Wpis z mikrobloga

Przyjeżdżam do rodziny ze dwa razy w roku. Rodzina chce się mną nacieszyć, babcia chce mi poopowiadać, jak tam im idzie z szukaniem nowego mieszkania, chce mnie przytulić, i w ogóle posiedzieć ze mną.
A ja nic, tylko czuję fajki. Smród fajek.
Najgorzej.
Ktoś otworzy usta, by coś mi powiedzieć, a tu powiew fajek. Ktoś się zbliży, a razem z nim smród fajek.
Niech sobie palą, jasne, to dorośli i zbyt uparci, by przekonać, że trochę #!$%@? to palenie.
Ale smród straszny.
A posiedzę kilka godzin w mieszkaniu takiej osoby i wychodzę ubrana w ten sam smród. Nie wywinę się, bo jednak rodzina, więc odwiedzić trzeba. Nieważne, że coś powiem, że przeszkadza, ale ich dom, to będą palić, jedna fajeczka, pyk, kolejna fajeczka, pyk, piąta fajeczka, pyk.

I nic, tylko czekam aż wrócę z urlopu, do siebie, z daleka od fajkowych smrodów.

#zalesie