Wpis z mikrobloga

Z Facebooka

Hej. Witam was serdecznie, od razu muszę ostrzec, że wpis będzie raczej długi, pełen narzekania i jest szansa, że momentami może być ciężki do zrozumienia, bo nigdy nie miałem lekkiego pióra ;). Zaznaczam też, że wpis ten nie ma na celu nikogo obrażać czy zniechęcać, ale być może pomoże kilku osobom przemyśleć drogę kariery, liczę też, że pojawi się dyskusja na temat procesu rekrutacyjnego.
Kim jestem? Na pewno nie jestem zwycięzcą, ale jestem testerem z 9-letnim doświadczeniem. Od kilku miesięcy biorę czynny udział w procesie rekrutacji testerów w firmie, w której pracuję. Oczywiście jest to fake konto, ale nie chcę zdradzać swoich danych osobowych, gdyż zdarza mi się tutaj udzielać, a nie chcę być kojarzony ze zrzędzeniem i butthurtem. Bo zwyczajnie uważam, ze wmawianie ludziom, że każdy może być testerem i zarabiać ogromne pieniądze w tym zawodzie sprawia tylko, że masa ludzi o zerowej znajomości pracy z komputerem pcha się do testowania.
Co mi leży na sercu? A no jedna rzecz. Wmawianie ludziom, że każdy może być testerem. Otóż nie, nie każdy może nim zostać. Od jakiegoś czasu widzę tendencję do nazywania zawodu testera takim „it dla tych, co nie chce im się uczyć programowania”. Kilka miesięcy temu firma postanowiła zatrudnić 3 testerów bez doświadczenia. Ogłoszenie niefortunnie zawierało informację, że doświadczenie jest mile widziane, ale nie jest wymagane. Zalała nas ogromna ilość CV. I tutaj pojawia się pierwszy problem. Osoby, które chcą testować, a nie mają doświadczenia nie bardzo mają jak się przebić ze swoim CV. Wpisanie w umiejętności „ISTQB” to rzecz bardzo, bardzo często spotykana.
A teraz może w punktach:
1. Dlaczego tak częstym widokiem jest CV wysłane w docu? Nikogo chyba nie zdziwi, że taki CV wysyłają tylko kobiety.
2. Prawdopodobnie jakiś „wspaniały” portal dający rady jak znaleźć pracę podpowiada, żeby wpisywać fake doświadczenie w CV. Ludzie, po prostu tego nie róbcie. To się da sprawdzić.
3. Ja wiem, że błędy językowe się zdarzają. Nawet nie jestem bardzo zły jak ktoś ma jeden czy dwa błędy w CV (chociaż no cóż, lepiej ich nie mieć) ale wpisanie w cv ISBQT, IBQT, IESTQB, czy znajomość MS World, Wort, Egzel, Eksel, to jest przesada. A wcale nie są to pojedyncze przypadki.
4. Opisanie swoich umiejętności – wiem, są różne „szkoły” wpisywania ich w CV, ale co ma pomyśleć ktoś, kto widzi w umiejętnościach takie pozycje jak: Android, Chrome, spam, sterowniki, podłączenie drukarki, Google, iphone, kurs komputerowy (nie wiedziałem, ze jeszcze są organizowane)? Naprawdę, ludzi którzy wpisują randomowe „technologiczne” słowa które znają jako umiejętności zawsze sprawia, że do Ciebie nikt nie zadzwoni.
5. Zainteresowania – tutaj klasycznie „podróże, muzyka, film” ostatnio widzę też coraz częściej „Nowe technologie” czy bardziej tajemnicze pozycje jak np. netflix. Jeżeli chcesz, by twoje zainteresowania były odebrane pozytywnie, napisz jaka muzyka, jaki gatunek filmu, jakie podróże.
6. Wykształcenie – tak, jest ważne, ale naprawdę nie jest ważne jaki gimnazjum zostało ukończone. A wpisywanie całej edukacji jest zwyczajnie zbędne.
Niestety, zdecydowana większość tych błędów dotyczy kobiet. Ja wiem, że akcje w stylu Mamo pracuj w IT mają przynieść dobre efekty. Ale mam wrażenie, że takie akcje zachęcają kobiety do wysyłania CV, nie do zdobywania wiedzy.
Kolejnym etapem, jeżeli CV nie jest bardzo złe, była rozmowa telefoniczna. Najpierw jedna był mail do kandydata z pytaniem, czy taką rozmową jest zainteresowany, potem dopiero rozmowa. Wydaje się to proste, prawda? O ile maile były od i do działu HR, to kilka z nich koleżanka mi pokazała. Odpowiedź „OK.” „Super” „No można” – czy tak odpowiada się na mail z pytaniem o odpowiadającą datę rozmowy? Takich maili było kilka, jeden z nich był od ponad 30-letniej nauczycielki, która chciała się przebranżowić. Na rozmowie telefonicznej padało również pytania o oczekiwania finansowe. Odpowiedzi bywały różne, zazwyczaj ok. 2k netto albo bez oczekiwań. Ale zdarzyło się też „skoro średnie zarobki to 6000zł netto, to mi wystarczy na początek 4500zł netto”. I kwoty zupełnie z kosmosu jak na zerowe doświadczenie, pojawiały się kilkanaście razy.
Kolejny etap to rozmowa w firmie z HR + z kimś technicznym. Zazwyczaj byłem to ja, czasem razem z koleżanką testerką (głównie gdy przychodziły na rozmowę osoby płci pięknej, ponoć obecność drugiej kobiety miała jej dodawać otuchy, seksizm, nie?). I tutaj było już znacznie lepiej, bo jednak do tego etapu docierali ludzie, którzy mieli coś w głowie. Powiem jedynie, że jeżeli ktoś w ogłoszeniu oczekuje znajomości angielskiego na poziomie przynajmniej B2, to prawdopodobnie rozmowa w tym języku będzie miała miejsce, dlatego nie rozumiem zdziwienia, które nie było aż tak rzadkie.
Podusmowując: Mamy sporo fajnych, młodych ludzi, którzy chcą być testerami. Szkoda, że na to samo stanowisko masa CV to zgłoszenia od osób, które nie raczą chociaż przeczytać czym jest ISTQB, zanim wrzucą znajomość do CV. Nie dziwię się, że juniorzy mają problem ze znalezieniem pracy, bo proces rekrutowania osób bez doświadczenia to niesamowicie negatywne doświadczenie. Mówienie, że każdy może być testerem jest zwykłą bzdurą. Niestety uważam, że promowanie tego w ten sposób, że to klikanie w komputer i ogromne pieniądze to zwykłe robienie z ludzi idiotów.
Do wszystkich osób, które testerami chcą zostać – pracy jest masa, ale raczej dla ludzi z chociaż niewielkim doświadczeniem. Warto pomyśleć nad chociażby darmowym, wakacyjnym stażem. Możesz poszukać u siebie w mieście małych firm, startupów i zapytać o staż. Mając chociaż to małe doświadczenie, powinno być lepiej.

#testowanieoprogramowania
  • 41
@marahin: widziałem to xd smutne, ale prawdziwe
@Sephirek: prawdziwych, nie pseudotesterów? Myślę że nieprędko, zanim każdy nauczyciel i redaktor dojdzie do 12k netto miesięcznie my już będziemy na stanowiskach leaderskich xD
@Rabusek: @Sephirek: @desad: Według mnie już jest nadmiar testerów ale takich, którzy nie mają żadnych podstaw nawet do startowania na junior testera. Nie wiem, ja sobie nie wyobrażam zatrudnić osoby, której przedstawiam pod nos kilka telefonów i chce żeby opowiedziała, który z nich na jakim systemie pracuje a ona nic. To samo nieznajomość podstawowych status codes. A już o znajomości angielskiego to nawet nie wspominam bo są ludzie, którzy
@rskk:

przedstawiam pod nos kilka telefonów i chce żeby opowiedziała, który z nich na jakim systemie pracuje a ona nic

co xD

A już o znajomości angielskiego to nawet nie wspominam

Prawda, doszlo do takich akcji że 50% zatrudnienia to sam język angielski, taki dramat jest na rynku. Dlatego myślę czy nie zrobic CPE
@Goglez: no i prawdziwie napisał. sama do swojego zespołu wcisnełam znajomą bez doświadczenia i się przekonałam the hard way, że nie każdy się nadaje ( ͡° ʖ̯ ͡°)
próbowałam ogólnie przyuczyć kilka osób z pomocą książek, czy też robiłam niewielkie szkolenia z ISTQB i mimo moich szczerych chęci z pięciu tylko dwie osoby to faktycznie zainteresowało i znalazły pracę. nie można nikogo uszczęśliwiać na siłę i sama
@Goglez: Tak to jest -> pracujesz w zawodzie kilka/kilkanaście lat, szkolisz się, zdajesz egzaminy na certy, inwestujesz w siebie, w swoją wiedzę, siedzisz po godzinach, czytasz, w domu po nocach, coś sam dłubiesz, aby w dzień w pracy coś pokazać nowego, co może się przydać w projekcie...
A później idziesz na rozmowę rekrutacyjną z jakimś noobem, który jest zdziwiony o pytanie z SQL czy innego programowania. Bo przecież on ma tylko
@Goglez: Nie to, żebym chciał testować aplikacje czy coś, ale skąd ci ludzie mają brać doświadczenie skoro nikt ich nie chce zatrudnić? Nie każdy ma możliwość siedzieć za darmo w robocie. Kto mu da pieniądze na chleb i opłaty?