Wpis z mikrobloga

#historia #z #pracbaza
Pamiętajcie mirki. Nie #!$%@? kelnera, a zwlaszcza takiego w sezonowej pracy, co to pracy ma za czworo.
Pewien dzień wakacji. W powietrzu rozchodził się stężony zapach januszy i grażyn, którzy to przyjechali nad morze, ze swoich dziur. Wiadomo, najpierw kąpiel i opalanie, a potem trzeba coś zjeść. No i do knajpy, gdzie pracowałem, wchodzą oni. Grupka starszych polaków, władców pól cebuli w #!$%@? wielkim. Ahhhh, wiedziałem, że kabaret nastanie. Ogólnie to panowała samoobsługa, co było napisane nawet w menu. Ja wraz z kumplem pracowaliśmy jedynie jako "salowi". Ale wiadomo, trza się pokazać. Niosę tacę brudnych naczyń, kumpel ogarnia inny stolik, aż tu nagle jedna z grażyn: Jak długo mamy czekać, aż łaskawie podejdziecie? Tłumaczę, ze samemu trzeba i wgl, ale uj. Nie dociera. Zaczynają się wyzwiska i krzyki. Nie chciałem awantur więc przyjąłem zamówienie. Zawierało ono butelkę czerwonego wina wytrawnego. Ide do lodówki, patrzę i nie ma. #przypal. Zeszło. Ale wtedy zrodził się plan. Może nie jakiś chamski, ale ku mojej uciesze. Żabka była blisko. Skoczyłem, kupiłem winiacza za ok. 4 zł, przelałem do butelki, co by to wyglądało i niosę. #!$%@?. DELEKTOWALI SIĘ TYM JAKBY TO BYŁO CO NAJMNIEJ PŁYNNE ZŁOTO. Widać, że jedyne co znają to smak szczochów. I ogólnie za te szczochy zapłacili 100+ zł, więc profit jest. Ale to nie koniec. Wiadomo, ruch jest to trzeba poczekać na danie. Ale nasi państwo byli z lekka niecierpliwi. To cóż, następny niecny plan. Z kuchnią mieliśmy dobre układy, więc poprosiłem, aby zamowienie się trochę przeciągneło. Janusze czekali godzinę na jedzenie. Oczywiście znowu wyzwiska, ale w dupie z nimi. Zjedli, zapłacili, a syf większy niż ktokolwiek zostawili.
Ludzie, bądzcie dobrzy dla kelnerów. Staramy się dla was jak najlepiej. Nie róbcie dodatkowych problemów.
  • 2