Wpis z mikrobloga

Cześć mirki!
Jestem marynarzem i przez kilka lat pływania nazbierało mi się trochę historii. Niektóre śmieszne, inne obrzydliwe, jeszcze inne smutne. Pomyślałem, że część z nich spiszę i opublikuję w kilku odcinkach pod tagiem #morskieopowiesci. Chętnych zapraszam do obserwowania i plusowania, niechętnych do czarnolistowania.

Słowniczek:


Zacznijmy od Pana Wiesia, swego czasu legendy statku kręcącego się gdzieś między Europą a Afryką. Pan Wiesiu jest człowiekiem nie tylko już doświadczonym: "Niejedno już żem #!$%@? widzieł", ale i bywałym "Ja to #!$%@?łem na wszystkich kontynentach. No oprócz Australii i Antarktydy". Szorty, model "NRD-owski lekkoatleta", podkreślały jego smukłe nogi, a koszulka żonobijka nadawała mu swojskiego kolorytu. Całość wyglądu naszego Marona Brando dopełniały farbowane na czarno wąsy, brwi i włosy.
Większość opowieści snuł przy posiłkach w mesie, a musicie wiedzieć, że pan Wiesiu jest koneserem kobiecego piękna i głównie wspomnieniami z tym związanymi raczył nas - nieopierzonych gwiazdojebów.

Pojechał pewnego razu, a jakże, na dziwki gdzieś w Afryce. Tak się szczęśliwie złożyło, że od razu znalazł to czego szukał:
- Taką raz miałem zajebistą czarną panterę, mówię wam chłopaki. One wiecie, hehe, lubią białych to się nie targowała za bardzo tylko hyc mnie za rękę i jedziemy do niej. Przyjeżdżamy a tu jakiś barak bez dachu, krzaki dookoła, jakieś węże #!$%@?ą. Mówię #!$%@? tam, nie po to tyle jechałem, żeby z ciężkim krzyżem na statek wracać. Noc już była, gwiazdy na niebie, wiecie hehe, romantiko. Jak wlazła na mnie to całe niebo przez ten dziurawy dach żem widział, no normalnie wszystkie gwiazdy.
Tutaj trochę się zamyślił, chyba nawet zakręciła mu się łezka w oku:
- Mówię wam chłopaki, najpiękniejsze #!$%@? jakie miałem w życiu.

Była taka jedna historia, którą każdy na statku słyszał przynajmniej kilkanaście razy w ciągu czteromiesięcznego kontraktu. Opowiadała o pięknych, zamierzchłych czasach kiedy Pan Wiesiu nie musiał jeszcze farbować sobie brwi, a pieniądz z wizerunkiem amerykańskiego prezydenta czynił w Afryce cuda.

Pod koniec XIX wieku Joseph Conrad umieścił akcję swojej książki "Jądro Ciemności" na wodach rzeki Kongo. Sto lat później na tej samej rzece zjawił się Pan Wiesiu i można powiedzieć, że tytułowe jądro tworzy piękny pomost, który łączy ze sobą te dwie zupełnie różnie historie. Zawsze kiedy Pan Wiesiu przypominał nam tę opowieść jego oczy nabierały blasku, głos się podnosił, wijącą się ręką przedstawiał nam bieg rzeki i mówił przejęty "Panowie, Matadi - rzeka Kongo". Słowa swego czasu na statku już legendarne.
- Ech, chłopaki. Kiedyś to były czasy. Płyniemy #!$%@? do tego Matadi na rzece Kongo. Ciemno wszędzie, komary #!$%@?ą, gorąco i duszno. I jest, dopływamy, jakieś #!$%@? trzy zardzewiałe dźwigi, kilku zaspanych murzynów i to wszystko. Myślę sobie gdzie ja żem trafił. No ale jak już tu jesteśmy to trzeba trochę, hehe, pozwiedzać no nie? No i jest! Ledwo schodzę ze statku, a tu już mnie dziwki za ręce ciągną, że pińć dolarów. No to mi, hehe, nie trzeba powtarzać. Tydzień tak się zaprzyjaźniałem z tymy panterami, a tu słyszę od jednego murzyna, że po drugiej stronie rzeki biorą tylko trzy dolary! Chłopaki, #!$%@?, dwa tygodnie mnie na statku w ogóle nie było. Ech - dodał rozmarzony - kiedyś to było pływanie.

#pracbaza #ciekawostki #tworczoscwlasna