Wpis z mikrobloga

Podepnę się pod tag #historiedziadkamariana bo też znam jedną historię z tamtych lat, ale nie ma sensu by zakładać tag. Babcia ze strony partnerki też czasami opowiadała jak to kiedyś było. Po wojnie mieszkali na wiosce, domy były jeden przy drugim. W jednym mieszkała babcia z rodziną, a obok niemieccy sąsiedzi. Generalnie byli spokojni, uchodzili wręcz za biednych. Babcia jak miała jakieś jajka czy warzywa, to się z nimi dzieliła, bo było jej ich żal, że cierpią "bidę". Niemcy zawsze mówili, że dziękuję, że im ciężko, że oni by mieli to by się odwdzięczyli, że oni za Polską i cała ta wojna była do kitu. No i tak to było parę lat, w święta Babcia zawsze tam mięska kawałek dała, jak mieli to ryby itp. Niemcy raczej niczego nie dawali, bo nie mieli z czego. No i zaczęły się wysiedlenia populacji niemieckiej, więc Babcia z rodziną przejęli dom niemiecki. Gdy tam weszli, okazało się, że niemiaszki nie mieli wcale tak źle. Kawa, herbata itp. Sprzątali dom, znajdowali sporo ubrań, jakieś porozrzucane książki niemieckie, listy (okazało się, że od rodziny), klucze, i inne pierdoły. Gdy wyrzucali meble, okazało się, że pod jednym z nich był schowany właz z zamkiem. Oczywiście pasował jeden z kluczy. Spodziewali się oczywiście skarbów, no i w pewnym sensie takowe znaleźli - porcelana, popularne wtedy kryształy, trochę niemieckich monet, a w dalszej części piwnicy...od groma wędzonego mięsa, jajek, warzyw, konserw i alkoholu. Okazuje się, że niemiaszkom wcale się tak źle nie działo, a część rzeczy, które dostali od Babci były traktowane jako szmaty do skrzyń. Babcia często odbierała sobie od ust, by się z nimi podzielić, a oni nigdy niczego nie dali, chociaż mieli tego od groma. Zagadką jest skąd to mieli, podejrzenia są takie, że ktoś z wioski był opłacany przez niemiecką rodzinę, lub że dostawy były przywożone w nocy lub nad ranem. Do dziś pewnym urban legends jest to, że wysiedleni Niemcy poukrywali gdzieś jakieś kosztowności, bo często przed samą wyprowadzką chodzili często do lasu i na pole. Teren był oczywiście przeczesany wykrywaczami milion razy bez skutku, ale i tak mówi się o dziuplach w drzewach, że pewnie tam złoto gdzieś było pochowane.

Niestety Babcia już nie żyje, i bardzo mi szkoda, że ludzie z takimi historiami odchodzą.
  • 2
via Wykop Mobilny (Android)
  • 10
@haakenn: no to co do ukrywania kosztowności to nie Urban legend. W domu mojej babci w piwnicy na korytarzu były zawiasy. Wszyscy myśleli, że są to zawiasy od drzwi, które powinny być zamontowane by zamykać korytarz a tak na prawdę były to zawiasy od zamurowanego pomieszczenia. Ciężko było znaleźć to pomieszczenie ze względu na kształt budynku (stary dworzec kolejowy), w którym było wiele złamań i ciężko było policzyć powierzchnię. Po wyburzaniu