Wpis z mikrobloga

Tym razem o planowaniu sezonu, realizacji marzeń i celach treningowych. Nie mylcie z coachingiem ;)

Jesienią trenerzy zazwyczaj pytają swoich zawodników o cele na nowy sezon.
Książki treningowe również wskazują, żeby nie zaczynać treningów bez określenia
konkretnego celu do zrealizowania. I o tym będzie ten wpis.

Znam kilka osób, które nie starają się wybierać żadnych konkretnych celów - po
prostu trenują i startują dla przyjemności nie patrząc bardzo dokładnie gdzie
ich nogi poniosą. Mam też znajomych bardzo mocno skoncentrowanych na realizacji
szczegółowych postanowień w wybranym sezonie. Sam znajduje się gdzieś pomiędzy.

Cele i marzenia

Do czego nam w ogóle mają służyć cele treningowe? Zazwyczaj chodzi o realizację
naszych marzeń. Ktoś zawsze chciał ukończyć [tu wpisz jakieś zawody], inna
osoba chciała pojechać [nazwa kraju lub krainy geograficznej] a start w
zawodach miałby w tym pomóc. Mogą to być też bardzo ambitne, wręcz niemożliwe
do realizacji marzenia (wspiąć się na Everest, przepłynąć kajakiem Atlantyk..).

Warto jest sobie uświadomić, jakie marzenia chcemy zrealizować. Ta świadomość
pozwoli nam określić sobie cele, które musimy po drodze zrealizować. Czasem
może się okazać, że dane marzenie jest praktycznie nieosiągalne. Ale czy trzeba
tracić nadzieję? Nie!

Przykładowo: ja od 20 lat mam w głowie wejście na Everest (tak, jedno z moich
największych marzeń jest bardzo cliché). Zacząłem je realizować wiele lat temu.
Zrobiłem kurs skałkowy, dołączyłem do krakowskiego Klubu Wysokogórskiego,
zacząłem się wspinać po Tatrach, w planie miałem Alpy, poznałem ludzi, którzy
zdobywali szczyty w Himalajach.. czyli zacząłem powoli realizować to swoje
marzenie. Każdy kolejny rok miał swoje cele (Tatry, Alpy, finansowanie,
praca..).

Jednak po drodze się ożeniłem, urodził się Wojtek i.. odpuściłem wspinanie.
Albo raczej zawiesiłem do momentu, kiedy przyjdzie czas (posłuchałem rady
Wandy Rutkiewicz, która to
dość otwarcie pisała, że trzeba być niesamowitym egoistą aby z młodymi dziećmi
w domu wyjeżdżać w góry wysokie).

Marzenie o Evereście ciągle jednak realizuję. Doskonale zdaje sobie sprawę z
tego, że aby na niego wejść trzeba doskonałej wydolności organizmu,
wytrzymałości i koksu w nogach i rękach. Zebrałem więc inne marzenia, które
są powiązane ze sportem oraz generowaniem hajsów (czyli wszystko co potrzebne
w planie Everest) i powoli je pcham do przodu. Może mi się nigdy nie udać,
jednak sama świadomość, że codziennie jestem coraz bliżej motywuje. A z
doświadczenia wiem już, że sam Everest nie jest tak ważny jak cała ta droga
przebyta aby na niego wejść. Czyli sytuacja win-win. Wejdę - super, nie wejdę -
ciągle super.

"Biegam bo lubię" a cele treningowe

Zdarza się też, że ktoś powie "biegam bo lubię" zamiast łączyć sport z
marzeniami. Czy takim osobom potrzebne są jakiekolwiek cele treningowe?

To zależy. Jeśli osoba postrzega swoją aktywność jako trening to zdecydowanie
tak - w końcu trenuje w jakimś celu. Odwrotnie ma osoba, która widzi swoje
bieganie czy pływanie jako rekreację i chęć życia w zdrowiu i formie (np.
chce móc jeść więcej słodyczy, a przecież rower świetnie spala tłuszcz czy też
po prostu - biegając lepiej utrzymać mi sylwetkę).

W pierwszym przypadku mamy już doczynienia treningiem celowym (choć czasem
nie musi być to ściśle określony cel, np w danym sezonie nie mamy konkretnego
startu w głowie bo np. mamy małe dziecko, jednak za kilka lat chcielibyśmy
zrobić coś dużego, więc w tym sezonie trenujemy aby trzymać formę).

Horyzont marzeń

Pewnie już domyślasz się o co chodzi po przeczytaniu powyższych akapitów. To
proste - chcesz zrealizować marzenie? Wsadź je na horyzont, patrz w jego
kierunku codziennie przy okazji spoglądając na to wszystko co po drodze (czyli
marzenia i cele pośrednie).

Dlaczego to takie ważne, aby o tym myśleć regularnie? Do wyjaśnienia przyda się
nam trochę fizyki (studiowałem to trochę wiem). W kosmosie mamy czarne dziury.
To takie twory, które wchłaniają wszystko i już nigdy nie wypuszczają. Czarną
dziurę od obserwatora (czyli nas) oddziela tzw. Horyzont Zdarzeń. To jest coś
takiego jak filtr półprzepuszczalny, który z jednej strony wpuszcza (światło,
fale elektromagnetyczne czy grawitacyjne) a z drugiej nic nie wypuszcza. Czyli
obserwator nigdy nie zobaczy tego co tam wpadło.

Wracając do naszych rozważań - wprowadzam tu (jak na fizyka przystało) pojęcie
Horyzontu Marzeń [tm]. Jeśli twoje marzenie umieścisz poza horyzontem (między
nim a czarną dziurą), to nie będziesz o tym marzeniu regularnie myślał (a co za
tym idzie - nie będziesz regularnie w głowie zastanawiał się jak je
zrealizować) - mówiąc kolokwialnie to wessie je czarna dziura.

Nie pamiętając o tym marzeniu nie będziesz robił nic w celu jego osiągnięcia.
Będziesz się ciągle od niego oddalał - może się nawet zdarzyć, że zostanie
utracone bezpowrotnie (gdybym się obudził w wieku 45 lat nie mając zdrowia
potrzebnego do wejścia na Everest oraz realnego pomysłu na finansowanie to
moje marzenie zostałoby wessane przez ową czarną dziurę bezpowrotnie).

Cele na sezon

Już nie przedłużając tych wywodów (dobrnąłeś na prawdę tak daleko? gratulacje!)
napiszę to co powie ci każdy trener czy książka treningowa - wybierz cele na
sezon. Jakie? Takie, które zbliżą cię do realizacji twojego marzenia.
Przykładowo:

1. Chcesz zrobić Ironmana a nie startowałeś jeszcze w triathlonie i nie umiesz
pływać ale biegasz regularnie i jeździsz na rowerze?
* Cel 1: przepłynąć 1000m kraulem do końca kwietnia bez odpoczynku poniżej
godziny.
* Cel 2: Ukończyć do końca czerwca triathlon na dystansie sprinterskim
* Cel 3: Ukończyć do końca września triathlon na dystansie olimpijskim
1. Chcesz przebiec UTMB ale na razie jedyne
"ultra" jakie ci wychodzi to ultra maratony przed TV?
* Cel 1: Przebiec bez zatrzymywania i schodzenia do spaceru 10km do końca
kwietnia
* Cel 2: Osiągnąć czas 4:30min/km na dystansie 100m
* Cel 3: Przebiec zawody na dystansie 10km w czasie poniżej 1h:10min

Proste? Pewnie, że tak. Pamiętaj jednak:

1. Nie więcej niż 3 cele na sezon. Trzy to już dużo.
2. Lepiej mierzyć w czas niż w pozycję na zawodach. Nie masz wpływu na formę
innych startujących, ale na swoją i owszem.
3. Cele muszą być osiągalne. Mistrzostwo świata IM? Ok, ale tylko jeśli sezon
wcześniej miałeś czas na pełnym dystansie Ironmana poniżej 8 godzin.

#triathlon #trening #bieganie #plywanie #blog_dlugodystansowy
Maciek-z-Krakowa - Tym razem o planowaniu sezonu, realizacji marzeń i celach treningo...

źródło: comment_8qUETxGnKpAgnouZEqdCqY5sJ7Z5rMXi.jpg

Pobierz
  • 6
@Maciek-z-Krakowa: Ja od paru lat swoje cele roczne po prostu spisuję. Ale jest ich zdecydowanie więcej niż 3. W tym roku to było bardziej około 30-40 :)
Oczywiście nigdy nie udaje się zrealizować wszystkiego. Jak wyjdzie około połowy, to i tak dobrze, bo się okazuje się, że i tak zrobiłem co najmniej kilkanaście fajnych rzeczy.

Lista na kolejny rok już też powoli powstaje. Ze sportowych celów będzie tam np. złamanie 1:30
@hard1: Masz 30 - 40 celi sportowych czy ogólnie takich życiowych?

Co do sportowych to polecam załączony akapit z Friela.

Cele sportowe faktycznie dobrze spisać w swoim planie treningowym. Dzięki temu są one przed wspomniamym horyzontem i po prostu ciągle je widzimy i powoli się możemy do nich zbliżać :)

Co do mojego kolejnego celu - nie zdążyłem jeszcze dobrze ochłonąć po powrocie z Norwegii gdy.. złamałem nogę w udzie (złamanie
Maciek-z-Krakowa - @hard1: Masz 30 - 40 celi sportowych czy ogólnie takich życiowych?...

źródło: comment_fkepcVOZwBWB3GkoDl3LRcadwYULCBwp.jpg

Pobierz
@Maciek-z-Krakowa: Oj, współczuję kontuzji. Ja zawsze jak coś takiego złapię, to od razu mam lekkiego doła, jestem wkurzony i zastanawiam się, czy to wszystko ma sens :P

Te 30-40 to ogólna liczba rzeczy, które chciałbym zrobić w tym (2017) roku. Nie tylko sport, choć związanych z aktywnością fizyczną było trochę. Oczywiście nie wszystkie, to super-ambitne rzeczy wymagające miesięcy przygotowań - czasem wystarczyło po prostu ruszyć się z domu. Takie duże sportowe
@Maciek-z-Krakowa: "Marzenie o Evereście ciągle jednak realizuję. Doskonale zdaje sobie sprawę z
tego, że aby na niego wejść trzeba doskonałej wydolności organizmu,
wytrzymałości i koksu w nogach i rękach. "
A gdzie byłeś w górach wysokich że takie rzeczy piszesz? Bez hejtu, ciekawi mnie Twoja opinia. Osobiście mam doświadczenie z Alp (raz w kwietniu było ciekawie, w jedną noc potrafiło dosypać metr śniegu pod Pizem Bernina), najwyżej byłem na Piku Lenina(7134m
@szczypek45: hmm najwyraźniej napisałem niezrozumiale - wybacz.

Zupełnie zgoda z tym co napisałeś na temat adaptacji do małej ilości tlenu. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nawet będąc zaklimatyzowanym osoby o podobnym stopniu wytrenowania mogą reagować zupełnie inaczej.

We wpisie powyższym jednak miałem na myśli fakt, iż aby wejść (nie "zostać wniesionym czy wciągniętym") na Everest i wiedząc, że spadek VO2MAX wynosi około 2% na każde 300m wysokości powyżej 1500m