Wpis z mikrobloga

10 lat temu rozpoczął się jeden z piękniejszych pościgów za tytułem w historii hiszpańskiego (i nie tylko) futbolu. Pościg pełen dramatycznych zwrotów akcji, wielkich rozczarowań i spektakularnych momentów.

6 maja 2007 roku o 21:00 na zwieńczenie 33. kolejki La Liga wicelider - Sevilla, przyjechała na Santiago Bernabeu. Andaluzyjczykom sezon wychodził nadspodziewanie dobrze, przyszłość prawie dwa miesiące później przyniosła im dwa tytuły (Puchar UEFA i Puchar Króla), lecz w lidze ostatnią najtrudniejszą przeszkodę stanowił dla nich Real Madryt. Kto z was pamięta kozaka Palopa w bramce, zwrotnego Marescę czy gladiatora Kanoute... Jednak tego wieczoru drużyna Juande Ramosa przegrała z ... no właśnie... kosmitą? istotą ponadprzeciętną? Jak nazwać takiego grajka, który w kluczowym momencie meczu posyła takie podanie? Trzeba też wskazać na katastrofalną głupotę Robinho, który ciesząc się z dającego prowadzenie na 12 minut przed końcem, grającej w przewadze drużynie gola, zdejmuje koszulkę i musi powędrować do szatni. Swoją drogą - popatrzcie na fragmenty tego meczu ok 85 minuty. Jakie iskry, jaka walka...

Po wygranej nad Sevillą Real nadal tracił 2 punkty do lidera - FC Barcelony. Patrząc na terminarz 5 ostatnich kolejek pytanie brzmiało - czy ktoś odpuści? Jak na ligę hiszpańską i dzisiejsze standardy liczba 65 punktów po 33 meczach to niespełna 2 punkty na mecz (w rekordowych latach Real lub Barcelona osiągały prawie 2,3-2,4). W 34 turze do Madrytu przyjechał Espanyol i tu znowu mieliśmy do czynienia z więcej niż epickim meczem. 4-3 mimo hattricka Waltera Pandianiego w 30 minut, 0-2 i 1-3. Popatrzcie sami. I wtedy z Barceloną zaczęło dziać się coś niedobrego. Etoo, Messi, Ronaldinho, Iniesta, Deco, Puyol - giganci pod wodzą Franka Rijkaarda, stracili czujność w ostatniej minucie. Sobis doprowadził do remisu, a tym samym na fotelu lidera zagościł Real Madryt.

W 35 kolejce Real znów zmęczył zwycięstwo, tym razem z Recreativo, Barcelona sprała po dupsku Atletico 0-6. Tydzień później - Barcelona w mękach pokonuje Getafe, grając w 10. od 40 minuty; Real także się nie myli u siebie z groźnym Deportivo.

Nadchodzi 37 kolejka, mecze rozgrywane równolegle w znanym i praktykowanym systemie pod nazwą "Multiliga". Przebojowo grający w sezonie Real Saragossa podejmuje Real Madryt. W pierwszej połowie - szok. Milito do spółki z Aimarem dają prowadzenie Saragossie, natomiast w Barcelonie - derby miasta. Po pierwszym golu Tamudo Dumie Katalonii również nie było do śmiechu, ale Messi (mało kto o tym pamięta) strzela gola a'la Maradona na 1:1, dając Barcy do przerwy fotel wirtualnego lidera. Nawet komentator latynoski widzi ze swojej dziupli to, czego nie widział sędzia. Gdyby nie późniejszy obrót spraw - pamiętalibyśmy ten sezon głównie z rabunku dokonanego do spółki przez mało znanego dzisiaj sędziego Rodrigueza Santiago i krnąbrnego Argentyńczyka którego znamy dziś aż za dobrze.

W 63 minucie w Madrycie pogrzeb na całego. Milito ładuje na 2-1 dla Saragossy, Barca na tamtą chwilę 3 punkty przed Madrytem, w ostatniej kolejce musiałoby się #!$%@?ć niebo z pieca na łeb.

I ostatecznie nie musiało - #!$%@?ło się 20 minut później. Oddajmy głos radiu Cadena Ser i ludziom w studiu.

Jak to powiedziano podczas transmisji - "to jest coś, czego nikt się nie spodziewał i nikt o tym nie myślał". Barcelona, po golu van Nistelrooya była liderem jeszcze przez 18 sekund, a "tamudazo" na stałe wpisało się w czarną historię FC Barcelony.

Po meczu - ekstaza. W Madrycie 3 minuty po tej kolejce rozpoczęto przygotowania do mistrzowskiej fety na placu bogini Cibeles, w ostatniej kolejce miało wydarzyć się wiele wspaniałych momentów takich jak pożegnalny mecz Roberto Carlosa. Tamudo skromnie w swoim stylu przyznał że nikomu nie dał tytułu, Capello starał się być skromny, a barcelońska prasa pokornie przyznała, że był to jeden z największych momentów w historii derbów miasta. Trzydziesty tytuł po pięknym meczu i kolejnej epickiej "remontadzie" zdobył Real Madryt (skrót meczu z Mallorcą z komentarzem Jacka Laskowskiego poniżej).

#pilkanozna #realmadryt #ciekawostki #hiszpania i może #opowiastkikajela
kajelu - 10 lat temu rozpoczął się jeden z piękniejszych pościgów za tytułem w histor...
  • 22
Jednak tego wieczoru drużyna Juande Ramosa przegrała z ... no właśnie... kosmitą? istotą ponadprzeciętną? Jak nazwać takiego grajka, który w kluczowym momencie meczu posyła takie podanie?


@kajelu: Guti tamtego wieczoru - 2 GENIALNE asysty i GENIALNE kluczowe podanie przy trzeciej bramki. To był jeden z największych rozgrywających, szkoda, że taki chimeryczny.

W 35 kolejce Real znów zmęczył zwycięstwo, tym razem z Recreativo


@kajelu: Bramka Roberto Carlosa w 93. minucie.

Dodam,
@kajelu oj pamietam ten sezon, mecze oglądałem na sopcastcie, w jakości 244p XD. Ile sie naprzeklinałem Realu, kiedy ciągle przegrywali do ostatnich minut. Wtedy w zimie sprowadzono Marcelo, Higuaina i Gago. Tylko Gago nie zrobił wielkiej kariery, choć zapowiadał sie na drugiego Redondo. Łezka się w oku kreci, zwlaszcza jak oglądam powtórki meczu z Espanyolem. Higuain był wtedy niesamowity
@kajelu: ogólnie ciężko się czyta, popracuj nad spójnością, skaczesz od tematu do tematu nie podając stanu po każdej z wymienionych kolejek, tylko wybrane mecze i bramki, nie opisujesz piłkarzy klubami...

"W 34 turze do Madrytu przyjechał Espanyol i tu znowu mieliśmy do czynienia z więcej niż epickim meczem. 4-3 mimo hattricka Waltera Pandianiego w 30 minut, 0-2 i 1-3. Popatrzcie sami. I wtedy z Barceloną zaczęło dziać się coś niedobrego. Etoo,
@Ozjasz_Mordechaj czuje przez kosci ze liga w Hiszpanii jest otwarta. Stad moj spontaniczny, tworzony na kolanie wpis wspominkowy.

Nie udaje sie kogos kim sie jest ( ͡° ͜ʖ ͡°) Pero entiendo sobre todo y hablo poco a poco

@jawtwoimwieku to juz widzalem Hierro, Salgado, Carlosa, Makelele, Karanke, Gravesena, McManamana, Woodgate'a... ( ͡°( ͡° ͜ʖ( ͡° ͜ʖ ͡°)ʖ ͡
@kajelu: caly sezon byl warty uwagi. Real nic by nie ugrał bez Beckhama, ktorego Capello posadził na ławce juz na poczatku sezonu, a z ktorej praktycznie nie wstawal jak potwierdzil swoje odejscie. Zaczal go wpuszczac jako Jokera po naciskach kibicow, a ren odplacal sie dosrodkowaniami na nos. Koniec sezonu to koncert niechcianego w Madrycie Anglika, dzieki ktorego podaniom, dosrodkowaniom i szarpaniu na skrzydle real wyrwal mistrzostwo ociężałej pod wodzą Rijkarda Barcelonie.