Jak jestes wrazliwy to stąd idz Armin Meiwes. Kanibal z Rotenburga
Armin zamieszcza w internecie ogłoszenie. Poszukuje „dobrze zbudowanego mężczyzny, który chciałby być przeze mnie zjedzony”. Nie miało to miejsce oczywiście na żadnym Gumtree, a na forum dla „pasjonatów” o dość jednoznacznej nazwie The Cannibal Cafe. Pod ogłoszeniem podpisał się „Franky” – zapamiętajcie to imię. Choć może wydawać się to zaskakujące, odpowiedziało ponad 200 osób. Z częścią z nich Armin się nawet spotkał. Niestety (dla niego), nie byli do końca pewni swojej decyzji i w kluczowym momencie się wycofywali. Kilka spotkań miało miejsce w wynajętym pokoju w hotelu. Jedna z osób chciała, aby Armin opisywał kawałki mięsa, które widzi na jej ciele – takie jak schab, karkówka, stek – a potem używał tych zwrotów w korespondencji mailowej. Bardzo ją to rajcowało, ale to wszystko – żadnego zabijania. Był człowiek, który fantazjował, by zostać „usmażony jak kurczak”. Była osoba, która chciała zostać ogłuszona młotkiem, a potem zaszlachtowana. Ale nikt nie decydował się do końca zrealizować tych fantazji, mimo, że Armin przygotował już w swoim domu pokój-rzeźnię. Była w niej klatka na ofiarę, hak do powieszania ciał, odpływ na krew oraz ściany wygłuszone materacami. I wtedy zgłosił się Bernd Jurgen Brandes. Był bardzo poważny, co do swoich zamiarów zakończenia życia. Okazał się nieco starszy niż chciał Meiwes, ale po wysłaniu zdjęcia został zaakceptowany w roli posiłku. „Wyglądał dobrze. Miał wysportowaną figurę, jak sobie wyobrażałem. To był bardzo fajny, cudowny facet” – wyznał potem spełniony kanibal.
Brandes wziął dzień wolny z pracy, sporządził też testament, w którym przepisał wszystko swojemu męskiemu kochankowi. Skasował dane z komputera, by uniemożliwić wyśledzenie go. Był bardzo uważny – także bilet kupił za gotówkę, by nie pozostawić żadnych śladów poprzez płacenie kartą. Z Meiwesem spotkali się na dworcu kolejowym. Kiedy wsiedli do samochodu, Brandes zaczął obmacywać swojego przyszłego oprawcę. Pod dom zajechali już nadzy. Tacy też weszli do środka, gdzie rozmawiali chwilę, pijąc kawę. Dalsze szczegóły znamy już z filmu, który nakręcił Meiwes. Atmosfera spotkania była… nadspodziewanie luźna. Na nagraniu widać dwóch facetów żartujących z kształtów cieni na ścianach. Dla ścisłości dodajmy, że użycia kamery chciał sam Brandes. Miał nadzieję zobaczyć, jak będzie wyglądało z boku spełnienie jego największego marzenia – odgryzienie penisa. Nie dowiedział się tego jednak od razu. Mężczyźni zaczęli uprawiać s--s. Działo się to z inicjatywy Brandesa, ale nie dało mu przyjemności. Uznał, że jego partner jest zbyt słaby, by odgryźć mu penisa. Faktycznie – w kluczowym momencie Meiwes się zawahał. W efekcie Brandes zrezygnował i pojechał z powrotem na dworzec. Ale tam zatrzymał go Armin i przekonał, że tym razem da radę. Wrócili do domu. Mimo zdecydowania Meiwesa penisa Brandesa nie udało się jednak odgryźć. Nawet nóż nie dawał rady. Dopiero użycie kuchennego noża do mięsa zakończyło się pełnym sukcesem. Brandes wył, a krew tryskała z otwartej rany. Po upływie pół minuty jednak przestał i… z rozczarowaniem przyznał, że już nie boli. Ten „dyskomfort” był wynikiem wziętej uprzednio dużej dawki leków przeciwbólowych, popitych syropem na kaszel. Najwidoczniej panowie przesadzili w ilości użytych wspomagaczy. Trudno się jednak dziwić, dla obojgu był to „pierwszy raz”, a dla Brandesa siłą rzeczy także ostatni.
Ku zaskoczeniu Armina po upływie kilku godzin Brandes wciąż żył. Nie był jednak w najlepszym stanie. Po przetransportowaniu do łóżka zemdlał. Za jakiś czas przebudził się na moment, ale znów stracił przytomność. Meiwes postanowił mu ulżyć. Pocałował swoją ofiarę w usta, po czym wziął nóż. Odłożył narzędzie zbrodni, by znowu go pocałować. Pomodlił się. Prosił Boga o przebaczenie. Po kolejnej chwili chwycił nóż i poderżnął gardło wciąż żyjącemu kochankowi. Nie czuł przyjemności.
Tego, jak zabić i oprawić człowieka, dowiedział się uprzednio z internetu. Odciął głowę i pozwolił krwi wypłynąć. Ciało Brandesa podwiesił na haku przytwierdzonym do sufitu. Umył je gorącą wodą. Rozciął na pół i wyjął organy wewnętrzne. Mięso podzielił na kawałeczki i zamroził w woreczkach. Kości ramienia zmielił na mąkę. Po tak przygotowane mięsko sięgał tylko przy specjalnych okazjach. W ciągu najbliższych kilku miesięcy zjadł go 20 kg. Kiedy zjawiła się u niego policja, drugie tyle wciąż czekało w zamrażarce.
Armin wpadł przez zachłanność. Choć mięso Brandesa wciąż leżało jeszcze w lodówce, Meiwes postanowił poszukać kolejnej ofiary. Zamiast niej zjawiła się u niego policja. Na komputerze Armina funkcjonariusze trafili na mieszaninę zdjęć i filmów, którymi były sceny śmierci, tortur, kanibalizmu oraz zdjęcia z wakacji. Trafili też na kasetę, na której sfilmowany był wieczór spędzony z Brandesem.
@Lord6Infamous: o znam dobrze te historie, kiedyś próbowałem znaleźć te nagrania o których mowa na końcu, bez skutku ( ͡°͜ʖ͡°) najbardziej mnie rozwalało jak ze stoickim spokojem mówił w jaki sposób przyrządził jego kutasa na patelni z cebulką xd
@Lord6Infamous: Też wam się wydaje, że suma summarum to tam stało się coś p--------o ale w istocie rzeczy nie wykazującego znamion zła. Obopólna zgoda dwóch dorosłych ludzi, determinacja "ofiary" do ukończenia tego co się stało mimo początkowych niepowodzeń, pomysł z filmem pochodzący od Brandsona i "pozytywna atmosfera" xD
@Lord6Infamous polecam książkę "Dzieje kanibalizmu". Jak ktoś jest zainteresowany to jutro więcej info. Teraz nie mi chce mi się wstawać a książka na półce.
Armin Meiwes. Kanibal z Rotenburga
#gruparatowaniapoziomu #mordercy #seryjnimordercy
Komentarz usunięty przez moderatora