Wpis z mikrobloga

Skończyłem oglądać starego Star Treka. Moja pięcioletnia (no dobra, trzyletnia) misja dobiegła końca. Będę żył długo i pomyślnie.

3.20: The Way to Eden. Nie oczekiwałem wiele po zgrai brudnych, kosmicznych hippisów, którzy zawitali na pokład Enterprise’a. Jednak scenariusz pozytywnie mnie zaskoczył: tempo jest w porządku, znalazło się miejsce dla paru zwrotów akcji, przewrotność zakończenia przywodzi na myśl Strefę Mroku. Moja intuicja się mimo wszystko nie omyliła. Gdy tylko hippisi pojawili się na pokładzie, kapitan Kirk rzeczywiście powinien był zawołać ochronę i nakazać jej spałować „gości”. Herbert ze mnie.

3.21: The Cloud Minders. O, prototyp Miasta w Chmurach z Imperium kontratakuje i zarazem nawiązanie do Elojów i Morloków z Wehikułu czasu Wellsa. Odcinek średni, z szeregiem niedorzeczności, które w końcówce trzeciego sezonu nie robią już na widzu najmniejszego wrażenia. „Nigdy wcześniej nie spotkałam Wulkana, proszę pana”. „A ja nigdy wcześniej dzieła sztuki, proszę pani”. Kapitan nie był jedynym flirciarzem na pokładzie.

3.22: The Savage Curtain. Kirk, Spock, Abraham Lincoln i Surak (bohater narodowy Wulkanów) walczą na śmierć i życie z czterema wielkimi kosmicznymi zbrodniarzami (Hitlera zastępuje gościnnie Czyngis-chan). Po „battle royal” Dobra ze Złem spodziewałem się niewyobrażalnej chały, tymczasem czekała mnie miła niespodzianka. Cała koncepcja zakrawa oczywiście na idiotyzm, ale ponieważ odcinek jawi się absurdalnie, ogląda się go w napięciu, gdyż podświadomie oczekujemy zwrotu akcji. Zwrot akcji co prawda nigdy nie następuje, no ale trudno... Przynajmniej Obcy-Kamienioid może pochwalić się jednym z lepszych kostiumów w historii TOS-a. The Savage Curtain będzie odtąd jedną z moich startrekowych „guilty pleasures”.

3.23: All Our Yesterdays. Wskutek anomalii czasoprzestrzennej na prawie sam koniec trzeciego sezonu trafił odcinek rodem z najlepszego segmentu sezonu drugiego. Dla odmiany wszystko w scenariuszu trzyma się kupy, a wątek miłosny Spocka wypada wiarygodnie. Dopomaga mu (wątkowi) zjawiskowa Mariette Hartley. Przemawia do mnie pomysł wysyłania ludzi w przeszłość (a może tylko do wirtualnej rzeczywistości?), by uratować ich przed zagładą planety.

3.24: Turnabout Intruder. Kirk i jego dawna ukochana, a obecnie nienawidząca mężczyzn wariatka, zamieniają się ciałami. Brzmi fatalnie, w praktyce wypada nieźle. Wady: seksizm, dziury w fabule, zakończenie deus ex machina w wersji „na chama”. Nic nowego. Zalety: Scotty i Sulu mają swoje rewelacyjne momenty, pojawia się delikatna sugestia transgenderowego romansu (w telewizji pod koniec lat sześćdziesiątych! ho ho!), ciekawie rozwija się „dynamika buntu”, w ramach której oficerowie po kolei zwracają się przeciwko swojemu kapitanowi... lecz ochrona statku cały czas trzyma twardo jego stronę.

Podsumowanie trzeciego sezonu wraz z kompilacją wrażeń związanych ze wszystkimi odcinkami wrzuciłem na swój blog.

#startrek
Pobierz eagleworm - Skończyłem oglądać starego Star Treka. Moja pięcioletnia (no dobra, trzyl...
źródło: comment_yc94NkhaL8OPJZ3GaXmMBS2toBet4W6i.jpg
  • 3
@eagleworm: TOS wciąż po tylu latach zaskakuje i jest arcydziełem. Pierwszy międzyrasowy pocałunek w historii telewizji miał miejsce właśnie w Star Treku. Jestem w trakcie oglądania 6 sezonu Voyagera, i wciąż uważam, że TOS to najlepsza seria. TNG też jest super i strasznie mi się podobało.