Wpis z mikrobloga

#tripamietnik
#kambodza

Gdy zacząłem przygotowywać się do przekroczenia granicy Tajlandzko-Kambodzanskiej doceniłem (w większości) otwarte granice europejskie i względnie wysoki poziom obsługi przejść granicznych. Temat łapówek przy wyrabianiu wizy, uprzednio przestudiowany w internecie, był mi dość znany. W skrócie - jeżeli chcesz wyrobić wizę na granicy to nie ominie Cię dofinansowanie budżetu rodzinnego kogoś z przygranicznej obsługi. Jeżeli nie pani w okienku, to pan strażnik. Jeżeli nie pan strażnik, to firma organizująca przejazd. Ktos zarobi na pewno. Z jednej strony lokalny folklor i kwota która dla białego człowieka nie powinna stanowić problemu. Z drugiej - mamy rok 2017, a ja się czuję jak w jakiejś... no właśnie, Kambodży.

*

Po ledwo miesiącu spędzonym w kraju z lewostronnym ruchem drogowym całkowicie zmieniłem uliczny instynkt i wcale nie podoba mi się wizja prawostronnej Kambodży. Nie zliczę ile razy podskakiwało mi ciśnienie gdy w Albanii ledwo udawało mi się umknąć przed gnającym bez zastanowienia skuterem, bo sam z przyzwyczajenia obserwowałem złą stronę ulicy. Teraz, gdy przywykłem już do tego szaleństwa pakuje się znowu do w środek cyklonu, jedynie z większą ilością skuterów, kierowcami którzy zasady poruszania się po drodze mają jeszcze głębiej w dupie i z nieporównywalnie gorsza opieka medyczną w razie gdyby któryś z motorków zdecydował się jednak nie zatrzymywać.

*

Pierwszy widok jakim przywitał mnie nowy kraj to około roczne dziecko które półnagie i brudne leżalo na przejściu granicznym bez opieki. Gdybym przypadkiem nie spojrzał w dół to miałoby mieć już złamaną rękę czy noge. Może to właśnie biznesplan rodziców?

*

Po przekroczeniu granicy pojawił się nowy człowiek obsługujący nasz transport. Miły pan, który po przywitaniu się z nami już w pierwszym zdaniu podziękował za wizytę w jego kraju i zaznaczył, że dzięki turystom takim jak my wiele lokalnych rodzin nie przymiera głodem. Zachęcał do zadawania pytań o kraj, na które chętnie odpowiadał. Wydawał sie wesołym człowiekiem, który świadomy jest jak dużo szczęścia mial znajdując tę pracę. Pierwszy raz spotkałem się z tym, by pracownik linii autokarowej był żegnany wspólnym 'thank you' od wszystkich pasażerów.

*

#siemreap

//Ja spokojny chłopak jestem, chyba że akurat głód albo niewyspanie uderzy. Świadom tego już pisząc tekst zakładałem że, hehe, 'lekkie podniesienie ciśnienia' może być spowodowane stanem 'dzien po', 10 godzinach w busie i jedynym skromnym posiłku po drodze, ale po spędzeniu tu kolejnego dnia jednak potrzymuje: te głupie #!$%@? transportowe powinno się #!$%@?ć. To #!$%@? głupie społeczeństwo z mentalnością męczennika którego biały człowiek powinien stałe dofinansowywać jest rakogenne bardziej niż najgorsza złotowa.

W Siem Reap jak w lesie #!$%@?. Nie, w Siem Reap jak w chlewie obsranym gównem.
Czego by sobie pan najbardziej życzył? Żeby Ci głupi kierowcy tuk-tukow się potknęli i sobie głupi ryj rozwalili.

Serio. Zwłaszcza jeden penis #!$%@? kierowca chyba #!$%@? starego we własnej dupie. Socjotechnikę opanował do poziomu eksperta, ale miesiąc na szczęście wystarczył żebym wykształcił znieczulicę na jeszcze wyższym poziomie i miał #!$%@? na jego zagrywki. Niestety nie na tyle nie podnosiło mi to ciśnienia.

Okazało się że panowie z firmy transportowej bardzo do serca wzięli sobie historie o turystach wyciągających z nędzy lokalna ludność i zamiast wysadzić nas w centrum, objechał je dookoła, by wysadzić nas na drugim końcu miasta przy stacji z TukTukami.
I teraz jak kształtował się biznesplan naszych wspaniałych żółtobrązowych kolegów: otóż firma transportowa zaoferowała nam w cenie biletu transport TukTukami do hotelów. Byli w stanie dla każdej osoby wezwać osobnego TukTuka, tak szczodrzy byli.
Do centrum dość daleko, informacje o darmowym transporcie przekazał nam opisany wyżej jegomość, którego jeszcze chwilę wcześniej wszyscy żegnali prawie że brawami - no nikt się nawet nie zastanawiał czy jest jakiś haczyk. A było nim to, że darmowosc TukTuka wymagała skorzystania z jego usług dzień później przy zwiedzaniu Angkor Wat już za pieniądze - niewinne $30. Jako że jestem człowiekiem który w trakcie tripa szybciej zedrze podeszwę w bucie niż zamówi tak drogi transport, to zacząłem powoli wycofywać się z dyskusji. I zaczęło się.
Że to dla rodziny (miał iPhona droższego niż mój telefon, wiec głodem na pewno nie przymierał)
Że mnie stać (w końcu jestem biały c'nie?)
Że by mnie nie brał za darmo gdyby wiedział że nie będe z nim jeździł (no to w #!$%@? za darmo #!$%@?, z reszta i tak mam to w #!$%@? bo nie ja go wynajmowałem)
Że taniej nie znajdę (znalazłem)
I argument ostateczny - że tu jest Kambodża i takie tu są deale (no #!$%@? rzeczywiście, oszukujemy turystów i mówmy że taki mamy klimat)
Gdyby nie jego mina która przez większość rozmowy sugerowała że ma się lada moment rozpłakać po prostu poszedł bym w #!$%@? pewnie od razu, ale tym JEDNYM PROSTYM TRIKIEM #!$%@? TURYSTE AZ 10 MINUT.
Na koniec oczywiście rzucił na mnie jakiejś lokalne klątwy, wsiadł na swój pojazd ze złomowiska i odjechał w stronę zachodzącego smrodu.

Tego samego wieczora przechodząc przez jedną z głównych uliczek miasta spotkałem go ponownie. Rozpoznał mnie i jak gdyby nigdy nic znowu chciał mnie przekonać do swojej super oferty.
Te #!$%@? nawet godności nie mają.

Z ciekawości policzyłem jego dniowke, i za swoja godzinę, max 2 jazdy i cały dzień spania/czytania książki w cieniu dostałby więcej pieniędzy niż ja swego czasu kopiąc łopata przy 32 stopniach w cieniu.

***

Jednego nie można im odmówić. Jedzenie w przyulicznych barze mają sporo lepsze niż w Tajlandii. A shake owocowy nareszcie nie składa się w 70% z lodu. No i jest taniej, a jestem w prawdopodobnie najbardziej skomercjalizowanym mieście tego kraju.
A-K-G - #tripamietnik
#kambodza

Gdy zacząłem przygotowywać się do przekroczenia gran...

źródło: comment_VpDqbXq8XSOZ8caaamfTo0IBkFw0Dbbp.jpg

Pobierz
  • 2
@A-K-G: Też miałem taką akcję że jadąc od granicy do Siem Reap, tuż przed miastem kierowca zjechał z głównej drogi i zatrzymał się przy postoju tuk tukow. Niby że dalej już podwiozą każdego pod konkretny hotel etc. Ja z kumplem jako że z Polski to poczuliśmy się oszukani i zaczęliśmy robić im awanturę. W mig przekonaliśmy innych turystów że tubylcy chcą z nas zedrzeć dodatkowa kasę i na granicy kierowca obiecywał