Wpis z mikrobloga

Miałem kiedyś taką historię w domu (True story):

Siedzę sobie przed komputerem, pochylam się trochę w lewą stronę, żeby sięgnąć przewód od ładowarki i nagle słyszę, a dodatkowo w zasadzie to tak jakby czuję w głowie, dudnienie. Bardzo denerwujące, wręcz sprawiające złe samopoczucie, chęć wymiotowania - ciężko opisać. Odchylam się do pionu i wszystko wraca do normy. Ponownie się nachylam w ten punkt i znów to samo - tylko w tym jednym punkcie w przestrzeni było można to "poczuć". Na około normalnie. Pytam się żony czy coś czuje, proszę ją żeby wstała i głowę nachyliła (tak wiem, folia na głowę itp;)) ale nic nie słyszała, nic nie odczuwała. Ja już zaczynam się zastanawiać czy wszystko ze mną w porządku, sprawdzam czy zasilacz od kompa tak nie dudni, czy w jakiś rezonans nie wpadła obudowa, sprawdzam gniazdka, listwy - wszystko jest ok.

I wtedy wstaje żona, idzie w stronę kuchni, nagle się zatrzymuje i mówi, że tutaj coś jakby dudni. Podchodzę do niej i normalnie czuje uderzenie takie, że nagle zbiera mi się na wymioty, w głowie szumy, gorąco się robi, nogi uginają - bardzo ciężko to opisać, ale to było na prawdę mocne. Robię mały kroczek obok i wszystko przechodzi.

Od komputera (gdzie był taki sam efekt) do punktu gdzie żona stała było około 3 metry. Idę dalej (po prostej przechodzącej przez te punkty) i po następnych 3 metrach znów to samo. Zszokowany, chodziłem tak po pokoju przez dobre 30 minut. Zaznaczyłem sobie punkty w których odczuwam ten dyskomfort. Nawet rozrysowałem to sobie. Żona też to czuła, opisywała to jako denerwujący, ledwo słyszalny, niski dźwięk.

Doszedłem do wniosku, że to musi być jakaś fala, której amplituda wynosi około 3 metrów. Tylko kto to nadaje? Po wyjściu na balkon (chyba) znalazłem winowajce. Pobliska elektrociepłownia, tego właśnie dnia, prowadziła prace konserwujące turbin, silników, robili jakieś testy + czyszczenie kotłów i spuszczanie pary. Robili trochę hałasu przy tym i prawdopodobnie podczas tych prac, generowana była fala (dźwiękowa?, elektromagnetyczna?), która miała na mnie takie właśnie działanie. Po spuszczeniu pary, wszystko wróciło do normy.

To był jedyny taki przypadek, nigdy już się nie powtórzył. Zmieniło to całkowicie moje podejście do tematu ultra i infradźwięków. Teraz czytając nawet najbardziej klik-bajtowy tytuł "Dźwięki, które uszkadzają mózgi agentów", przypominam sobie moją historię i jestem w stanie jakoś to rozumieć. Wtedy czułem się, jak by wywiad testował tajną broń - nogi uginały mi się same.

Przez jakiś czas próbowałem odnaleźć w sieci podobne przypadki (bezskutecznie), na forach nie udzielałem się bo ktoś by mi jeszcze czapkę foliową wysłał. Nawet nie wiedziałem co wpisywać w wyszukiwarki, żeby coś znaleźć, takie to dziwne było¯\_(ツ)_/¯.

Historia prawdziwa. Zdjęć nie mam :P