Wpis z mikrobloga

Dziś postaram się opisać to czym zajmowaliśmy się na Pasie Ćwiczeń Taktycznych, który połączony jest ze strzelnicą wojskową. Z oczywistych powodów wszystkiego szczegółowo opisać nie mogę (informacje poufne, tajemnica państwowa, itd.), ale myślę, że zobrazuję mniej więcej jak to wyglądało.

Program szkolenia podstawowego jest dostępny m. in. na stronach WKU: http://siedlce.wku.wp.mil.pl/pl/14380.html "Materiały szkoleniowe WOT".

Na PĆT dostarczały nas nowe Jelcze. Mówiąc nowe mam na myśli maszyny, które podczas dnia informacyjnego na WKU, który to odbył się jeszcze w kwietniu nie miały przejechanych nawet 100 km. W jednym z nich na siedzeniu pasażera nadal była folia. Więc tak, Jelcze są całkowicie nowe.

Zajęcia z taktyki trwały ok. 10 godzin. W tym czasie instruktorzy zapoznawali nas z podstawami fachu. Zagadnienia były zróżnicowane:
- Terenoznawstwo, w tym: wyznaczanie azymutu na busoli AK oraz kompasie w stopniach, przeliczanie tysięcznych na stopnie, znajomość mapy, określanie odległości punktów w terenie, etc,
- maskowanie i kamuflaż osobisty, w tym malowanie ryja, albo wykorzystywanie lokalnej flory do zakamuflowania się,
- budowanie szałasu,
- obrona przeciwlotnicza,
- budowa osobistego stanowiska strzeleckiego (okop) + maskowanie.
- ćwiczenie postaw strzeleckich, praca na broni
- rzut granatem,
- marsz ubezpieczony, niewerbalne sygnały dowodzenia,
- organizowanie bazy podczas marszu ubezpieczonego,
- organizacja i wyposażenie posterunku obserwacyjnego, prowadzenie obserwacji,
- pokonywanie terenu różnymi sposobami (skoki, czołganie itd.),
- czołganie się ze skrzynką amunicyjną,
- marsz ubezpieczony po terenie otwartym i zrywanie kontaktu ogniowego,
- udzielanie pierwszej pomocy rannemu, ewakuacja rannego z pola walki (Medevac),
- nakładanie maski przeciw-gazowej i odzieży ochronnej,
- komunikacja radiowa, meldowanie, wzywanie Medevac.

Oczywiście nie brakowało materiałów pozoracji pola walki takich jak naboje ślepe, granaty dymne, czy granaty z gazem łzawiącym.

Co do szkoleń i ćwiczeń strzeleckich, to mieliśmy 4 dni pod rząd strzelania. Dwa pierwsze dni to strzelania na celność i skupienie. Pierwszego dnia 8 naboi, drugiego 5. Mój wynik to kolejno 67/80 i 36/50. ( ͡° ʖ̯ ͡°) Miałem problem z pracą na spuście, gdyż zbyt gwałtownie go ściągałem (wręcz naciskałem), i przez to pierwszy strzał był zerwany. Ale to jest do poprawy. Kolejne strzelanie już serią do figury zwanej potocznie "Bolek i Lolek". Wtedy już pestek w magazynku było 25 więc można było postrzelać. Do zaliczenia liczyło się 5 pierwszych trafień. Tutaj już miałem 5/5 za każdym razem. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Strzelania były połączone z zagadnieniami z pracy i obsługi broni. W tym rodzaje zacięć i sposoby ich naprawy, postawy strzeleckie, ćwiczenia zgrywania przyrządów celowniczych, czyszczenie i przeglądanie broni, etc.

Pod koniec szkolenia w celu urozmaicenia zajęć zorganizowano nam przemarsze najpierw na koniec dnia z PĆT na jednostkę (ok. 4km), dwa dni później z jednostki na PĆT. A w dniu pętli w obie strony z plecakami górskimi wypchanymi szpejem. ;-) Z tym, że na pętli to był marsz ubezpieczony, czyli o wiele wolniej niż normalnie z zakładaniem bazy w lesie, odpoczynkiem i jedzeniem racji żywnościowych.

Co do wszamy, to jak już wspominałem poprzednio, zajęcia taktyczne przerywane były na czas obiadu. Początkowo wozili nas na stołówkę na JW, ale po kilku dniach postanowiono że obiad będą nam dowozić na PĆT. Początkowo nie byliśmy zadowoleni, bo jednak czas dojazdu i powrotu to był swojego rodzaju odpoczynek, ale ostatecznie okazało się, że przerwa obiadowa trwała około godzinę, więc po jedzeniu można było nawet przyciąć komara pod drzewkiem.

Dziennie pokonywaliśmy pieszo od 17 do 21 km.

Pętla taktyczna to był swego rodzaju egzamin. Wybrane zagadnienia trzeba było wykonać zgodnie z normami. Nie udało mi się zaliczyć tylko jednego zagadnienia z uwagi na nasilający się od kilku dni ból kolana. ( ͡° ʖ̯ ͡°) Niewykonanie min. 70 proc. zadań wiązało się z niedopuszczeniem do Przysięgi.

Oczywiście broń wydano nam już w niedzielę, czyli na drugi dzień od wcielenia, i od rana do wieczora wszędzie z nią chodziliśmy. Dosłownie nie wolno było nam się z nią rozstawać, a jeśli już to należało oddać ją pod opiekę koledze.

Co do kadry i instruktorów. Większość z nich to weterani misji w Afganistanie i Iraku, dodatkowo przechodzili szkolenia m. in. w Lublińcu. To są ludzie, którzy na prawdę znają się na robocie i wiedzą o czym mówią. W przerwach i wolnych chwilach opowiadali nam to i owo ze swoich doświadczeń z misji.

To co mi się osobiście najbardziej spodobało, to sposób myślenia jaki nam starają się zaszczepić, a w myśl którego dowódca nie jest alfą i omegą, i jeśli szeregowy ma pomysł na to jak wykonać zadanie lepiej i efektywniej, to oni są otwarci na propozycje. Krótko mówiąc beton skruszony.

#wojsko #wojskopolskie #obronaterytorialna #militaria #5bot
  • 98
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach