Wpis z mikrobloga

@adrwas Żółtą książeczkę już masz? Poza tym dur brzuszny, żółtaczki, tężec, tyfus i coś tam jeszcze. No i dużo DEET, a jeśli jedziesz na mniej, niż miesiąc, także profilaktyka antymalaryczna. Absolutnie każda podwyższona temperatura po powrocie przez kilka miesiący (bezpiecznie powiedzieć, że 6) = natychmiastowa wizyta u lekarza informując, gdzie byłeś.

Proponuję też mieć dobrze skonfigurowaną apteczkę, żeby zminimalizować ryzyko konieczności korzystania z lokalnej służby zdrowia.

W zaokrągleniu trzeba liczyć jakieś 1500
@nabavzbjl: mam tylko żółtą febre i polio odnowione... na dur brzuszny faktycznie mogę się zaszczepić jeszcze, żółtaczki A i B to grubsza sprawa ale też faktycznie się opłaca chyba, nawet patrząc na realia polskie
@adrwas: I apteczka, serio, warto. Antybiotyk na ostre bakterie w przewodzie pokarmowym (na receptę), coś, żeby nie spędzic weekendu na desce, duuuużo saszetek z elektrolitami na wypadek odwodnienia z powodu jak wczesniej, apap (NIE IBUPROM - w przypadku dengi zwieksza ryzyko krwotoku wew.), ja bralem tez Malarone - drogie #!$%@?, ale przynajmniej nie drżysz na widok każdego komara. Koniecznie Mugga 50% (nie psikaj po plastikowym / gumowym pasku do zegarka /
@nabavzbjl: 4-5 tyg. dzięki za info z ibupromem, mam go w swojej wyjazdowej apteczce więc dołożę apap, Mugga zabiorę ze sobą na wszelki wypadek ale mam nadzieję, że się nie przyda bo będę jakieś 100 km od brzegu.

W razie złego samopoczucia i podwyższonej temperatury to od razu idę do lekarza.

Dzięki za rady
@adrwas: Mnie te 2-3 dni polecił... lekarz medycyny tropikalnej. I nie jakiś głąb, tylko naprawdę sensowny gość. Powód - ryzyko związane z położeniem się w lokalnym szpitalu powoduje, że najpierw warto spróbować wyleczyć się samemu (mając odpowiednie leki i wiedząc, co się robi) i tylko w ostateczności lekarz na miejscu.

4-5 tygodni to już spokojnie malaria na miejscu może się rozwinąć. A odległość od brzegu niewiele zmienia, bo komary nie są