Wpis z mikrobloga

Mam w osiedlowym sklepiku taką pewną śmieszną panią na którą nie wiedzieć czemu, bardzo często trafiam. Nie istotne jaki sklep i jak się owa dama nazywa, ale ma niewątpliwy talent do #!$%@? mnie za każdy #!$%@? razem gdy robię zakupy.

Wpierw wydarzyła się sytuacja w której chciałem zakupić alkohol, dokładniej sikacza Old Scotland (znawcy będą już wiedzieli co to za sklep). Pani szuka. Wzrok błądzi, choć butla stoi na przeciwko niej. Pyta się więc:
- Gdzie to stoi?
Odpowiadam:
- Koło Grantsa, po prawej.
Pani namierza Grants'a, tak więc widzi już poszukiwany skarb z odległości #!$%@? 15 cm, po czym #!$%@? w lewo.
No to szybko pomagam raz jeszcze.
- Nie, w prawo.
Pani mówi:
- Aha!
Po czym ochoczo rusza dalej w lewo na dział z wódkami. Cała ta sytuacja trwała koło 30 sekund, ale wystarczyło żebym się ugotował.

Tydzień później znów byłem na zakupach, tym razem chciałem kupić doży kawałek boczku wędzonego w kawałku. Mówię mojej ukochanej ekspedientce że po proszę 1/4 tego kawałka.
Pani wyjmuje mięso i już widzę że czoło zaczyna się marszczyć a ręka drży z nie pewności. Przykłada nóż IDEALNIE NA ŚRODEK i pyta się:
- Tyle?
Odpowiadam więc:
- Nie, połowę połowy.
No tego już było za wiele - mózg został #!$%@?. Pani przesuwa o centymetr nóż w lewo i pyta się:
- Tyle?
Mówię raz jeszcze już samemu się zastanawiając czy może to ja jestem #!$%@? i coś źle tłumaczę, ale mówię znowu:
- Nie no, połowę połowy, najpierw pani wyznaczy pół i potem połowę tej połówki, 1/4.
Pani myśli chwilę, receptory #!$%@?ą salta, po czym podnosi ręce w geście rozpaczy i oznajmia:
- To ja nie wiem ile to jest.
#!$%@?, pokazałem jej palcem i ukroiła i tak za duży kawałek. Ciśnienie już urosło motzno.

Kolejny tydzień. Kupuje pierdoły, parówki, bułki, jakieś gówna małe. Płacę wyjątkowo gotówką. Daje 100zł bo nie mam drobnych, za rachunek opiewa na jakieś 14zł. Pani wydaje (kasa na szczęście policzyła za nią) po czym #!$%@? mi cały bilon po ręku, jakby #!$%@? nie domyśliła się że może warto podać mi to jakoś delikatniej, wsypać w rączkę, nie wiem. Ale nie, monety wesoło tańcują po blacie i podłodze. Zbieram to jak mały Judasz, a pani mówi:
- Ojej, przepraszam.
Odpowiadam grzecznie:
- Nic się nie stało.
Pani podaje mi kilka monet które spadły z jej strony i z uśmiechem na twarzy:
- Jakoś te pieniążki nie chcą do Pana wracać, hahaha!
I się #!$%@? śmieje z własnego żartu. Wyszedłem #!$%@? i obolały bo nie lubię się schylać.

Dzisiaj (dlatego robię ten wpis bo to trzeba zacząć spisywać). Wchodzę, biorę jakieś gówna i idę na dział serów. I już widzę kto obsługuję więc zaczynam się bać.
- Coś podać z serów?
- Tak, po proszę trochę mniej niż połowę tej kostki mozzareli.
So far so good. Bierze ser, opakowuje, bierze nóż i #!$%@? nożem tak z 1/3 kawałka. I wtedy pada cudowne pytanie, moje ulubione:
- Chce Pan tą mniejszą czy większą POŁÓWKĘ?
Zapłakałem cichutko w duszy i po prosiłem o mniejszą.
No nic. Czekam na kolejny tydzień. Na pewno wydarzy się coś wspaniałego.
#gownowpis
  • 48
@dakann: mam dylemat. Albo to jest całkiem dobrze skrojony bait, albo ku*** jesteś debilem. Coś takiego jak dekagramy to kojarzysz? Półowę kostki? 1/4 boczku? Jak benzynę tankujesz to też tak mówisz "tak ciup ciup"? O tym, że babka nie mogła znaleźć jakiegoś sikacza czy to, że jej kasa wypadła to nie wspomnę. Wydaje się być kulturalna babka, a Ty Januszysz.

Ale i tak uważam, że to bait. Nie może być, że
@Achaa: nie chodzi o to, że wymaga Bóg wie czego. Ale mógłby poprosić konkretnie o wagę szczególnie jak widzi, że babka to nieogar. Poza tym dakann nie powinien jeść boczku XD
@dakann: Klienci to często chcą żeby im w myślach czytać. Sytuacje typu: - poproszę papierosy (spoko, tylko jakieś 50 typów mamy)
-a jakie?
-eee pall malle (oczywiście źle wymówione)
-a jakie konkretnie? (domyśl się, że to te jedne z 10)
-a takie cienkie
-zielone? (może się uda strzelić)
-a tak, tak
są nagminne. A pani może trochę roztrzepana, ale to z ciebie buractwo wychodzi.