Wpis z mikrobloga

#heheszki #sen nie #pasta
Śniło mi się, że wraz ze swoim kolegą jeździliśmy wózkami sklepowymi po mieście. Niestety zgubiliśmy się w miejskiej dżungli i trafiliśmy na dworzec.
Dworce, w opinii publicznej, mają obraz wielkiego spędu narkomanów i całego marginesu społecznego. Nie wiem, czy to jest skutek powieści "Dzieci z dworca ZOO", czy naprawdę dawniej w Polsce mieszkała taka patologia. W każdym bądź razie, dworzec, na którym się znaleźliśmy, dawno już był w stanie trwałej ruiny. Jedynie podziemia były zdatne do eksploatacji.
Schodząc po sypiących się piaskowych schodach usłyszałem śpiew stu dzieci. Najpierw przeraził mnie ten dźwięk-nic zresztą nie ma w tym dziwnego, dziecięcy śpiew to oklepany motyw wiktoriańskich horrorów. Zszedłem na półpiętro i krzyknąłem "Legia to stara #!$%@?". Anielski chór odpowiedział:
-Legie trzeba #!$%@?ć, polską policję też.
Szybko zszedłem powitać się z patomordeczkami.
Orkiestra zarządzała jakaś schizofreniczka. Schizofreniczka dość dobrze orientowała się na mieście, bo mojego patologicznego sąsiada znała z imienia, ksywy i nazwiska. Kobieta w ruinach dworca zorganizowała pomoc dzieciom chorym na Downa. Nie wiem jaki w tym celu miało obrażanie mistrza Polski, ale marketingowo na pewno się udało.
Zaprosiła nas na spęd osób psychicznie chorych, który miał się odbyć nad rzeką Odrą.
Dość ochoczo podjąłem się tego zadania, bo i tak nie miałem co robić. Pisałem wtedy też ze swoją koleżanką z Czech imieniem Rose i okazało się, że ona również tam jest.
Najpierw zostałem wzięty na przejazd wodolotem, co było wspaniałym doświadczeniem. Jedna z uczestniczek spędu zjadła siedem tabletek leku "Smekta", bo cierpiała na chorobę morska. Przed swoim występem znalazłem ja z kolejnym listkiem tabletek w drobnej dłoni.
-Ciebie nie #!$%@?ło trochę? Ile tego bierzesz?-spytałem głosem troskliwego starszego brata.
-Siedem już wzięłam.
Wyrwałem jej lekarstwo na sraczkę i zająłem się czytaniem recepty. Dawka bezpieczna dla organizmu było siedem tabletek.
-#!$%@? cię? Tego można brać maksymalnie siedem.-krzyknalem i #!$%@?łem medykament do i tak brudnej już rzeki.
Chwilę później był czas na mój występ. Nie miałem żadnego pomysłu na pokaz, więc pływałem łódka w kółko i #!$%@? coś o wartościach patriotycznych.
Podpłynąłem do karabinu i powiedziałem do mikrofonu, że Ministra Obrony Narodowej w Polsce już nie ma.
Z tłumu nagle wyjawił się sam Antoni Macierewicz.
-Jak #!$%@? nie ma!
Podpłynąłem czym prędzej do byłego ministra.
-No nie ma. Misiewicz okazał się gejem, tu są jego niejednoznaczne zdjęcia.
Macierewicz krzyknął ja #!$%@? i wyszedł, a ja zakończyłem swój występ.
Później usiadłem do stołu wraz z innymi psycholami. Koleżanka z liceum spytała się o najgłupsza dziewczynę z klasy.
Powiedziałem, że mam #!$%@?, ale ona zaczęła swój monolog:
-Agnieszka #!$%@? ciągle rysuje to anime. Na dodatek.myli kolory.
Później inni koledzy psychole spytali się mnie, jakie biorę leki. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że żadne. Chłopaki byli bardzo dumni z postępu mojej choroby.
Chwilę później kierownik całego przedstawienia puścił nam utwór Big Cyc Makumba. Wszyscy go razem zaśpiewaliśmy i późnej się obudziłem