Wpis z mikrobloga

#godelpoleca #seriale #sixfeetunder

Six Feet Under

dawno nic nie pisałem o kinie, serialach(kiedyś pisałem nawet dosyć "na poważnie"¯\(ツ)_/¯) ... pewnie dlatego, że świadomie oglądam od dłuższego czasu słabe filmy i robię maratony z Owenem Wilsonem. ale udało mi się w końcu wrócić, albo inaczej - udało mi się odzyskać do pewnego stopnia ciekawość, wrażliwość i wzrok, którymi należy obserwować to co zniuansowane, i wyciągać odpowiednie dla mnie wnioski. wyszło dosyć sporo tekstu, ale jakoś sam się napisał, więc...

padło na Six Feet Under. jako że ponad pół roku temu dane mi było obejrzeć pierwszy sezon. i mimo, że czułem się, dosłownie, jakby mój mózg był we mgle, to jednak udało mi się dojść do oczywistych wniosków - to rzecz zahaczająca o wybitność. zostawiam ją na później, żeby odpowiednio docenić. bo to jakby czytać co drugie zdanie ciekawej lektury i zastanawiać się w czym tkwi geniusz tego całego Dostojewskiego??????...(ej a w Primerze i Prestiżu to były klony czy nie????)

no i stało się, powoli, systematycznie, bez maratonów jak za czasów licealnych wróciłem do tego pociesznego zakładu pogrzebowego, prowadzonego przez bardziej przyziemna rodzinę Adamsów.
zacznijmy od rozpracowania, moim zdaniem, najbardziej kluczowego motywu serialu, czyli ukazania obrzydlistwa, całej niedogodności wpisanej w ludzką naturę, której ułomności mogły dopiero w pełni sfermentować pod wpływem dzisiejszych czasów.

-soundtrack-

tym co najbardziej uderza i paraliżuje jest celność(w założeniu), oraz klarowność(w formie) przy osadzeniu człowieka w świecie zbudowanym z nieustannie atakujących go konwenansów, norm i społecznych gier. człowiek a wraz nim jego autentyzm, spontaniczność przeżywania, odbierania bodźców i figur skupionych we fragmencie rzeczywistości, ulega zdeformowaniu na potrzeby uczestnictwa w określonym wydarzeniu, akcji, czynności. całość jest dla nas, dla obserwatorów, wynaturzona na "intuicyjnie" odbieranym poziomie, przez co przedstawione kreacje nabierają aż tak przerażającego wydźwięku. a dla postaci są obierane i "odbijane" na ilustracjach w sposób, który opiera się o reakcje jakie oczekuje od nich "niepisany" scenariusz, powstały ze związania najbardziej korzystnych, dla każdej ze stron zachowań. wszystko to rozgrywa się pod przykrywką harmonizacji ludzkich relacji i odgrywania ról, którymi karmią oni w pierwszej kolejności swój strach i tym samym trzymają go dumnie w ryzach. a dopiero potem pomaga im nadaniu tożsamości "samemu sobie"("nam"), nie tylko na potrzeby wydarzenia, ale i trwania w jednej z ról, co przekłada się na ciągłe ograniczanie "siebie" w zakresie wyznawanych(narzuconych) wartości.

zwykło się upatrywać u ludzi, ich środowiskowej i gatunkowej dominacji w możliwości do abstrakcyjnego, i sporadycznie logicznego myślenia. historie ukazane w serialu pokazują prawdziwą tragedię, która z tegoż faktu wynika. dla podtrzymania równowagi psychicznej, fizycznej, duchowej i społecznej mamy skromny zestaw zachowań, który sprawia, że jesteśmy uznawani za normalnych - i to jest klucz do interpretacji. bohaterowie Six Feet Under są jak kukiełki, ograniczeni, uziemieni, usztywnieni. z tym, że nie ma już nikogo kto pociąga za linki. mimo że bohaterowie, podobnie jak my, już dawno się z tym pogodzili, i wytłumaczyli sobie czym jest świecąca kula na niebie, one dalej są do nich przyczepione. te więzy są z nimi od urodzenia, jak grzech pierworodny, a czas wcale nie sprawia, że rdzewieją. najbliżsi, wszyscy ludzie wokół wcale nie pomagają nam ich dźwigać, a wręcz przeciwnie - często nieumyślnie, starają się dbać o ich jakość i umacniać ich działanie. i aż chce się dalej chodzić z hasłem na ustach, że jedyne co mamy do stracenia, to te więzy.

tam gdzie pojawia się miejsce na odejście od schematu i zaniechanie jedynego, słusznego porządku przychodzi, ku uciesze widzów, alternatywa będąca wstydliwą fantazją i satyrą na normalność. równoległe rzeczywistości, przenikanie światów. nie tylko w znaczeniu umarłych i żywych, ale i "wydarzających się" i mających "aktualnie" miejsce. mimo, że mają ze sobą wiele wspólnego i na dobrą sprawę niczym się nie różnią w budowie. te światy funkcjonują, a raczej ich związek funkcjonuje na zasadzie kontrastów, wewnętrznego dialogu i sprzeczności. w serialu odbywa się po przez "wizualizacje uczuć". autorzy chcą nam wmówić, że tylko w taki sposób jesteśmy w stanie zrozumieć kim są bohaterowie, bo to co widzimy w światach "mających miejsce" to tylko opakowanie, człowiek i jego prawda, jego intencja na zawsze zostaje w światach "wydarzających się" w jego jaźni.

liczne przebitki gdzie widzimy tę samą scenę ze wspominanym wcześniej alternatywnym i co paradoksalne, obdartym z fałszu zakończeniem, to świetny, znany i lubiany zabieg. w Six Feet Under taki środek nabiera tragikomicznego rysu, bo w swoim przerysowaniu początkowo bawi i dopiero w momencie powrotu na ziemie, zdajemy sobie sprawę jak złym pomysłem jest mówić na głos to co się myśli. sposób w jaki twórcy serialu z niego skorzystali, nie tylko wzbogaca świat serialu na płaszczyźnie czysto rozrywkowej, filmowej, ale pogłębia też w widzu poczucie ile jesteśmy, podobnie jak serialowe kukiełki, zmuszeni w sobie tłumić na co dzień. ile musimy przemilczeć i jak często musimy dobierać odpowiednie słowa i ruchy wbrew sobie. a potem zostają nieprzespane noce z wyrytym na czole - "w imię czego...?"

a przecież inni powiedzą, że kluczowa jest tutaj śmierć.
gościu to był serial o umieraniu._ tutaj chodziło o radzenie sobie ze śmiercią, z utratą bliskich osób. to był wykład o kruchości całej tej śmiesznej konstrukcji, której nikt nie jest gotów opuścić. paradoks jest taki, że rodzina Fisherów w pewnym sensie ma nad nią(śmiercią)kontrolę, z racji prowadzenia zakładu pogrzebowego. niby wydaję się, że mieli dużo czasu, żeby nauczyć się rozpatrywać ją w innych kategoriach niż reszta społeczeństwa. i rzeczywiście tak jest do pewnego stopnia. ale z serialu wynika coś innego, problematyka jest dużo bardziej przyziemna - każdego z bohaterów przerasta samo życie. nawet w chwilach nieco "wyrafinowanego", nie do końca szczerego zwątpienia, kiedy dochodzą do wniosku, że mają tylko jedno(życie), więc po co tak wszystko analizować? po co być tak dokładnym i czemu sobie nie odpuścić? to są banały, proste recepty na trudne czasy. ale są momenty, że ich doniosłość i prawda wybrzmiewa w naszych umysłach jak objawienie. jak tajemnica skrywana przez tysiąclecia na najwyższych piętrach w aleksandryjskiej bibliotece...

jako, że nie mam w zwyczaju zagłębiać się w rzeczy takie jak aktorstwo, zdjęcia, muzyka(swoją drogą solidne indie, altrock i nie tylko na soundtracku) itd... bo mimo, że potrafię docenić, to nie lubię tak punktować. dla mnie pełnią po prostu jakąś, ciężką do wyróżnienia, część całego tworu i nie widzę sensu się rozdrabniać. napiszę jeszcze tylko, że postać Pani Fisher to jedna z najbardziej tragicznych postaci, jakiej losy dane było mi obserwować na amerykańskim ekranie. od czasu, bo ja wiem? kreacji Cage'a w Leaving Las Vegas, czy tam jakiegoś Rurka w Wrestlerze. z tym, że tragizm postaci nie jest tak doniosły, nie roznosi się echem po ekranie. to subtelna, zapadająca się, ulatująca ze spojrzeń i gestów, zaciskająca się niemożność pogodzenia z przeszłością, ubrana w trud trwania w teraźniejszości i złudnie szukająca wytchnienia w przyszłości...

no ale poza trafnym komentarzem społecznym, niekiedy politycznym, obyczajowym i tym co sobie ubzdurałem tam na górze... taką przyciągającą i wysuwającą się siłą serialu jest po prostu zasięg z jakim bohaterowie mogą oddziaływać na widownie - wiadomo, stara śpiewka. który poważniejszy dramat telewizyjny tak nie ma? każdy może się utożsamić z jakimś bohaterem, bo taki wiek, takie środowisko, takie problemy... może i jechanie schematami, a z drugiej strony uczciwa uniwersalność dla tych mniej wymagających. ale w produkcjach HBO zawsze wychodzi to nadzwyczaj zgrabnie. tam gdzie można, twórcy nadążają za czasami. tam gdzie nie trzeba, to pozwalają sobie przesadzić, wyolbrzymić jakiś problem i go wertować dla wypełnienia czasu antenowego. no ale jakoś trzeba utrzymać przy telewizorze tych wszystkich ludzi, co nie?

tak samo trzeba jakoś nieprzerwanie utrzymać każdą z naszych ról, każdą z rzeczywistości i każdą obsesji przy życiu, co nie?
KurtGodel - #godelpoleca #seriale #sixfeetunder

Six Feet Under

dawno nic nie pi...

źródło: comment_IqaL6NLGHvldLcjKF7pcWXT4YjZHu8CL.jpg

Pobierz
  • 4