Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Kurde ale zdziadziałem. Jestem pesymistycznym malkontentem i zazdroszczę ludziom, którzy zwani są "wyjebusami" i mają wszystko w dupie.

Przykład z ostatnich dni - impreza urodzinowa u kumpla. Poszedłem z różową. Było nas z 18 osób. Nie piłem bo nie lubię, do tego wziąłem auto, żeby mnie nie namawiali - auto to dobra wymówka do nie picia, więc zawsze jeżdżę autem bo od 3 lat mam blokadę i nie lubię pić. Ale było miło - śmiałem się, gadałem, żartowałem, polewałem innym. Około 22 zawinąłem się do domu "bo rano do pracy". Wyszedłem z imprezy i czułem się jak n------y - totalnie wywalony z sił, myślałem tylko by pójść spać. Mój kumpel wrócił do domu o 3- też nie pił bo rano do pracy ale poza tym został dłużej. I też szedł do pracy i to nie na 8 a na 12h i dał rade, nie narzekał. A ja? Cały dzień struty i "zmęczony".

Inna sytuacja - wyprowadzka od rodziców. Cały czas analizuję na co mnie stać na co nie, czy nie pójdę z torbami, czy nie będę jadł szczawiu z torów. Inni po prostu szukają sobie lokum i się wyprowadzają - ot tak. A ja tylko się zadręczam.

Non stop analizuję, wiecznie jestem niezadowolony, zawsze widzę katastrofę i zakładam najczarniejszy scenariusz. Być może winą jest życie, które ukarało mnie tym, że wyrzucili mnie z rodziną z naszego mieszkania za długi rodziców i dlatego mam w sobie taki strach. Ale malkontenctwo i narzekanie to raczej inna cecha. Ból d--y mam nieziemski.

Jak to zwalczyć? Przejmuję się wszystkim - życiem, pracą, związkiem, pieniędzmi. To bez sensu. Non stop zbędny stres. Pamiętam w szkole byłem takim "wyjebusem". W gimnazjum w dupie miałem ten egzamin i lekcje. Nie uczyłem się. W LO podobnie z maturą itp. zadań domowych nigdy nie robiłem, bo po szkole to tylko znajomi. I kończyłem bardzo dobrze. W czasie studiów nastała ta rodzinna katastrofa i nagle czarnowidztwo, przykładanie się do wszystkiego, strach przed wszystkim.

Czy to już psycholog/psychiatra, czy jeszcze mogę coś zrobić z tym sam? Nie chcę się zabić, wręcz przeciwnie kocham życie i chcę by było mi w nim jak najlepiej ale walcząc o to, w sumie mam anhedonię i nie cieszę się tym co mam, tylko chcę obronić się przed upadkiem w przyszłości. Nawet nie tyle chodzi o to, żeby osiągnąć coraz więcej ale po prostu nie być na minus i nie splajtować. Bo ambicje to mam średnie w życiu. Raczej nie uczestniczę w wyścigu szczurów i praca ponad 8h mnie w-----a i powoduje, że narzekam.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: sokytsinolop
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy dla młodzieży
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach