Wpis z mikrobloga

Cześć,
Jestem zielonką, lubię podróżować i dzielić się swoim doświadczeniem. Dlatego też postanowiłam na przywitanie ze społecznością opowiedzieć o odwiedzinach w Mołdawii. Może kogoś to zainteresuje, zachęci do wizyty lub po prostu ktoś się pośmieje przy czytaniu.

Podróżując po Ukrainie z niebieskim paskiem, zahaczyliśmy o Mołdawię. Wśród znajomych nie mieliśmy nikogo, kto odwiedziłby ten niepozorny na pierwszy rzut oka kraj, tym chętniej ruszyliśmy na Wschód Do Kiszyniowa dojechaliśmy autobusem z ukraińskich Czerniowic. Nocna podróż, przerwa na siku i obudziliśmy się na swojsko wyglądającym PKS w stolicy Mołdawii, nie był to centralny dworzec, do którego chcieliśmy się dostać. Chwilę zajęło przeliczenie lejów na PLN-y i tu pierwsze przyjemne zaskoczenie – było sympatycznie cenowo, kurs taxi do centrum kosztował jakieś 16zł. Dostaliśmy się na główny dworzec miasta, żeby stamtąd mieć punkt wypadowy do monastyrów w Orheiul Vechi. Mniej sympatyczny akcent to zamknięta hala głównego dworca – na noc zamykają, zatem musieliśmy poczekać na dworze aż się rozwidni choć ciut.

Wrześniowy świt był chłodny, ale rozgrzewały nam serca pogawędki. Taksówkarze, którzy na świecie całym obdarzeni są nadprzyrodzoną mocą i nie śpią, otoczyli nas i rozpoczęli reklamę usług. Bohaterem okazał się pan z dworcowego całonocnego salonu z grami, który po pierwsze przyniósł herbatkę, po drugie opowiedział jak dojechać autobusem do monastyrów, a po trzecie puszczał hit „Żono moja”, który znał i lubił. Odwdzięczyliśmy się nuceniem „numa numa jeeej, nuuuma numa jej” kapeli O Zone. To chyba piosenka uznawana za obciachową, bo pan uśmiechał się z zażenowaniem i wyrażał ubolewanie, że to jedyny przejaw znany nam przejaw mołdawskiej popkultury. Wraz z wybiciem sensownej godziny, ruszyliśmy na rogatki miasta busem, aby później przesiąść się i kierować na Orheiul Vechi. Znajdują się tam monastyry wykute w skałach. Miejscówka leży na uboczu – główna droga prowadzi na Orhei -jak ktoś się zagapi, to do monastyrów nie dojedzie.

Trochę busem, a trochę na stopa (podróżując ze złotozębnymi panami, którzy pokazywali mijane atrakcje m.in "Moldiavian Alcatraz"- duże więzienie ) dotarliśmy w okolice monastyrów. Otoczenie jest piękne. Kanion, rzeka, na horyzoncie majaczy cerkiew. Nadal było w miarę wcześnie więc kolory nieba cieszyły oko, pusto, zero ludzi dokoła. Przemierzając pola winorośli, trochę ścieżką, a trochę na przełaj, kierowaliśmy się na wzgórze. To moment, kiedy w głowie zalęgła mi się myśl „hmmmm jest tu faktycznie inaczej, warto było się tu tłuc”. Krótki spacer pod górę i dotarliśmy się na miejsce. Po drodze mija się piękny kamienny krzyż. Widok jest świetny, szybki rzut oka na cerkiew i zaczęliśmy rozglądać się za skalnymi grotami. W głowach jedna myśl „gdzie te mityczne skalne jamy, mnisi wyłaźcie!” Pan zapytany o drogę, powiedział że mamy iść „po stopniu”. Gryząc się o co mogło mu chodzić, wypatrywaliśmy spektakularnych drogowskazów i schodziliśmy w dół, drogą którą uprzednio wchodziliśmy. Nagle, po lewej stronie ścieżki, ukazały się niepozorne schody. Jednocześnie niczym w komiksie w głowie błysnęła wielka żarówa: po stopniu = czyli że po schodach! Same kamienne pomieszczenia ciekawe, i co najważniejsze można zobaczyć tam prawdziwego mnicha. Kiedyś chyba więcej ich mieszkało w tych pomieszczeniach wykutych w skale. Palą się świece, można się pomodlić, było 3 pielgrzymów. Można również wyjść na półkę skalną, mnich zachęca i otwiera drzwi. Widok świetny, pełna satysfakcja, poziom nacieszenia się skalnym monastyrem 10/10, super ciekawe. Spacerem wróciliśmy na dół do drogi. Łapiąc stopa i wyjadając resztki prowiantu, czkaliśmy przy na jakiś transport w kierunku winnicy Cricova, ale to już osoba opowieść.

Praktyczne info:
Orheiul Vechi znajduje się ok 60km od Kiszyniowa. Należy kierować się na miasto Orhei – najlepiej powiedzieć kierowcy w busie, że chcemy dotrzeć do monastyrów, wtedy wysadzi nas przy rozwidleniu. Od skrzyżowania do monastyrów jest ponad 20km więc całkiem sporo. Nam udało dojechać się stopem, ruch był niewielki, ale w przeciągu kilkunastu minut złapaliśmy transport. Droga powrotna – złapanym busem. Ceny transportu i wstępu – nie pamiętam dokładnie, ale dość symboliczne.

#podroze #podrozujzwykopem #moldawia #turystyka
Pobierz zlowroga_ostryga - Cześć,
Jestem zielonką, lubię podróżować i dzielić się swoim dośw...
źródło: comment_xvjFdPTMnqeKpKDHppIEoVAxYSEfNZSv.jpg
  • 2
@zlowroga_ostryga: Drogi jak na Ukrainie? Lubię te kierunki, do Mołdawii nie dotarłem, chociaż byłem już kiedyś blisko, a na mojej "bucket list" jest Naddniestrze. Musiałem wtedy wracać, bo urlop mi się kończył. Ja jednak zdecydowanie wolę jeździć po wschodzie samochodem - stąd pytanie.
@motaboy: Jako, że jeździliśmy tam transportem publicznym, przyznam szczerze, że mniej zwracałam uwagę na jakość nawierzchni. Główne drogi były nawet spoko, te mniejsze z dziurami. Z tego, co widzę na różnych forach kierowcy, no to jednak dziura na dziurze :)