Wpis z mikrobloga

Ehh anonki, słuchajcie co mi się przytrafiło. Mam w klasie taką jedną loszkę Monię. Bardzo mocna 7/10, a do tego miła, sympatyczna i mega inteligenta. Parę dni temu na matmie kątem oka dostrzegłem jak siedzi smutna. Postanowiłem, że podejdę na przerwie i zapytam co się dzieje.
-"Moi rodzice wyjechali na parę dni, a pieniądze które zostawili mi na jedzenie #!$%@?łam na książki z fizyki kwantowej i analizy matematycznej."- wyżaliła.
-"Oh... Ale nie martw się, na pewno masz coś w lodówce. Po prostu sama coś sobie ugotuj."- pocieszałem.
-"Gdyby to było takie proste anon... Ja kompletnie nie umiem gotować."
-"W sumie ja coś tam pichcę. Jeżeli chcesz, to wpadnę i postaram się coś wyczarować z tego co tam znajdziemy u Ciebie."- odrzekłem.
Dawno tak bardzo nie skłamałem. Moje umiejętności kulinarne są na poziomie gówna. Kiedyś chciałem ugotować ryż. Wstawiłem gar wody i podszedłem pograć na kompie. Po godzinie usłyszałem pukanie do drzwi. Był to #!$%@? sąsiad z piętra wyżej. Oczywiście zapomniałem o wodzie na ryż i okazało się, że cała wyparowała, osiadła na suficie i przesiąkła do sąsiada z góry. Zalałem sąsiada z góry gotując ryż. Czaicie? No ale fajna loszka, ma chatę wolną, więc żal było tego nie wykorzystać i nie skłamać.
-"Oh anon, byłoby cudownie!"- krzyknęła z niekrytą radością.
-"To co? Dziś po lekcjach?"- spytałem.
-"Byłoby super!"- wykrzyknęła i pocałowała mnie w policzek. Poczułem w gorąco sercu a majtkach twardo. Do końca zajęć byłem rozkojarzony i nie mogłem się doczekać wizyty u Moni. Po paru godzinach skończyliśmy lekcje. Wyszedłem przed szkołę i czekałem na nią. Po paru minutach wyszła i poszliśmy w stronę jej domu. Monia mieszkała prawie na drugim końcu miasta, więc mieliśmy sporo czasu na rozmowę. Gadało się z nią naprawdę zajebiście. Tłumaczyła mi nawet rzeczy z matmy, których nie ogarniałem. Robiła to w taki sposób, że pojąłem o wiele więcej niż na lekcjach. Czułem, że lubię ją coraz mocniej. Po przejściu progu jej domu, zaprowadziła mnie do kuchni i pokazała gdzie co ma.
-"Ja lecę na górę do pokoju, bo nie chcę widzieć co gotujesz. Zrób mi niespodziankę. Zaskocz mnie."- powiedziała i pobiegła po schodach na piętro. Zostałem sam.
-"Dobra anon. To twoja szansa. Ugotuj coś zajebistego, a będzie twoja."- wyszeptałem sam do siebie.
Wyjąłem telefon i chciałem poszukać jakichś przepisów w necie. Nie ma wifi. Skończył się transfer.
-"O Cię #!$%@?..."- pomyślałem.
-"Trzeba improwizować."
Wyjąłem garnek, nalałem do niego wody i wstawiłem na ogień. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem ogórka. Umyłem i obrałem go kalecząc się przy tym. Wrzuciłem ogórasa do wrzącej wody, po czym stanąłem z dumą i obserwowałem proces jego obróbki termicznej. Po 15 minutach wyjąłem 2 talerze i wyjąłem zielonego z wody. Przekroiłem i położyłem po połowie na talerzach. Wyłączyłem ogień i zacząłem podsumowywać straty:
-"Prócz tego, że jestem ranny nic nie rozbite, nic nie zalane, nic nie #!$%@?, nic nie spalone."
Byłem z siebie dumny. Nakryłem do stołu, zapaliłem świece i zawołałem Monię. Przybiegła po chwili i rozsiadła się zniecierpliwiona przy stole. Kazałem zamknąć jej oczy, po czym udałem się po moje popisowe danie. Postawiłem na stole przed wiercącą się ze zniecierpliwienia Monią.
-"Anooon, mogę już zobaczyć?"- pytała zaciekawiona.
-"Tak już możesz."
Otworzyła oczy i widząc ugotowanego ogórka spoważniała.
-"No to żeś mnie #!$%@? zaskoczył."- powiedziała ze zkwaszoną miną.
Uderzyło to mocno w moją dumę i kunszt kulinarny.
-"Coś Ci się #!$%@? nie podoba w moim daniu szmato?"
-"To ma być danie?! Chyba sobie ze mnie kpisz anon."- rzuciła z pogardą.
Chwyciłem za solniczkę i sypnąłem jej solą w ryj. Złapała się za oczy i zaczęła krzyczeć. Podszedłem do jej krzesła i pociągnąłem za oparcie tak, że się #!$%@?ła. Wziąłem pieprzniczkę i posypałem ją pieprzem. Gdy ta leżała na ziemii trzymając sie za mordę skonsumowałem w spokoju mojego ogóreczka po czym wyszedłem. Od tej pory na obiad jem tylko gotowane ogórki i chwalę się kumplom, że pieprzyłem Monię.
#pasta
  • 2