na karmazynowym widnokręgu, jak ślimaki po deszczu, wypełzły trywialne dylematy abstrakcyjnych ludzi. spragniony język chciał skosztować wielu ulubionych smaków, a sklep sprzedający radość pomógł rozdzielić je na jedną dużą gałkę lodów. przy słońcu topiącym się w mojej dżinsowej kurtce, niespokojna głowa produkowała zbyt wiele niepotrzebnych treści, a roześmiane usta mówiły zbyt mało.
w tamte noce, w tamte dni... na drugim końcu świata w wiadomościach pokazano jak jeden żar spalił dwa różne zbiory liczb. władza wytłumaczyła ciemnemu ludowi przy pomocy geometrii metafor, jak dobierać sobie bohaterów na gorszy czas. a nielegalne rozgłośnie zagrały piosenki ciemności, wystukane na świątecznych dekoracjach.
mój kosmiczny statek, szukający Atlantydy, zwabiony przez światło metalowych kolosów wylądował na dachu cudzego dobra. niepotrzebny był mi już niebieski kombinezon i mogłem swobodnie oddychać. mógłbym z tej wysokości zeskoczyć na ziemię i nie mieć nawet zadrapania. potem otrzepać się z kurzu i błąkać po trójkącie moich sprzeczności, usilnie napierając na męczennika klasy kochającej, a i tak kończąc jako miejscowy błazen, występujący przed jednoosobową publicznością.
ale jak ktoś pyta co się stało na mojej planecie, czemu z niej uciekleś? ja odpowiem: -to nie ma znaczenia. bo na tej twojej spodobało mi się na tyle, że jeszcze na nią wrócę...
Oasis - I Hope, I Think, I Know
na karmazynowym widnokręgu, jak ślimaki po deszczu, wypełzły trywialne dylematy abstrakcyjnych ludzi.
spragniony język chciał skosztować wielu ulubionych smaków, a sklep sprzedający radość pomógł rozdzielić je na jedną dużą gałkę lodów.
przy słońcu topiącym się w mojej dżinsowej kurtce, niespokojna głowa produkowała zbyt wiele niepotrzebnych treści, a roześmiane usta mówiły zbyt mało.
w tamte noce, w tamte dni... na drugim końcu świata w wiadomościach pokazano jak jeden żar spalił dwa różne zbiory liczb. władza wytłumaczyła ciemnemu ludowi przy pomocy geometrii metafor, jak dobierać sobie bohaterów na gorszy czas.
a nielegalne rozgłośnie zagrały piosenki ciemności, wystukane na świątecznych dekoracjach.
mój kosmiczny statek, szukający Atlantydy, zwabiony przez światło metalowych kolosów wylądował na dachu cudzego dobra. niepotrzebny był mi już niebieski kombinezon i mogłem swobodnie oddychać. mógłbym z tej wysokości zeskoczyć na ziemię i nie mieć nawet zadrapania. potem otrzepać się z kurzu i błąkać po trójkącie moich sprzeczności, usilnie napierając na męczennika klasy kochającej, a i tak kończąc jako miejscowy błazen, występujący przed jednoosobową publicznością.
ale jak ktoś pyta co się stało na mojej planecie, czemu z niej uciekleś? ja odpowiem:
-to nie ma znaczenia. bo na tej twojej spodobało mi się na tyle, że jeszcze na nią wrócę...
Komentarz usunięty przez moderatora