było tabu. Różne rzeczy robiliśmy razem... ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Ale to były tylko rozmowy tekstowe. Żadnych połączeń wideo. Jeszcze. No, czasem tam jakaś fotka się trafiła.

Po mniej więcej pięciu miesiącach takiej znajomości, z pewnych sobie znanych względów, postanowiłam zerwać znajomość. Wyjaśniłam, dlaczego i się pożegnaliśmy. Mijało lato, dużo o nim myślałam. W listopadzie 2015 zaczęłam szukać w internecie. Znalazłam. Wznowiliśmy kontakt.

Zdaje się, że to był ten moment, kiedy zaczęłam uzależniać się od mojego lekarstwa. Bardzo dużo gadaliśmy, często do bardzo późnych godzin nocnych. Trochę się razem zabawialiśmy... tak... czysto erotycznie. Kiedy zbliżało się Boże Narodzenie, poprosił mnie o kilkanaście dni przerwy. Zgodziłam się, odliczałam. Po nowym roku czułam, jakby miał dla mnie mniej czasu. Zdaję sobie sprawę z tego, że taka znajomość na pewno była mocno absorbująca. Ile można poświęcić czasu jakieś randomowej lasce z drugiego końca Polski? Oboje mieliśmy szkołę, rodzinę, znajomych i na pewno masę innych obowiązków i zajęć. Wiem.

W tym czasie chyba trochę już zaczęłam grymasić. Bałam się, że on może mnie zostawić, chciałam jakoś temu zapobiec. Wiedziałam, że to tylko internet, wystarczy się wylogować i ma się święty spokój. Łatwo zerwać kontakt. Swoją nieudolną walką o chęć podtrzymania znajomości najpewniej tylko go do siebie zraziłam.

Na majówkę 2016 roku wyjechałam ze znajomymi. Po powrocie chciałam z nim pogadać - napisałam i czekałam na odpowiedź. Minął dzień, drugi, trzeci. Zero odpowiedzi. Sądziłam, że jest zajęty. Nadszedł dzień jego urodzin (wciąż obracamy się w maju 2016), chciałam złożyć życzenia. Nie odpisał. Rozmawialiśmy na komunikatorze, ale mieliśmy też wcześniej kontakt mailowy. Zatem spróbowałam napisać maila. Po chwili przyszła wiadomość zwrotna, że adresat wiadomości nie istnieje. Uczucie, jakie wtedy mną ogarnęło najbardziej obrazowo porównać do sytuacji, gdy ktoś zakłada Ci na głowę worek foliowy. Takie nagłe wzmożone zapotrzebowanie na tlen przy jednoczesnym, ogromnie utrudnionym jego dopływie.
Pan M. zupełnie zapadł się pod ziemię. Szukałam go w różnych miejscach w internecie, co do których wiedziałam, że tam bywa. Bezskutecznie.

Po kilku tygodniach pojawiły mi się spore problemy w rodzinie. Do tego doszła jeszcze praca magisterska, obrona, kolejna przeprowadzka, szukanie pracy... Myślałam o nim, ale nie tak nałogowo. Moją głowę wypełniało też sporo innych spraw.

I tak mijały tygodnie i miesiące.

Nadszedł maj 2017 roku. Któregoś wieczoru, zupełnie się nie spodziewając, dostałam wiadomość od niego. Napisał, bez gwarancji, że będę chciała z nim w ogóle rozmawiać. Chciał pogadać, przeprosić za swoje zachowanie sprzed roku.
12 miesięcy bez żadnego kontaktu. Zero informacji, a ten się zjawia jak grom z jasnego nieba.
Po tak długim czasie nie miałam już żalu, złość mi przeszła. Chciałam rozmawiać. Chciałam go mieć w swoim życiu. I znowu się zaczęło.

Dziwna to znajomość, bo nigdy się nie spotkaliśmy i nawet tego nie planowaliśmy. Dużo o sobie wiedzieliśmy, rozmawialiśmy bez tabu o bardzo intymnych rzeczach. Był moim przyjacielem i powiernikiem największych sekretów. Doradzał i wspierał.
Ale przez fakt, że wrócił do mnie po tym roku, zaczęłam chyba żywić jakąś nadzieję, że kiedyś się spotkamy i może coś z tego będzie. Zdaje się, że dałam mu odczuć, że na coś liczę. Może się przestraszył, może nie umiał już tego kontynuować. Może żałował, że wrócił. A może wrócił tylko po to, żeby przeprosić i tym samym uspokoić swoje wyrzuty sumienia, że zachował się jak dupek.

Nigdy nie rozmawialiśmy o celu tej znajomości, długości jej trwania. Bo w sumie, to ileż można? Pisać z kimś, bądź co bądź, nieco obcym. Kontakt wyłącznie internetowy i wyłącznie pisany.

No i mniej więcej w połowie września 2017 roku przestał się odzywać. Zapadł się pod ziemię. Bez słowa. Bez pożegnania. Bez wyjaśnienia. Bez przeproszenia.

Obecnie nie mam z Panem M. żadnego kontaktu. Wciąż wchodzę na ten cholerny czat, na którym się poznaliśmy. Wpisuję w listę dostępnych użytkowników jego login - nie ma, więc wychodzę. W maju bieżącego roku był dostępny. Napisałam. Odpisał. Mniej więcej w trzecim zdaniu się zdradziłam, że ja to ja i już przestał odpisywać.
Było to dwa dni przed moimi urodzinami. Wyłam tej nocy w poduszkę.

Domyślam się, że skoro on zerwał kontakt i dotąd go nie odnowił, to po prostu go nie chce. Z sobie tylko znanych powodów. Co nie zmienia faktu, że strasznie się z tym męczę. Jest lipiec 2018 roku i wciąż dopada mnie to uczucie, kiedy brakuje mi powietrza.
Żywię się jakąś złudną nadzieją, że wróci do mnie jeszcze raz. Potrzebuję chociaż jednej rozmowy.

Nikt o tej znajomości nie wie, nie chcę nikomu znajomemu o tym mówić. Nie chcę pocieszycieli, ani potrząsania mną i pukania się w głowę, że zadurzyłam się w wytworze z internetu i powinnam się zająć czymś pożyteczniejszym, albo znaleźć sobie faceta, to mi przejdzie.
Nie umiem sobie sama z tym poradzić. Próbowałam zająć myśli, zająć sobie swój czas do maksimum. Jedna praca, druga praca, sport, wyjazdy. Worek foliowy na głowie zawsze wraca.

Mam 80% pewności, że Pan M. dwa tygodnie temu się ożenił. Nawet jeśli to prawda, to nie zmienia mojego stanowiska, że potrzebuję jednej jedynej rozmowy.
Właściwie nie wiem, czy to aż 80% pewności, bo różne rzeczy razem robiliśmy, ale to dlatego, że oboje - jak sądziłam - byliśmy wolni. Ja nie byłam w związku. Myślałam, że on też. Wiadomość o ślubie byłaby, mimo wszystko, sporym zaskoczeniem.

Bardzo bym chciała, żeby ta osoba, która powinna, przeczytała tę wiadomość. Wiedziała, że to o niej piszę. Obrazek jest przynętą i to ona wie, dlaczego.
Bardzo proszę o możliwość rozmowy.
Za długo się znaliśmy i zbyt mocno lubiliśmy, żeby tak to kończyć.

Zostawiam maila, na którym będę czekać na wiadomość. W celu weryfikacji podaj, proszę swoją i moją datę urodzenia. To odcedzi białorycerzy-pocieszycieli.
Nie mówcie, proszę, że niepotrzebnie daję sobie nadzieję i będę czekać na wiadomość. Bez tego też czekam. Strasznie mnie to męczy.

twojeawokado@wp.pl

Wiem, że Mundial, mecze, finał... Może to wyznanie nie zginie i dotrze do tej osoby, do której bym najbardziej chciała, żeby dotarło. Inna sprawa, czy ta osoba zrobi z nią to, co bym chciała...

#anonimowemirkowyznania #rozowepaski #niebieskiepaski #zwiazki #logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: kwasnydeszcz
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy studenckie - bogata oferta przez cały rok
AnonimoweMirkoWyznania - #anonimowemirkowyznania 
Tonący brzytwy się chwyta, ale niec...

źródło: comment_BeaAUwc51q4BekUsfkrznkXmEp3Xotds.jpg

Pobierz
  • 50
@AnonimoweMirkoWyznania: Jak gimnazjalistka. Ogarnij się, to tylko Internet. Różne relacje można stworzyć, ale ta osoba mogła tego nie odbierać na takim poziomie jak Ty. Zakochałaś sie w typie, który wykorzystywał Cie tylko dla potrzeb seksualnych. Byłaś tylko laską do cyberka. Ta wyższa relacja, to Ty sobie ją ułożyłaś i wytworzyłaś w głowie. On na pewno nie płakał w poduszkę za Tobą. To Ty sie fiksujesz na jego punkcie i marnujesz cenny
@AnonimoweMirkoWyznania: Wiem, że teraz dla Ciebie wszystko jest świeże, więc tęsknisz, cierpisz i chcesz sobie ulżyć tą jedną rozmową, której tak pragniesz, ale musisz mi uwierzyć na słowo, że ten ból minie. Za dwa lata ten człowiek nie będzie miał żadnego wpływu na Twoje życie. Tak, wiem - idealizm, miłość, przywiązanie... To naprawdę się wyciszy. Pojawi się ktoś nowy i bliższy, bo realny. Stare emocje odejdą. To jest najlepsza opcja.
Nie chcę pocieszycieli, ani potrząsania mną i pukania się w głowę, że zadurzyłam się w wytworze z internetu i powinnam się zająć czymś pożyteczniejszym, albo znaleźć sobie faceta, to mi przejdzie.


@AnonimoweMirkoWyznania: To czego chcesz? Żeby Twój nawet NIE realny rycerz odnalazł Cię na portalu ze śmiesznymi obrazkami i obwieścił ci, że chce z Tobą być? XD

Tl:dl
Laska wyjechała z miasta za jakimś ziomkiem, który i tak uciek

Szukając w internecie słodyczy poznała gościa i po chwili sobie poszła bez żadnego 'elo'

Po godzinach dotarło do niej, że to ten jedyny

Szukała gościa i znalazła

Potem sie rozstali i płakali

Potem się spotkali i razem płakali

Potem się rozstali i płakali

Potem się spotkali i razem płakali

Potem się rozstali i płakali

Ona myśli, że on ma prace