Wpis z mikrobloga

#jedzenie Od lat jadłem niemal codziennie w barach i restauracjach (nie miałem czasu na gotowanie) i nigdy nie dawałem napiwków. W większości kelnerzy są niemili, mają skiszone mordy jak w PRL, a jak trafiła się jakaś perełka i zostawiłem na stole 10zł, to na drugi dzień zwróciła. Wychodzę z założenia, że gastronomia to normalna usługa jak szewc, mechanik, fryzjer. W Rosji do tej pory nie przyjmują napiwków, bo kelnerzy uważają je za obrazę. Zwyczaj wywodzi się z tego, że jaśnie pan w oberży rzucał chamowi miedziaka gdy był zadowolony ze strawy i napitku. Często była to też rekompensata za rozbite kufle. W Polsce natomiast jak w lesie, chociaż w USA również. Gdy przez kilka lat odwiedzałem restauracje, kilka razy kelner zażądał napiwku. Szczytem wszystkiego był gość na oko 40 letni, przywiózł do domu pizzę z DaGrasso. Po zapłaceniu wyskoczył oburzony - "a napiwek to gdzie?". Odpowiedziałem "pytaj szefa" i trzasnąłem drzwiami. Sorry, ale jak nie pasuje standardowa pensja, to się nie zatrudniaj do wożenia pizzy, zwłaszcza w tym wieku, zostaw pracę młodym, studentowi może bym te 5 zł zostawił, ale nie staremu chłopowi.
  • 2