Wpis z mikrobloga

Jestem na L4 (grypa żołądkowa), ale moja firma nie zawodzi. Dostałam dzisiaj bardzo dziwnego sms-a z firmowego numeru do alertów. Wieczorem zadzwoniła do mnie spłakana ze śmiechu koleżanka z kadr z mojej #korpo, z wyjaśnieniami.

Otóż ktoś sobie w naszym przecudownym ołpen spejsie ustawił sygnał powiadomień na komórce na taki paskudny, mokry pierd typu "poszło z farszem". Humor z podstawówki, albo i gorzej, ale zaraz znalazły się osoby, które - uwaga - stwierdziły, że takie coś godzi w prawa (?) osób otyłych. Zebrał się tłum, skandowali coś i zaczął się witch hunt. W ciągu około 2-3 godzin prawie nikt w tym biurze nie pracował, tylko szukali "winowajcy". W końcu ktoś wpadł na genialny pomysł, żeby do wszystkich pracowników wysłać sms-a i zobaczyć, komu "pierdnie". Jak wymyślili, tak zrobili, ktoś z dostępem administracyjnym (ponoć lewym - gość podpatrzył hasło) - puścił do wszystkich... "Prrrt!"

1) SMS poszedł do wszystkich, razem z trzema dyrektorami i właścicielem.
2) Winowajcą okazał się kolega, zwany przez wszystkich Misiem. Metr dziewięćdziesiąt pięć, ponad dwieście kilo, definicja otyłego. Tłum się rozszedł.
3) Wszyscy którzy w tym czasie nie pracowali dostali naganę z wpisem do akt "za zajmowanie się kretynizmami". Jakieś 15 osób pożegnało się właśnie z bonusem kwartalnym i najbliższą podwyżką.
4) Pan Miś zmienił dzwonek na delikatniejszy dźwięk: pierd typu "cnotka", chociaż zapiera się, że to dźwięk pocieranych o siebie balonów.

#truestory
  • 22
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach