Wpis z mikrobloga

Pamiętniki Planktona - rozdział: 4
17 września 2001, poniedziałek

Obudził mnie o 5.30 ryk sąsiada za ścianą -...to nie ja byłam Ewą..- no tak chłop wstaje na poranną zmianę i komunikuje świat o swej gotowości. Zły naciągam poduszkę na łeb, lecz już nie zasnę. Wiercę się do 7. Lew(*) patrzy na mnie swymi durnymi ślepiami. Głupi kundel kiedyś go zatłukę. Co prawda jest jedyną rzeczą, która mi uzmysławia radość z posiadania żony za granicą, ale nie zamierzam tolerować srania na dywan i szczekania na mnie przy każdym ruchu. Trza mi coś zjeść, w lodówce #!$%@? pustka. Lew lać chyba chce, bo skomli pod drzwiami; #!$%@?... deszcz pada a ja z tym potworem mam moknąć pod blokiem. Ale jak nie wyjdę dywan gadzina zapaskudzi. Parasol, smycz, kaganiec (dla takiego szczura kaganiec, ech w głowach się przewraca) i już ucieszony lata obwą#!$%@?ąc krzaki. Ciesz się, ciesz - jutro ci łeb urżnę, bydlaku.

Do pracy nie idę, #!$%@?ę. Niebezpiecznie, jeszcze we mnie samolot trzepnie, co prawda pracuję jako stróż dzienny na wiecznej budowie, ale kto ich tam Arabów wie... Moja stróżówka może okazać się ważnym celem strategicznym. Nawet sam nie wiem czego pilnuję - Tajne - tak mi mówią goście w kaskach i garniturach. Ja tam ciekaw nie jestem, Tajne to Tajne - zresztą to nie na moja głowę - podstawówka z trudem - niech inni myślą za mnie. Głupia flądra ta moja żona, do Francji jej się zachciało. Na placu pracuje - nazwy nie pamiętam, ale jak mi kumple na piwie mówili ponoć o tym placu Kloss gadał w filmie; więc to może jakiś większy targ ? Taki jak TOMEX albo co innego ? Nie ważne, kiecki wzięła najlepsze i dudy przysyła. Mam na "chleb" i chleb i cos do chleba. Psu żryć nie daję - po co ? Dobra, wyszczał się, więc powrót do domu. Leci... cały mokry, znów kacap #!$%@? będzie śmierdział pół dnia. Jadę w windzie z Gosią z 10ego, ale dupa, świeże bułeczki w siateczce, kefirek itd. itp. Taka ładna a jakiegoś inżyniera ma męża, dupek nawet wódki pić nie chce. A jak go kumple moi namawiali na "jednego" do uciekł; ech... burżuj.

A Lew nawet nie warknie, kikutem koło dupy macha i jęzor wywala.

No nic trza coś wszamać, jest zupa z piątku, teściowa przyniosła w menażce. Dobra kobieta, kasę pożyczyła, dba o zięcia.

12.30

Przyszedł Jarek, znów go z pracy wylali, mówiłem debilowi żeby nie sprzedawał filtrów na lewo. Przyniósł wódkę i kiełbasę czosnkową, dobra, świeża. Lew wygląda jak by miał zdechnąć zaraz, żołądek mu pewnie do kręgosłupa przyrasta - dobrze mu tak, niech cierpi.

Wódka poszła szybko, co to literek na takich chłopów. Ciągnął mnie Jaruś jeszcze na piwo do LA MIRAGE, ale nie idę. Żona ma dzwonić koło 18. Muszę jej znowu kitów nawciskać, ze piesek odkarmiony, mieszkanko błyszczy, tylko ze spółdzielni cos o podwyżce napisali, i że te franki, co przysłała to poszły na lekarstwa dla Lwa, bo robaki złapał.

Ech jeszcze ta Wisła przegrała z jakimś WSZO czy coś takiego. Powinni wywalić tego Smude, chłop jaj nie ma.

Pamiętniki Planktona - rozdział: 5
18 września 2001, wtorek

Monika.... tak ma na imię studentka od sąsiadki, Poznanianka. Przyszła dziś do mnie, bo jej się rower spieprzył. Łańcuch spadł. Uwinąłem się migiem, co to dla mnie łańcuch. Ale ubrana była, takie portki obcisłe, sweterek, wyperfumowana. Ładna jest, cholera... Piwo mi dała za robotę, i dobrze - pić mi się chciało jak diabli.

Nie wiem na cholerę jej teraz ten łańcuch zakładałem, nigdzie nie jechała, rower z powrotem do piwnicy wsadziła.

Wczoraj Joasia dzwoniła, ładną pogodę ma i nową pracę, ponoć lepiej płacą. Zmartwiła się robakami Lwa, i obiecała jakieś francuskie lekarstwo przysłać. Na #!$%@? francuskie ?! My mamy gorsze ? Dudki przyśle w tym tygodniu, i dobrze, bo kasa mi idzie jak woda z kranu. Powiedziałem jej, że tęsknie, niech się cieszy, co mi tam...

Później byłem z chłopakami na piwku, takie tam, nic ciekawego. Siwy opowiadał jak poszli na dyskotekę i poderwali jakieś lale z Holandii. Heh, ciekawe jak się dogadali, żaden z nich języków nie zna, przecież.

Śmialiśmy się, bo Ryży opowiadał jak z Paterem do klasy w budowlance chodził. Tu niedaleko, na Kościuszkowskie. He he, opowiada to conajmniej raz w tygodniu, ale śmiesznie.

Wieczorkiem oglądaliśmy u mnie z chłopakami Big Brother, Ryży jest zakochany w jakiejś Karolinie, fajna nawet, ale chyba strasznie głupia i zęby ma krzywe. Po za tym wysławia się jak słynny Pokemon Siwego.

Dziś wpadł do mnie Gołota, to mój szwagier. Ma 150cm wzrostu, lat 23 i waży 45 kg, ale pysk ma Gołoty i stąd ta ksywa. Fajny chłopak, ale łazi na Hutnika. Cos tam kradną po osiedlu, dziś chciał kasę pożyczyć. Lubię go, ale nie dam na trawkę. Przylazł z kolesiem w portkach z krokiem przy kostkach i krzywej czapeczce, znam go - przyłaził w podstawówce do Joasi.

Lew coś nie swój, chyba mu te robaki wykrakałem. Zadzwoniłem do teściowej, że psiunia struła się polędwicą, co ją kupiłem za 30PLN, i zaniemogła. Niech myśli, że dbam o Lwa. Przyjdzie, mamusia jutro, cos upichci i Lwa poogląda. O Lwa tylko jedna ostatnio awantura była, jak Polska grała z Norwegią. Piliśmy od rana i szykowaliśmy na pyski barwy narodowe. Siwy jak poszedł do sklepu to się dzieci rozpłakały, wyglądał jak Gibson w Braveheart. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie Lew, który burzył nam świąteczny nastrój swoją dziwną, naturalną barwą - jest taki fioletowawo-czarno-siwy. Zrobiliśmy go więc farbą na psa - Polaka i pięknie wyglądał... jak koń Jagiełły pod Grunwaldem. Emocje po 3-0 były takie, że pospaliśmy w barwach, gdzie kto siedział. A tu rano, mamusia przyłazi, drzwi otwiera - i widzi czerwone cos na 4 łapach i chłopów we flagi na twarzach wymalowane. Awantura straszna, zachodziło niebezpieczeństwo ogolenia Lwa do skóry, bo farba zejść nie chciała. Koniec, końcem kolor puścił, ja tylko ucierpiałem, bo uczulony byłem na to świństwo i syfy na gębie mi wyszły. Ale Polska wygrała...

Dobra, idę się ogolić, bo już Lew na mnie warczy, chyba mnie przestaje poznawać. Musze jechać do roboty pieniążki odebrać, coś tam za dwa tygodnie mi się należy, nie ?

Pamiętniki Planktona - rozdział: 6
Wtorek (noc)

Mam doła. Siwy wziął mnie do kina. Poszedłem jako substytut, bo jego paskudne kochanie się rozchorowało, a Siwemu żal biletów było; bo drogie i długo stał. Wpierw pojechaliśmy po kasę mi należną na budowę, majster się zmartwił, że już robić nie będę, to był swój chłop - wódeczkę piliśmy często. Dali mi, psubraty 300 zł, dobre i to... Do przekazu starczy. Ależ Siwy ma grata samochód, śmialiśmy się ze kupił auto w cenie butów, bo kosztowało 400 zet - to poldzio chyba 20-letni, pordzewiały jak puszka po konserwach na dnie morza, ale Siwy sprzęt tam ma... Jedziemy i słuchamy N.A.S. - niech chamstwo wie, że szlachta się wozi !

Do kina "KIJÓW" udaliśmy się jednak autobusem, bo i piwko jakieś, i flaszeczka się zda... Siwy nie mógł wymówić nazwy filmu, więc myślałem, że to SHREK - synek sąsiadki mi mówił, że zajebka film. Na miejscu okazało się ze to QUO VADIS, jakieś badziewie o pierwszych gościach po komunii. Trochę dziwnie wyglądaliśmy z tym całym tłumem ludzi, my w dresikach, a dookoła inteligencja w okularkach i laseczki w białych bluzeczkach. Nic to... po ćmiku wypaliliśmy, piwko dopili i wbijamy się na sale. Siwy wziął do dupy miejsca - między jakimiś chrząkającymi studentami, wszyscy w szalikach, a ciepło jak cholera. Trochę mnie pot oblał jak usłyszałem z tyłu, że filmik trwa 3h A niech to #!$%@?...

Film taki sobie, śpiewali i bili się, nawet lwy ludzi wpieprzały. Siwemu się spodobało, ze byk Legie na rogi wziął i już do końca filmu mi mówił: "patrz nawet w Rzymie jebią Legie!" - przez co byliśmy non stop uciszani przez chrząkających studentów. Cholera, nie wiem czy faktycznie laseczka miała Legia na imię, ale mogło nam się pomylić...

Mnie, co innego uderzyło - kit w filmie. Co sobie ten reżyser myślał jak kręcił ? Że kibice na film nie przyjdą i nie kapną się, ze stadion, na którym lwy wpieprzają ludzi to nie Olimpico ? Ja znam Olimpico, bo tam Lazio i Roma grają, a jest to jedyny w Rzymie, na który przyłazi po 60 000 i więcej luda. I jestem pewien - to nie był Olimpico ... Pewnie żal im kasy na film było i wynajęli stadion gdzie indziej.

Siwy zafascynowany filmem, zwłaszcza się ożywił jak Linde zobaczył. Ale Bodzio nic nie pokazał, nikogo nie #!$%@?ął ani nie zwyzywał, taki cichy koleś. Wyszedłem sobie zapalić do kibla i chyba najlepsze przegapiłem, bo jak wróciłem to Rzym już się dopalał. Zaraz potem światło się zapaliło i z Siwym wyszliśmy z kina. Jeszcze się mój kompan namyślał czy nie stuknąć tych studentów, bo nam przeszkadzali w filmie, ale machnęliśmy ręką..

Powiem Joasi jak zadzwoni, ze byłem w kinie - niech wie, że kulturalnie czas spędzam. Po intelektualnym pożywieniu, ruszyliśmy wzmocnić ciało i umysł. Wybraliśmy Planty, bo cicho i przyjemnie i fajne laski z wycieczek chodzą. Chodziły, ale takie w mundurach, #!$%@?. Trzy razy nas legitymowali i pouczali, że pić alkoholu nie wolno a my wyglądamy na takich, co: "sprawiają wrażenie na zabierających się do konsumpcji". Wróciliśmy więc na osiedle dopijając to co trzeba w tramwaju. Jednak na osiedlu najlepiej.

Źle się coś czuję, Siwy tez przybity po tym filmie, w tramwaju się prawie nie odzywał, z przystanku prosto do domu popruł. Dziwny był ten film, jak cholera... Mógł Siwy lepiej, gamoń jeden, swojego pokemona na SHREKA zapraszać, ponoć zajebisty film...

#pamietnikiplanktona <- wszystkie części będą pod tym tagiem
#heheszki #truestory #coolstory
część 2
część 1