Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#!$%@? mnie strzela na myśl o tym, co stało się z nauką na poziomie akademickim w naszym kraju ( ͡° ʖ̯ ͡°) Pewną perspektywę porównawczą mam, bo ukończyłem zarówno kierunek techniczny na politechnice, jak i społeczny na uniwersytecie.

Problem polega na tym, że obecnie każdą najmniejszą błahostkę bardzo łatwo jest podnieść do rangi arcyważnego „problemu badawczego”. Dotyczy to przede wszystkim kierunków humanistycznych i społecznych. Konferencje „naukowe” odbywają się po prostu masowo. Wbrew pozorom nie ma to nic wspólnego z rozwojem szkolnictwa wyższego, bo jeśli ktokolwiek w podobnym wydarzeniu uczestniczył, to wie, że dobre 80% referatów polega na czytaniu slajdów prezentacji w power poincie. Z kolei ich przygotowanie to w zasadniczej większości przypadków praca czysto odtwórcza. Stereotypowo chyba wciąż jeszcze myśli się, że konferencje naukowe to spotkania znawców danego tematu. W rzeczywistości wygląda to tak, że skrzyknie się paru studenciaków, którzy coś tam poczytali na wikipedii, znaleźli w googlach fajną grafikę i jadą na drugi koniec Polski przedstawiać wyniki swoich badań. Niech jeszcze ktoś przytoczy konkretne dane liczbowe albo wklei tabelkę, to już w ogóle uczony jak ja #!$%@?ę ( ͡° ͜ʖ ͡°) Tak samo odtwórczy charakter mają prace dyplomowe – licencjat i magisterka. O ile projekt inżynierski na polibudzie rzeczywiście wymagał jakiegoś myślenia, pozwalał praktycznie wykorzystać wiedzę, to pisanie magisterki na uni to nic innego jak kompilowanie gotowych fragmentów kilku książek. Od siebie za wiele napisać nie możesz, bo przecież gówno wiesz, dlatego jesteś skazany na wydumane teorie prof. dr hab. XYZ, który tylko częściowo podziela stanowisko prof. dra hab. ZYX, któremu prawdę niedostępną zwykłym śmiertelnikom na łożu śmierci wyjawił dr hab. YXZ, którego koncepcja stała z kolei w ostrej sprzeczności z poglądem dominującym w doktrynie.

Rynek wydawniczy jest zalewany prawdziwą falą publikacji. Pisać może dosłownie każdy i dosłownie o wszystkim. Nieważne, że temat jest od lat znany, że nie ma się nic nowego do dodania, że brak jest w nim kwestii spornych, że zagadnienie zostało już omówione miliardy razy i to z różnych perspektyw. Po prostu trzeba publikować, trzeba łapać punkty za publikacje i #!$%@?. Jakość, wartość merytoryczna i przydatność rozprawy to sprawy marginalne. Na takiej zasadzie w Polsce każdego roku powstaje kilkaset tysięcy prac magisterskich, tysiące doktoratów i setki habilitacji. A później człowiek z ulicy bierze taką książkę do ręki i pierwsze co przychodzi do głowy: serio? trzeba pół życia poświęcić, żeby stwierdzić, że kto wyrządził szkodę zobowiązany jest do jej naprawienia.

Nie byłoby jeszcze w tym wszystkim wielkiego problemu, gdyby nie fakt, że powyżej scharakteryzowani „naukowcy” mają się za ludzi sukcesu i sól narodu. Gdyby te swoje pseudonaukowe wynurzenia pisali do szuflady, a wielkie teorie wygłaszali przy piwie w towarzystwie wybitnej kulturoznawczyni Asi (w liceum napisała cykl artykułów o kąpielach błotnych na Woodstocku) oraz doświadczonego marketingowca i PRowca w jednym – Maćka (odpowiadał za kampanię wyborczą koleżanki – zajęła solidne 4. miejsce w wyborcach na gospodarza klasy), to byłoby pół biedy. Cała #!$%@? polega na tym, że tę samozwańczą naukę zaprasza się do gmachów poważnych – wydawałoby się – uczelni z wieloletnią tradycją. Ludzie, którzy mają zbyt ubogi zasób słownictwa, by płynnie czytać zapowiedzi na dworcach, występują jako specjaliści w wybranych dziedzinach ( ͡° ʖ̯ ͡°) Książki, które nie wnoszą kompletnie nic, a powstają na zasadzie „kopiuj – wklej”, promuje się jako wartościowe pozycje wydawnicze, wypełniające wyraźne luki na rynku. ##!$%@?

#oswiadczeniezdupy #przemyslenia #studbaza #patologiazmiasta

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy studenckie - bogata oferta przez cały rok
  • 22
@AnonimoweMirkoWyznania:

to pisanie magisterki na uni to nic innego jak kompilowanie gotowych fragmentów kilku książek.

Jeśli znasz takie przypadki, to zawsze możesz składać wnioski o odebranie tytułu naukowego absolwentowi i pociągnięcie do konsekwencji promotora, który dopuścił taką pracę do obrony. ( ͡ ͜ʖ ͡) Dla formalności: licencjat jest udowodnieniem, że student w miarę ogarnia zbieranie, przetwarzanie i analizę informacji, w dodatku posługuję się jakoś aparatem naukowym