Wpis z mikrobloga

W ciągu pierwszych tygodni i miesięcy po śmierci matki [popełniła samobójstwo gdy autor miał dwanaście i pół roku] ani przez chwilę nie pomyśałałem o jej cierpieniu. Zamknąłem się na bezgłośne wołanie, które po niej zostało i być może przez wszystkie te dni rozlegało się w pokojach. Nie miałem w sobie odrobiny litości. Ani tęsknoty. Nawet żalu po zmarłej matce. Była we mnie tak wielka uraza i złość, że nie starczyło już miejsca na jakiekolwiek inne uczucie. Kiedy, na przykład, wzrok mój padał na jej kraciasty fartuszek, który jeszcze przez kilka tygodni po jej śmierci wisiał na haczyku za drzwiami w kuchni, ogarniała mnie złość, jak gdyby ten fartuszek celowo jątrzył rany. Kosmetyki mojej matki, puderniczka i szczotka do włosów na zielonej półce w łazience raziły mnie, jak gdyby zostały tam tylko po to, by ze mnie szydzić. Jej kącik z książkami. Puste buty. Jej zapach, przez pewien czas nadal owiewający mi twarz za każdym razem, kiedy otwierałem drzwi szafy po stronie mamy - wszystko to przyprawiało mnie o bezsilną wściekłość. Jak gdyby jej sweter, który jakimś sposobem zakradł się między moje swetry, posyłał mi zjadliwy, bezczelny uśmiech.
Byłem na nią zły, że odeszła bez pożegnania, uścisku czy bodaj słowa wyjaśnienia: przecież nawet obcych, listonosza, czy domokrążcy sprzedającego pasmanterię, który trafił do naszych drzwi, mama nie potrafiła odprawić bez uśmiechu, przeprosin albo paru miłych słów, czy choćby nie proponując szklanki wody. Przez wszystkie lada mojego dzieciństwa nigdy nie zostawiła mnie samego w sklepie, na cudzym podwórzu ani w parku. Jak mogła? Byłem też na nią zły za ojca, tak poniżanego przez żonę. Wystawiła go do wiatru, jak w komediach filmowych - po prostu ni stąd, ni zowąd zniknęła, zupełnie jakby uciekła z innym mężczyzną. Gdybym ja kiedykolwiek przez wszystkie lata dzieciństwa zniknął bez słowa choćby na dwie, trzy godziny, zaraz by mnie zrugali i ukarali. Obowiązywała u nas żelazna zasada: kto wychodzi, ten zawsze mówi, dokąd się wybiera, na jak długo i kiedy wróci, albo przynajmniej zostawia kartkę w stałym miejscu, pod wazonem.
Dotyczyło to każdego z nas.
Czy wstaje się ot tak i wychodzi, po prostacku, w środku zdania? Wszak to własnie mama stała twardo na straży taktu, dobrych manier, łagodnych obyczajów, nieustannej dbałości o to, by kogoś nie urazić i nie skrzywdzić, delikatności i liczenia się z innymi! Jak mogła?
Nienawidziłem jej

Amos Oz Opowieść o miłości i mroku

#ksiazki #czytajzwykopem #cytaty #gruparatowaniapoziomu #713
  • 4
  • Odpowiedz
@Wydmuszka: Z każdą jego przeczytaną książką coraz bardziej przekonuję się, że zasługuje na literackiego Nobla. No i ta jego historia rodzinna sprawia, że pomimo bycia Izraelczykiem, jest tak bliski dla polskiego czytelnika.
  • Odpowiedz
@Wydmuszka: Dla mnie 'Fima', 'Judasz', 'Spokój doskonały' absolutnie wspaniałe. Trochę zawiodłem się przy 'Poznać kobietę' i 'Mój Michael'. A 'Wśród swoich' niestety nie czytałem ale dzięki za rekomendacje!
  • Odpowiedz