Wpis z mikrobloga

@GetRekt: Przypomniało mi się raz jak w Madrycie poprosiłem w sklepiku na dworcu o "jugo de naranja" i baba na mnie wytrzeszczyła oczy, zaraz się poprawiłem na "zumo de naranja", ale potem się sam do siebie śmiałem jak głupi.
Niedawno jak byłem w Szkocji to podobny numer odstawiłem w McDonaldzie, poprosiłem o "McRoyala", a kolesiówa "What???", zerknąłem na górne menu.... I od razu przed oczami stanął mi Vincent Vega, myślałem że
@GetRekt: To słowo z tego co mi wiadomo w Hiszpanii raczej się używa jako "jugo de carne", sos, sok z mięsa. Ale może ktoś mnie poprawić jeśli się mylę. Sok owocowy to zumo. Ale "jugoso" to nadal soczysty.
@GetRekt: E, w piosence jest lekko przerysowane, bo raczej nie masz na co dzień kontaktu ze wszystkimi dialektami i regionalizmami. Większość Latino jest ze sobą kompatybilna, z wyjątkiem krajów sąsiadujących z Brazylią, tam odrobinkę różnic gramatycznych, a regionalne nazwy i akcenty... a czyż w Polsce ich nie ma? Pole, dwór, miednica, flizy, pyry, kierpce, pantofle kapcie, papcie, papucie, bajgle, beka, szkoda czasu wymieniać.
@mike78: Wiadomo, że tak! Ale jak się teoretycznie uczysz hiszpańskiego castellano, a potem na lektorat dostajesz babeczkę z Kolumbii, to się trochę miesza :D
@mike78: No nic, jak na razie pisemny B2 zdany, jutro batalia na ustnym. Byleby nie było jakichś wymyślnych tematów w stylu "Organizacja ruchu w mieście" i powinno być ok!
@GetRekt: no niestety zdarzają się takie rzeczy :D No i żeby było jeszcze ciekawiej, to przy niektórych słowach forma może zmieniać się w zależności od regionu, czyli w Argentynie coś może być la, ale w Chile już el ;)